- Nie ! Zostaw go ! - krzyczałam na ojca, który właśnie wynosił ciało nieprzytomnego Jamie'ego.
- To człowiek głupia dziewucho! Oboje nie macie prawa żyć! - krzyknął na mnie.
Skuliłam się, ale kiedy zobaczyłam jak znowu ciągnie za sobą ciało Jamie'ego rzuciłam na niego z kłami, a on nie był mi dłużny. Moja lewa łapa została przegryziona, a kiedy podniosłam się do kolejnej walki jedyne co zobaczyłam to krew wydostająca się z Jamie'ego przez wielką ranę w rozerwanym gardle ...
Zerwałam się do pozycji siedzącej i nabierałam gwałtownie powietrza.
- Spokojnie wilczku. To tylko zły sen - szepnął Jamie zaspanym głosem i pogłaskał moje ramię.
- Co tu robisz? - zapytałam uświadamiając sobie, że zasypiałam sama.
- Nie mogłem zasnąć. Przyzwyczaiłem się przez te parę dni, że się do kogoś przytulam i bez ciebie tak jakoś nie mogłem. W końcu przyszedłem tu do ciebie i udało mi się zasnąć - powiedział i przetarł ręką oczy.
- Przepraszam, że cię obudziłam - szepnęłam i znów się położyłam.
Kiedy powiedział, że nie umie beze mnie zasnąć moja ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Świadomość, że ktoś mnie potrzebuję, w dodatku ktoś kogo bezgranicznie kocham...
Jego ręka owinęła się wokół mojej talii i przyciągnęła do jego ciała.
- Co ci się śniło? - zapytał muskając ustami moje ramię.
- Jak... - głos mi zadrżał - Nie ważne. Chcę zapomnieć o tym śnie.
Nie powiedziałam mu co do niego czuję, a on jedyne co mi powiedział na temat swoich uczuć to to, że mnie lubi. Bałam się mu przyznać do tego co czuję.
- Hej - obrócił mnie twarzą do siebie i pogłaskał mój policzek - możesz mi wszystko powiedzieć.
- Ja... - przypomniał mi się wyraz jego twarzy kiedy Jacob mówił mu o formule, wydawał się dokładnie wiedzieć o co chodzi, choć podobno nie wiedział - Nie boisz się? Tego, że mogą przyjść w każdej chwili i cię zabrać?
- Nie. A wiesz czemu? - Pokręciłam przecząco głową. - Bo mam taką jedną wilczycę do obrony. Jest niesamowicie piękna, seksowna, mądra i silna. Dopóki mam ją przy sobie niczego się nie boję.
Czułam jak moje policzki płoną. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Pogłaskałam go po policzku, przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze i delikatnie go pocałowałam.
- Chodźmy spać - szepnęłam.
- Dobranoc wilczku - szepnął, przytulił mnie jeszcze mocniej o ile to w ogóle możliwe i pocałował mnie w czoło.
Zamknęłam oczy i już po chwili odpłynęłam.
***
Rano obudziło mnie gwałtowne pukanie to drzwi. Zerwałam się z łóżka. Od kilku dni moje nerwy były w strzępach, moje zmysły były niezwykle wyczulone. Jedyną informacją jaką przekazywał mi mózg było zdanie: nie możesz go stracić. Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam.
- Dylan wpuść mnie. - Jacob stał na korytarzu, a jego mina i ton nie pozwalały na sprzeciw - Musicie uciekać - powiedział patrząc to na mnie to na Jamiego jakby nie było dla niego niczym dziwnym, że śpimy w jednym łóżku.
- Jak to musimy uciekać? - zapytał Jamie siadając na łóżku.
- Zaczęli czystkę. Byli tu przed chwilą i pytali o ciebie. Z innych domów zabierają ludzi niczego nie tłumacząc. Widziałem jak od Blake'ów wyprowadzali dziewczynę z kilku miesięcznym dzieckiem. Nie cofną się przed niczym. Powiedziałem, że wyszedłeś pobiegać i wrócisz za pół godziny. Do tego czasu ma was tu nie być. Obojga.
- Dlaczego obojga? - znów zapytał Jamie.
- Bo jeśli znajdą tu Naznaczoną Allison i Jacob zapłacą najwyższą cenę - odpowiedziałam tępo wpatrując się w Jacoba.
Jacob wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, a ja rzuciłam się w stronę komody, wyciągnęłam z niej dużą torbę i zaczęłam wrzucać tam najpotrzebniejsze rzeczy. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłam się rozpłakać, musiałam byc silna.
- Na co czekasz Wood?! - warknęłam - Ubieraj się, zabierz ze sobą jakieś ciepłe cichy i wychodzimy!
Spełnił moje polecenie i po chwili oboje staliśmy na dole z torbami zapełnionymi ubraniami, jedzeniem i wodą. Allison mocno mnie przytuliła, a jej łzy zmoczyły moja koszulkę.
- Kocham cię Dylan. Pamiętaj o tym. Nawet jeśli już nigdy się nie spotkamy ja zawsze będę cię kochać.
- Ja ciebie też Alli - szepnęłam i z lekkim trudem wydostałam się z jej ramion.
Jacob też mnie przytulił ale nic nie powiedział. Zabolało mnie to i to bardzo. Traktowałam go jak starszego brata, a teraz uciekam z jego domu bez żadnego słowa pożegnania z jego strony. Wyszliśmy z domu tylnymi drzwiami i pobiegliśmy w stronę lasu. Przez ponad godzinę biegu nie odezwaliśmy się do siebie, ta cisza strasznie mi ciążyła. W końcu moje płuca się poddały, z biegu zwolniłam do marszu, by w końcu oprzeć się o drzewo i zwyczajnie się rozpłakać. Polowali na niego, na mnie w pewien sposób też. Naznaczeni nie mogą żyć - jeśli nie wykończy ich zakażenie lub wykrwawienie inni muszą dokończyć dzieła. ''Twarde prawo, ale prawo.''
- Dylan? - podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia - Musimy iść. Słyszysz? Przecież wiesz, że nie możemy tu zostać.
- Ja nie dam rady Jamie - szepnęłam poprzez łzy - Nie dam rady. Uciekam już tyle czasu. Byłam u nich bezpieczna, cały czas ich narażałam, ale nie widziałam tego. Jestem okropna. Zostaw mnie . Biegnij na północ, a kiedy dobiegniesz do wioski zapytaj o Adama Wolfa. On ci pomoże.
- Nigdzie bez ciebie nie idę! Słyszysz?! Dylan jesteś ostatnią osobą o jaką dbam w moim życiu. Nie pozwolę ci tu zostać. Rozumiesz?! - chwycił moją twarz w dłonie, spojrzał mi głęboko w oczy i szepnął - Nigdzie się bez ciebie nie ruszam wilczku.
- Jamie..
- Dylan nie mamy czasu. - Patrzył na mnie ostro jednak w głębi jego oczu widziałam strach. - Musimy stąd iść, znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, żeby tam przenocować, a rano ruszyć dalej.
Skinęłam twierdząco głową, odbiłam się od drzewa i ruszyliśmy dalej truchtem trzymając się za ręce. Kiedy nadszedł zmrok byliśmy już daleko, w głębi lasu lub jak to określił Jamie na jakimś leśnym zadupiu. Robiło się coraz ciemniej, a my wciąż nie znaleźliśmy żadnej kryjówki na noc.
- Jamie zatrzymaj się - powiedziałam nie puszczając jego dłoni.
Odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie zmartwiony.
- Co się stało Dylan? Robi się ciemno, musimy...
- Co to takiego? - zapytałam patrząc na ogromną konstrukcję z nieznanego mi tworzywa.
- To jest słup wysokiego napięcia - szepnął patrząc z podziwem na kolosalnych rozmiarów - jak to sam określił - słup.
- To znaczy? - zapytałam wciąż nie rozumiejąc co to tam robiło.
- Kiedyś w takich słupach były kable, w których płynął prąd. Po tym jak nas wytępiono wszystkie rozmontowano. Tak przynajmniej myślałem.
- Jak widać Rada ukrywa więcej niż nam się wydawało.
- Wątpię żeby Rada o tym wiedziała. Co jak co, ale tego akurat nie potrzebujecie. W każdym domu wykorzystywana jest energia słoneczna. - Patrzył zamyślony na to coś, nagle na jego twarzy pojawiło się jeszcze większe zaciekawienie. - A tych kabli to już na pewno nie potrzebujecie - mruknął pod nosem i puścił moją ręką.
Ruszył w głąb drzew, które w tamtym miejscu rosły wyjątkowo gęsto.
- To nie są samosiejki - powiedziałam dotykając kory jednego z mijanych drzew. - Nie rosły by tak gęsto. O co tu chodzi? - zapytałam sama siebie.
- Dylan chodź tutaj! - krzyk Jamie'ego odbił się echem przez las, a ja biegiem ruszyłam w stronę, z której dochodził.
Kiedy znalazłam się obok chłopaka miałam wrażenie, że to jest jakiś chory żart, a my jesteśmy jego częścią.

CZYTASZ
Zmiennokształtni
FantasyLudzie zrujnowali Ziemię, więc Zmiennokształtni musieli interweniować. Wszystko się zmieniło, teraz to ludzie służą innej rasie. Teraz to ludzie muszą się podporządkować. Pod zasłoną tolerancji kryje się nienawiść i chęć zemsty. Czy dwójka nastolatk...