Rozdział 25

4.4K 395 19
                                    

Trzymałam mocno rękę Jamie'ego i co chwilę nerwowo zerkałam na Cama. Nie podobało mi się to, że z nami szedł, ani to, że Jamie mu ufał. Cisza między nami zaczynała mi ciążyć, a do chaty mieliśmy jeszcze jakieś pół godziny drogi.

- Jamie możemy porozmawiać? - Popatrzyłam na niego znacząco i pociągnęłam jego dłoń.

- Wiem gdzie mam iść - mruknął Cam i ruszył przed siebie. Patrzyłam za nim chwilę, a kiedy zniknął mi z pola widzenia popatrzyłam na Jamiego.

- Dlaczego on idzie z nami? Co z Mayą? Dlaczego masz krew na rękach? - Zasypywałam go pytaniami, a z każdym kolejnym jego twarz stawała się coraz bardziej zbolała.

- Wszystko ci wytłumaczę tylko, że nie teraz. - Popatrzył na mnie twardo i pociągnął mnie za rękę.

- Dlaczego nie teraz? Nie ufam mu! Nie rozumiesz tego?! - Mój krzyk poniosły okoliczne drzewa, nie dbałam o to czy Cam mnie usłyszy. - Gdzie do cholery jest Maya?!

- Maya nie żyje! - Czułam się tak jakby mnie ktoś uderzył. Może i nie lubiłam jej za bardzo, ale to było nie możliwe, żeby ona nie żyła. - To jej krew mam na rękach, a gdyby nie Cam już nigdy byś mnie zobaczyła! Dlatego mu ufam. Uratował mi życie. - Moje stopy zapadły się w ziemię. Miałam wrażenie, że ktoś mnie wypatroszył i została mi tylko zewnętrzna skorupa.

- Maya nie żyję? - zapytałam łamiącym się głosem, a z moich oczu wypłynęły słone łzy.

- Dylan... - Chciał dotknąć  mojego ramienia, ale się cofnęłam. Dostrzegłam iskierkę bólu w jego oczach. - Nic nie mogłem zrobić.

- Chcę zostać sama.

Jamie patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a później odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę chaty. Kiedy zniknął mi z pola widzenia oparłam się ciężko o drzewo i zjechałam po nim na ziemię, szloch wyrwał się z mojego gardła, a z oczu wypłynęły kolejne łzy. Nie wiedziałam dlaczego płaczę; dlatego, że Maya nie żyję czy dlatego, że Jamie mógł zginąć gdyby nie Cam. Choć Jamie mu ufał ja nie potrafiłam nawet po tym jak Jamie powiedział, że Cam uratował mu życie. Tego wszystkiego było po prostu za dużo, nie potrafiłam tego udźwignąć. Mój mózg odmawiał przyjmowania informacji, chciałam wykasować z pamięci kilka ostatnich tygodni.

Nie wiem jak długo siedziałam pod tym drzewem, ale kiedy zdecydowałam się wrócić do chaty zaczynało już zmierzchać. Z lekkim trudem podniosłam się z ziemi i otrzepałam spodnie, które i tak były już niesamowicie brudne. Zamarzył mi się ciepły prysznic. Byłam tak brudna, że momentami brzydziłam się patrzeć na samą siebie, o swoim oddechu już nie wspomnę. Nagle ogarnęło mnie skrępowanie. Nienawidziłam być brudna. Kiedy doszłam do chaty zerknęłam na swoje odbicie w brudnym oknie ; moje włosy zwisały w tłustych strąkach, a na twarzy widniały jasne smugi wytyczone przez łzy wypływające z moich oczu, bluzka była poznaczona jaśniejszymi lub ciemniejszymi brązowymi plamami i zwisała ze mnie jak worek. Musiałam coś ze sobą zrobić.

Weszłam do chaty i pierwszym co zrobiłam było sprawdzenie czy w kranie była woda. Odkręciłam kurek jednak zamiast wody na moje ręce wysypało się trochę piasku. Przeklęłam pod nosem i zeszłam do tunelu.

- Dylan! - Jamie podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. - Zaczynałem się martwić, tak długo cię nie było. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Gdzie jest Cam? - zapytałam rozglądając się dookoła.

- Poszedł wgłąb tunelu, żeby sprawdzić czy jest bezpiecznie. Wróci za kilka godzin.

- Wiesz może czy w pobliżu jest jakiś strumień?

- Jakieś dwadzieścia minut drogi stąd. Dlaczego pytasz?

- Chciałam się umyć. Nienawidzę być brudna.

- Chodź. - Złapał moją dłoń i pociągnął mnie z powrotem w stronę schodów. - Zaprowadzę cię wilczku. - Uśmiechnął się lekko. - Zresztą sam potrzebuję kąpieli.

Wyszliśmy z chaty i ruszyliśmy na południe, a po dwudziestu minutach marszu doszliśmy do szerokiej rzeki, której woda była tak czysta, że było widać dno. Podbiegłam do brzegu i pierwsze co zrobiłam to dokładnie umyłam twarz. Kiedy woda zmywała ze mnie kurz, piasek i błoto czułam się o wiele lepiej. Nie myśląc długo nad tym co robię zrzuciłam z siebie ubrania zostając w samej bieliźnie i weszłam do wody. Zimna ciecz otuliła moje łydki, potem uda, a kiedy zamoczyłam się, aż do podbrzusza po moim ciele rozszedł się dreszcz, a z ust wydobył się cichy chichot. Nagle dłonie Jamiego chwyciły mnie w pasie, a chwilę potem znajdowałam się cała pod wodą. Wynurzyłam się, odgarnęłam włosy z twarzy, spojrzałam na niego groźnie i z całych sił chlusnęłam na niego wodą.

- O ty! - Na jego twarzy malował się chytry uśmieszek, a ja zaczęłam uciekać na tyle szybko na ile pozwalały mi nogi zanurzone w wodzie.

- Nie, Jamie nie! - Krzyk pomieszany ze śmiechem wydobył się z moich ust kiedy złapał mnie w talii i uniósł tak, że tylko moje stopy były zanurzone w wodzie.

- Dlaczego miałbym tego nie zrobić wilczku? - zapytał szeroko się uśmiechając.

Otworzyłam usta chcąc mu odpowiedzieć, ale nagle zapomniałam co miałam do powiedzenia. Mój wzrok prześlizgiwał się po każdym centymetrze jego mokrego ciała, aż dotarł do szarych bokserek. Oblizałam popękane wargi i głośno połknęłam ślinę, czułam jak moje policzki płoną jednak chwilowo nie miałam nic przeciwko temu. Wplotłam palce w jego włosy i pochyliłam się by go pocałować. Jamie opuścił mnie lekko, a ja korzystając z okazji oplotłam nogi wokół jego pasa. 

- Tęskniłem za tobą - wyszeptał patrząc mi w oczy. - Bardzo za tobą tęskniłem.

- Ja za tobą też. - Potarłam kciukiem jego policzek. - Kocham cię Jamie.

- Ale ja ciebie bardziej. - Uśmiechnęłam się i pokręciłam przecząco głową.

- To niemożliwe.

- Oczywiście, że możliwe. - Również się uśmiechnął i złożył na moich ustach powolny pocałunek. - Wybacz, że psuję moment, ale tu nie jest bezpiecznie. Powinniśmy jak najszybciej wracać.

- Jasne. - Kiwnęłam głową i zeskoczyłam do wody. - A co z ubraniami?

- Jest już za późno, żeby je prać. Możemy przyjść jutro z samego rana, a teraz poszukać na zmianę czegoś w tunelach.

- Okay.

Wracaliśmy do chaty rozmawiając i głośno się śmiejąc. Pomimo miłej atmosfery zauważyłam, że nie tylko ze mnie zwisają ubrania. Moja pamięć przywołała słowa Maya, mówiła, że go nie karmili. Czułam silne kłucie w sercu i nie było to jedno z tych przyjemnych. Cała ta sytuacja to była moja wina.

- Nie możesz się obwiniać - powiedział nagle poważniejąc.

- Skąd wiesz o czym myślę  - zapytałam nawet na niego nie patrząc.

- Nie znam cię od dzisiaj Dylan. Wiem, że obwiniasz się o to co się stało. Musisz pamiętać, że to nie twoja wina, nie miałaś na to wpływu. Hej, popatrz na mnie. - Odwrócił mnie w swoją stronę i popatrzył mi w oczy. - Nic z tego co się stało nie jest twoją winą. Rozumiesz? - Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, więc kiwnęłam twierdząco głową. Nie byłam jednak przekonana do takiej odpowiedzi. - Świetnie, a teraz chodź. Ten las robi się niebezpieczny w nocy.

- Ej! Jestem Zmiennokształtną. Wiem więcej o lasach niż ty.

- Zapewne - mruknął i posłał mi uśmiech.

Trzymając jego dłoń czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Miałam nadzieję, że już nikt nigdy więcej mi go nie zabierze.




ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz