Rozdział 2

8.9K 712 42
                                    

Nie mogłam w nocy spać przez tego idiotę. On i jego ludzkie nawyki. Całą noc słyszałam muzykę z jego pokoju. Nie wiem czy on tak zasypia, czy nie sypia w ogóle, czy może postanowił uprzykrzyć mi życie. Nie wiem.

Zeszłam rano do kuchni z nerwami w strzępach i praktycznie zasypiając na stojąco. Przy kuchennej wyspie siedział Jamie jedząc płatki, a Jacob stał przy kuchence i robił jajecznicę. Popatrzyłam krzywo na tego pierwszego i niechętnie usiadłam na stołku obok.

- Dzień dobry Dylan. Ślicznie wyglądasz.

Prychnęłam.

- Daruj sobie takie komentarze Wood.

- Pamiętasz jak się nazywam. To dla mnie zaszczyt wilczku.

Gotowałam się od środka, rzadko kiedy dochodziło u mnie do niekontrolowanych przemian, ale w tamtej chwili czułam jak moje paznokcie zamieniają się w pazury.

Jacob chrząknął. Opanowałam się i wysiliłam na spokojny ton.

- Nie mów tak do mnie Wood. Jacob gdzie jest Allison?

- Jeszcze śpi.

- Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać Dylan? Przecież jestem miły - powiedział Jamie uśmiechając się od ucha do ucha.

- Pozwól, że coś ci wyjaśnię - odwróciłam głowę w jego stronę i popatrzyłam nienawistnym wzrokiem. - Mieszkasz tu dlatego, że dwoje najlepszych Zmiennokształtnych na tej planecie postanowiło udzielić ci pomocy. Nie stanowisz dla mnie problemu dopóki się nie odzywasz. Kiedy twoje usta się otwierają nagle stajesz się najbardziej irytującą i wkurzającą istotą jaka kiedykolwiek chodziła po Ziemi. Bądź więc łaskaw i się nie odzywaj.

Parsknął śmiechem, ale już się nie odezwał. Szybko zjadłam swoje śniadanie i wyszłam z kuchni. Przebrałam się w dresy i wyszłam pobiegać.

Dzień był wyjątkowo ładny; nie padało, a czasami nawet słońce raczyło wyjawić się zza chmur.

- Mogę ci towarzyszyć wilczku ?

Przyspieszyłam. Nie miałam najmniejszego zamiaru z nim rozmawiać, biegać ani w ogóle go znać ale niestety tego ostatniego nie można było zmienić.

- Zadałem ci pytanie. Wiem, że wilki są dumne, ale nie sądziłem, że są aż tak snobistyczne.

Zmieniłam postać i wbiegłam między drzewa. Na czterech łapach biegłam szybciej, o wiele szybciej. Kiedy myślałam, że już go zgubiłam i wróciłam do ludzkiej postaci on nagle się pojawił i powalił mnie na ziemię.

- Dylan, no! Porozmawiaj ze mną.

- Złaź.

- Nie dopóki ze mną nie porozmawiasz.

- Rozmawiam z tobą, a teraz złaź.

Zrzuciłam go z siebie, odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.

- Dylan.

- Czego ty ode mnie chcesz? Bo na pewno nie chcesz prowadzić przyjacielskich pogawędek.

- Nie zabiorę ci ich.

- Słucham?

- Jacoba i Allison. Nie zabiorę ci ich.

- Niby czemu miałbyś? I czemu pomyślałeś, że ja tak myślę?

- Po tym jak się zachowałaś...

- Nie masz o mnie bladego pojęcia, nie znasz mnie i nie chcę, żebyś znał. Ludziom nie można ufać. Jedyne co potraficie to niszczyć. Rujnujecie wszystko na swojej drodze. Nie chodzi mi to, że mi ich zabierzesz. Chodzi o to, że ich zniszczysz, a ja nie będę potrafiła im pomóc.

ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz