Rozdział 38

2.4K 259 11
                                    

Patrząc w lustro nie widziałem już tego samego chłopaka, na którego rzuciła się Dylan kilka miesięcy temu. Widziałem wychudzonego mężczyznę z wyraźnym zarostem i powagą w oczach. Zastanawiałem się czy dla Dylan wciąż byłem taki sam. Czy wciąż byłem Jamiem, któremu oddała serce. Chciałem być. Ale czy wciąż potrafiłem? Czy wciąż potrafiłem uśmiechnąć się tak by mocniej zabiło jej serce? Czy potrafiłem jeszcze obudzić w niej szczęście? Jednego byłem pewny - wciąż potrafiłem zrobić dla niej wszystko.

Po raz kolejny ochlapałem twarz lodowatą wodą i zakręciłem kurek. Zerknąłem nieśmiało na swoje odbicie; kropelki wody skapywały z mojej twarzy, a z oczu ziało przerażenie. Cały czas powtarzałem sobie, że dam radę. Musiałem być pewny, że sobie poradzę.Plan był prosty; bierzemy ją na zakładnika, przekonujemy pozostałych do naszych racji i kończymy to wszystko. Ale czy to naprawdę było takie proste? Gdzieś głęboko w mojej głowie pewien słaby głosik szeptał, że wszystko się skomplikuje, a decyzje trzeba będzie podjąć szybko.

- Jamie. - Drzwi łazienki się otworzyły, a w progu stanął Cam. - Musimy iść.

Kiwnąłem głową, przetarłem twarz ręcznikiem i wybiegłem za nim z pokoju. Szliśmy korytarzami jak gdyby nigdy nic, ale we mnie narastało napięcie. Miałem wrażenie, że wszyscy na nas patrzą, że wszyscy już wiedzą o tym co chcemy zrobić. Kiedy Cam wszedł do jej gabinetu moje serce gwałtownie zwolniło. Odniosłem wrażenie, że moje płuca się zapadły. Wszedłem za nim i zamknąłem drzwi.

- Co was do mnie sprowadza chłopcy? - zapytała nawet nie unosząc głowy znad papierów.

- Chcemy z panią porozmawiać na temat Zmiennokształtnych.

- Nie ma o czym rozmawiać. Po oddaniu Dylan Rada zniszczyła dokumenty dotyczące naszej działalności, a istnienie naszych placówek zostało zatuszowane. Wojna skończona i nie mam o czym z wami rozmawiać. - Popatrzyła na nas przelotnie i zwilżyła usta. - Jej życie nie jest wielką ceną i mam nadzieję, że kiedyś zrozumiecie dlaczego to zrobiłam.

Cam na zewnątrz pozostał spokojny, ale w jego oczach błysnęła furia. Podszedł do biurka i oparł się o nie pośladkami. Patrzył na Ninę tak długo dopóki nie podniosła na niego spojrzenia. Z początku była zniecierpliwiona, ale im dłużej patrzyła mu w oczy tym bardziej była przerażona.

- Pomożesz nam ją odzyskać czy nie? - zapytałem, nie mogąc już wytrzymać.

- Nie mogę wam pomóc. Nie wywołam kolejnej wojny. Wy też tego nie zrobicie.

- Nie powstrzymasz nas - warknął Cam i chwycił ją za kark. - Wybijemy ich co do nogi, przeszukamy każdy las, każdą norę, każdy dom. Odzyskamy ją. Jeśli ty nam nie pomożesz poradzimy sobie sami.

- Powiedziałam już, że nie mogę wam pomóc.

- Dobrze. - Cam oblizał usta, przejechał wolną ręką po twarzy i znów na nią popatrzył. - Ludzie wydadzą na ciebie wyrok. - To powiedziawszy ścisnął jej kark, a ona straciła przytomność. Patrzyłem na to wszystko w szoku. Nie miałem pojęcia co on zamierza, o jakim wyroku mówił. - Zwołamy zebranie i przekonamy ich, żeby wydali na nią wyrok śmierci.

- Jak zamierzasz to zrobić? - Patrzyłem na niego niedowierzająco. Co on sobie myślał? - Nie możemy zrobić tego sami?

- Jamie nie bądź głupi. - Popatrzył na mnie prześmiewczo i odbił się od biurka. - Jeśli ją zabijemy to na nas wydadzą wyrok, Dylan zginie, a my jej nie pomożemy. Jeśli przekonamy naszych, że możemy znowu panować, a ona nam to uniemożliwia wtedy ją usuną.

- Panować? Co? O czym ty mówisz?

- Mam plan. Plan idealny. - W jego oczach świecił triumf, nie zmieniało to jednak faktu, że Cam nie był już sobą. - Przekonamy ich, że możemy wybić Zmiennokształtnych i znów rządzić Ziemią. Podczas badania Formuły któryś z lekarzy wynalazł specjalny preparat, który aktywuję przemianę. Rozpylimy to nad lasami i miastami i ich pozabijamy. Kiedy wszystko się skończy ludzie będą sami i niezależni. Stwierdzą, że plan jest doskonały i wybiorą mnie na nowego Gubernatora, a ja dopilnuje, żeby Dylan była bezpieczna. Pomyśl o tym. - Podszedł do mnie i klepnął mnie w tył głowy. - Weźmiecie ślub, będziecie mieć gromadkę dzieci, które będą bezpieczne i szczęśliwe. Dasz jej szczęście o jakim marzy, a ja będę czuwał nad wszystkim.

- Dylan też jest Zmiennokształtną. Zabiją ją razem z resztą! - krzyknąłem i odepchnąłem go od siebie.

- Użyj mózgu! - wrzasnął i podszedł tak blisko mnie, że niemal stykaliśmy się nosami. - Dali jej Formułę. Nie może się zmieniać. Preparat tego nie zmieni. Wezmą ją za człowieka.

W tamtej chwili czułem się strasznie głupi i bezwartościowy. To Cam to wszytko wymyślił i był gotowy postawić wszystko na jedną kartę po to by uratować moją dziewczynę. Moją Dylan. Ja tylko stałem z boku i wszystkiemu się przyglądałem. Bez względu na to jak beznadziejnie się czułem wiedziałem, że to może się udać.

                                                                                                    ***

Sala zapełniała się ostatnimi z naszych, a Cam przyglądał się wszystkiemu z zadowoleniem na twarzy. Nina siedziała przywiązana do krzesła, wciąż była nieprzytomna. Bez względu na to co chcieliśmy osiągnąć to było bardzo złe. Czułem to okropne uczucie w brzuchu, jakby moje wnętrzności się poskręcały.

- Moi drodzy zebrałem was tutaj, aby omówić bardzo ważną kwestię. - Zaczął kiedy wszyscy już się zebrali. - Obawiam się, że nasza kochana pani Gubernator nie działa na korzyść gatunku ludzkiego. Od kilku miesięcy nic nie zmieniło się na lepsze, a nawet się pogorszyło. Straciliśmy nasze obiekty badań, Wojna została zakończona na korzyść Zmiennokształtnych, a ona uważa, że tak jest dla nas lepiej. Jest lepiej? Nie sądzę. - Wśród słuchaczy było widać wyraźne zainteresowanie, a Cam stosunkowo budował napięcie. - Widzicie mieliśmy odzyskać naszą planetę, a tym czasem po raz kolejny żyjemy pod dyktando tych... tych stworów i pozwalamy im robić z nas niewolników. Czy kiedykolwiek myśleliście o tym jak cudownie byłoby żyć tylko wśród ludzi? Jak bezpiecznie byście się czuli gdyby wasze dzieci wychowywały się tylko wśród swoich? - Rozejrzał się po sali i wymierzył palec w Ninę. - Ona wam tego nie umożliwi. Wybierzcie mnie na Gubernatora, a wam to zagwarantuję.

- Niby jak?! - Z tłumu wyszedł jeden ze strażników i stanął na pierwszym stopniu podium. - Jesteś młody i niedoświadczony Cameronie. Nie doprowadzisz do naszego zwycięstwa. Nina chociaż gwarantuje nam bezpieczeństwo.

Po sali rozeszło się echo aprobaty, ale na twarzy Cama nie pojawiła się żadna oznaka strachu. Tak jakby był na to przygotowany. Chrząknął na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli, ponownie rozejrzał się po sali i bezczelnie się uśmiechając ponownie popatrzył na strażnika.

- Jeśli będziesz łaskawy wrócić na swoje miejsce udowodnię i tobie, i reszcie zebranych, że dokonam tego o czym mówię. - Mężczyzna cofnął się z niezadowoleniem o założył ręce na piersi. - Widzicie, niedowiarkowie zawsze się znajdą. Zawsze znajdzie się taki, że nie da się, że to się nie uda. Niektórzy z was nie widzą, że pracowałem w wielu Bazach i pilnowałem badań nad Formułą. Choć jestem młody i niedoświadczony wiem, że przy powstawaniu Formuły opracowano również preparat, który wywołuje przemianę u Zmiennokształtnych i ich osłabia. Pomyślcie tylko; gdyby rozpylić to nad lasami i miastami moglibyśmy ich pozabijać i nie stracić przy tym ani jednego człowieka. Co wy na to?

Ludzie patrzyli na niego i przez chwilę nie reagowali. Na twarzy Cama powoli wykwitało rozczarowanie, ale nagle wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć jego imię. Kilka osób z niesmakiem opuszczało salę, ale było ich niewiele.

Cam triumfował, na Ninę wydano wyrok śmierci za szkodzenie rodzajowi ludzkiemu, a ja szykowałem się na kolejną Wojnę.




ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz