Rozdział 10

5.1K 491 16
                                    

- Nie ! Zostaw go ! - krzyczałam na ojca, który właśnie wynosił ciało nieprzytomnego Jamie'ego.

- To człowiek głupia dziewucho! Oboje nie macie prawa żyć! - krzyknął na mnie.

Skuliłam się, ale kiedy zobaczyłam jak znowu ciągnie za sobą ciało Jamie'ego rzuciłam na niego z kłami, a on nie był mi dłużny. Moja lewa łapa została przegryziona, a kiedy podniosłam się do kolejnej walki jedyne co zobaczyłam to krew wydostająca się z Jamie'ego przez wielką ranę w rozerwanym gardle ...

Zerwałam się do pozycji siedzącej i nabierałam gwałtownie powietrza.

- Spokojnie wilczku. To tylko zły sen - szepnął Jamie zaspanym głosem i pogłaskał moje ramię.

- Co tu robisz? - zapytałam uświadamiając sobie, że zasypiałam sama.

- Nie mogłem zasnąć. Przyzwyczaiłem się przez te parę dni, że się do kogoś przytulam i bez ciebie tak jakoś nie mogłem. W końcu przyszedłem tu do ciebie i udało mi się zasnąć - powiedział i przetarł ręką oczy.

- Przepraszam, że cię obudziłam - szepnęłam i znów się położyłam.

Kiedy powiedział, że nie umie beze mnie zasnąć moja ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Świadomość, że ktoś mnie potrzebuję, w dodatku ktoś kogo bezgranicznie kocham...

Jego ręka owinęła się wokół mojej talii i przyciągnęła do jego ciała.

- Co ci się śniło? - zapytał muskając ustami moje ramię.

- Jak... - głos mi zadrżał - Nie ważne. Chcę zapomnieć o tym śnie.

Nie powiedziałam mu co do niego czuję, a on jedyne co mi powiedział na temat swoich uczuć to to, że mnie lubi. Bałam się mu przyznać do tego co czuję.

- Hej - obrócił mnie twarzą do siebie i pogłaskał mój policzek - możesz mi wszystko powiedzieć.

- Ja... - przypomniał mi się wyraz jego twarzy kiedy Jacob mówił mu o formule, wydawał się dokładnie wiedzieć o co chodzi, choć podobno nie wiedział - Nie boisz się? Tego, że mogą przyjść w każdej chwili i cię zabrać?

- Nie. A wiesz czemu? - Pokręciłam przecząco głową. - Bo mam taką jedną wilczycę do obrony. Jest niesamowicie piękna, seksowna, mądra i silna. Dopóki mam ją przy sobie niczego się nie boję.

Czułam jak moje policzki płoną. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Pogłaskałam go po policzku, przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze i delikatnie go pocałowałam.

- Chodźmy spać - szepnęłam.

- Dobranoc wilczku - szepnął, przytulił mnie jeszcze mocniej o ile to w ogóle możliwe i pocałował mnie w czoło.

Zamknęłam oczy i już po chwili odpłynęłam.

***

Rano obudziło mnie gwałtowne pukanie to drzwi. Zerwałam się z łóżka. Od kilku dni moje nerwy były w strzępach, moje zmysły były niezwykle wyczulone. Jedyną informacją jaką przekazywał mi mózg było zdanie: nie możesz go stracić. Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam.

- Dylan wpuść mnie. - Jacob stał na korytarzu, a jego mina i ton nie pozwalały na sprzeciw - Musicie uciekać - powiedział patrząc to na mnie to na Jamiego jakby nie było dla niego niczym dziwnym, że śpimy w jednym łóżku.

- Jak to musimy uciekać? - zapytał Jamie siadając na łóżku.

- Zaczęli czystkę. Byli tu przed chwilą i pytali o ciebie. Z innych domów zabierają ludzi niczego nie tłumacząc. Widziałem jak od Blake'ów wyprowadzali dziewczynę z kilku miesięcznym dzieckiem. Nie cofną się przed niczym. Powiedziałem, że wyszedłeś pobiegać i wrócisz za pół godziny. Do tego czasu ma was tu nie być. Obojga.

- Dlaczego obojga? - znów zapytał Jamie.

- Bo jeśli znajdą tu Naznaczoną Allison i Jacob zapłacą najwyższą cenę - odpowiedziałam tępo wpatrując się w Jacoba.

Jacob wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, a ja rzuciłam się w stronę komody, wyciągnęłam z niej dużą torbę i zaczęłam wrzucać tam najpotrzebniejsze rzeczy. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie mogłam się rozpłakać, musiałam byc silna.

- Na co czekasz Wood?! - warknęłam - Ubieraj się, zabierz ze sobą jakieś ciepłe cichy i wychodzimy!

Spełnił moje polecenie i po chwili oboje staliśmy na dole z torbami zapełnionymi ubraniami, jedzeniem i wodą. Allison mocno mnie przytuliła, a jej łzy zmoczyły moja koszulkę.

- Kocham cię Dylan. Pamiętaj o tym. Nawet jeśli już nigdy się nie spotkamy ja zawsze będę cię kochać.

- Ja ciebie też Alli - szepnęłam i z lekkim trudem wydostałam się z jej ramion.

Jacob też mnie przytulił ale nic nie powiedział. Zabolało mnie to i to bardzo. Traktowałam go jak starszego brata, a teraz uciekam z jego domu bez żadnego słowa pożegnania z jego strony. Wyszliśmy z domu tylnymi drzwiami i pobiegliśmy w stronę lasu. Przez ponad godzinę biegu nie odezwaliśmy się do siebie, ta cisza strasznie mi ciążyła. W końcu moje płuca się poddały, z biegu zwolniłam do marszu, by w końcu oprzeć się o drzewo i zwyczajnie się rozpłakać. Polowali na niego, na mnie w pewien sposób też. Naznaczeni nie mogą żyć - jeśli nie wykończy ich zakażenie lub wykrwawienie inni muszą dokończyć dzieła. ''Twarde prawo, ale prawo.''

- Dylan? - podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia - Musimy iść. Słyszysz? Przecież wiesz, że nie możemy tu zostać.

- Ja nie dam rady Jamie - szepnęłam poprzez łzy - Nie dam rady. Uciekam już tyle czasu. Byłam u nich bezpieczna, cały czas ich narażałam, ale nie widziałam tego. Jestem okropna. Zostaw mnie . Biegnij na północ, a kiedy dobiegniesz do wioski zapytaj o Adama Wolfa. On ci pomoże.

- Nigdzie bez ciebie nie idę! Słyszysz?! Dylan jesteś ostatnią osobą o jaką dbam w moim życiu. Nie pozwolę ci tu zostać. Rozumiesz?! - chwycił moją twarz w dłonie, spojrzał mi głęboko w oczy i szepnął - Nigdzie się bez ciebie nie ruszam wilczku.

- Jamie..

- Dylan nie mamy czasu. - Patrzył na mnie ostro jednak w głębi jego oczu widziałam strach. - Musimy stąd iść, znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, żeby tam przenocować, a rano ruszyć dalej.

Skinęłam twierdząco głową, odbiłam się od drzewa i ruszyliśmy dalej truchtem trzymając się za ręce. Kiedy nadszedł zmrok byliśmy już daleko, w głębi lasu lub jak to określił Jamie na jakimś leśnym zadupiu. Robiło się coraz ciemniej, a my wciąż nie znaleźliśmy żadnej kryjówki na noc.

- Jamie zatrzymaj się - powiedziałam nie puszczając jego dłoni.

Odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie zmartwiony.

- Co się stało Dylan? Robi się ciemno, musimy...

- Co to takiego? - zapytałam patrząc na ogromną konstrukcję z nieznanego mi tworzywa.

- To jest słup wysokiego napięcia - szepnął patrząc z podziwem na kolosalnych rozmiarów - jak to sam określił - słup.

- To znaczy? - zapytałam wciąż nie rozumiejąc co to tam robiło.

- Kiedyś w takich słupach były kable, w których płynął prąd. Po tym jak nas wytępiono wszystkie rozmontowano. Tak przynajmniej myślałem.

- Jak widać Rada ukrywa więcej niż nam się wydawało.

- Wątpię żeby Rada o tym wiedziała. Co jak co, ale tego akurat nie potrzebujecie. W każdym domu wykorzystywana jest energia słoneczna. - Patrzył zamyślony na to coś, nagle na jego twarzy pojawiło się jeszcze większe zaciekawienie. - A tych kabli to już na pewno nie potrzebujecie - mruknął pod nosem i puścił moją ręką.

Ruszył w głąb drzew, które w tamtym miejscu rosły wyjątkowo gęsto.

- To nie są samosiejki - powiedziałam dotykając kory jednego z mijanych drzew. - Nie rosły by tak gęsto. O co tu chodzi? - zapytałam sama siebie.

- Dylan chodź tutaj! - krzyk Jamie'ego odbił się echem przez las, a ja biegiem ruszyłam w stronę, z której dochodził.

Kiedy znalazłam się obok chłopaka miałam wrażenie, że to jest jakiś chory żart, a my jesteśmy jego częścią.


ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz