Rozdział 1

13.1K 725 57
                                    

Kolejne szare popołudnie. Byłam przyzwyczajona do takiej pogody - w końcu od urodzenia mieszkałam na dawnych terenach Wielkiej Brytanii. Dziadkowie opowiadali mi o Londynie, stolicy tego wyspiarskiego państwa. Dla ludzi był piękny, ale dla Zmiennokształtnych było to zbędne marnowanie przestrzeni. Londyn był jednym z pierwszych miast, które zostały zrównane z ziemią po Zrywie. Jedynym dużym miastem, które zatrzymano był Nowy Jork, na terenie dawnych Stanów Zjednoczonych. Jako pierworodne dziecko najważniejszej wilczej rodziny dostałam szansę by je zobaczyć i oczywiście ją wykorzystałam.

Rozumiem Zmiennokształtnych kiedy mówią, że ludzie potrafili tylko marnować, ale jeśli wszystkie miasta wyglądały tak jak Nowy Jork - magicznie, tajemniczo i pięknie - to nie rozumiem dlaczego je zniszczono. Dziś żyjemy na wsiach, w małych domkach. Większość Zmiennokształtnych ma z tym problem. Twierdzą, że to marnotrawstwo. Odzyskali Ziemię tylko po to by wrócić do zwierzęcego życia.

Jako pół zwierzęta ciągnie nas do natury, a najbardziej ptaki. Łatwo jest określić kto jest kim. Drapieżniki są wyniosłe, dumne i bardzo władcze, ale najlepiej spisują się jako obrońcy. Ptaki są wiecznie szczęśliwe, łagodne, pomocne. Roślinożercy są mili, ale lekko wycofani ze społeczeństwa, często są strachliwi. Morscy Zmiennokształtni rzadko kiedy opuszczali głębiny, jednak przedstawiciele drapieżników zasiadały w radzie. Wszystkich nas łączy ogromna miłość do Matki Ziemi, chęć jej bronienia i nienawiść do ludzi. Nie wiem czy taka już jestem czy to ze względu na wychowanie, ale gardzę ludźmi, Zmiennokształtnymi, którzy się z nimi zmieszali ...

Tak to wina wychowania. Mój ojciec zawsze powtarzał, że spowinowacanie z ludźmi to największa hańba dla rodu, a mieszańce z takiego związku nie powinny wychowywać się wśród czystokrwistych Zmiennokształtnych. Choć od urodzenia mieszkam na wyspie to dopiero od roku mieszkam w Bridgewood. Po tym co stało się w domu nie mogłabym tam mieszkać nawet gdybym chciała. Publiczne upokorzenie, wyrzucenie z miasta na oczach wszystkich i Naznaczenie...

Chwyciłam w palce kosmyk moich brązowych włosów. Kiedyś sięgały mi do pasa, ale w trakcie Naznaczenia zostały niedbale i brutalnie ścięte do brody. Teraz sięgały piersi.

- Dylan chodź na chwilę! - usłyszałam krzyk Allison.

- Już idę! - odkrzyknęłam i zeszłam z parapetu.

Allison to dwudziestotrzyletni kanarek. Kiedy ją poznałam zabawnym wydawało mi się, że ma na nazwisko Black. Jednak wszystko wyjaśniło się gdy poznałam jej męża -dwudziestoczteroletniego Jacoba, który dla wyjaśnienia jest krukiem.

- Gdzie jesteś?!

- Kuchnia!

Po drodze do kuchni musiałam przejść przez salon, gdzie na kanapie siedział Jacob i czytał książkę. Weszłam do kuchni przez jasno-brązowe drzwi i zobaczyłam Allison, która - o zgrozo - piekła ciasto. Nie chodzi o to, że źle gotuje, bo szczerze mówiąc nigdy nie jadłam nic lepszego od tego co wychodzi z jej kuchni, ale skoro piekła ciasto bez żadnej okazji oznaczało to, że ktoś ma nas odwiedzić.

- Słucham - powiedziałam siadając na blacie kuchennej szafki.

- Wiesz, że Rada zlikwidowała kolejną ludzką wioskę?

- Tak, wiem.

Rada od jakiegoś czasu eksmitowała ludzi z wiosek, które według naszego prawa należały do Zmiennokształtnych i kazała im wracać do ludzkich wiosek

- Tylko, że to nie była ludzka wioska Alli. To była wioska Roślinożernych i wiesz o tym.

- Tak. Wiem jaki masz stosunek do ludzi, ale...

ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz