Rozdział 33

3.5K 340 36
                                    

Nie wierzyłam w to co się działo; Jamie wrócił, był przy mnie, powiedział, że mnie kocha. Czy to wszystko działo się naprawdę? Może ja tylko śniłam wciąż będąc w jednej z cel?

- Działo się coś szczególnego kiedy mnie nie było? - Głos Jamiego wyrwał mnie z zamyślenia i utwierdził w tym, że jest ze mną na jawie.

- Nie - odpowiedziałam pewnie, jednak za szybko, ponieważ Jamie popatrzył na mnie dziwnie i zmarszczył brwi. - Nic takiego się nie działo. - Czułam jak fala wyrzutów sumienia uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że wrócił, ale z drugiej wiedziałam, że muszę mu powiedzieć. - A ty? Gdzie byłeś?

- Chciałem znaleźć matkę Mai, porozmawiać z nią, wytłumaczyć. - Pokręcił głową z rezygnacją i ukrył ją w rękach, a później przechylił się tak, że jego głowa leżała na moich udach. - To był fatalny pomysł i nawet nie wiesz jak bardzo żałuję tego, że odszedłem bez słowa i, że potraktowałem cię w tak brutalny sposób. Przepraszam. - Zabrał dłonie z twarzy i popatrzył na mnie błagalnie. - Wybaczysz mi to kiedyś?

- Oczywiście, że ci wybaczę - parsknęłam, nagle rozbawiona jego zachowaniem i wplotłam palce w jego długie włosy. - Jesteś dla mnie najważniejszy.

- Jamie? - W drzwiach stał Cam i przyglądał się całej scenie z lekko zbolałą miną. Czułam jak moja twarz staje się czerwona. - Stary kiedy wróciłeś?

- Dzisiaj. Dylan miała wczoraj urodziny i nie mogłem nie złożyć jej życzeń. - Podniósł się na łokciach i złożył na moich ustach krótki, ale czuły pocałunek i popatrzył na przyjaciela. - Dziękuję, że się nią zajmowałeś kiedy mnie nie było.

- Nie ma sprawy. Mam dzisiaj nocny patrol - burknął i poszedł do kuchni.

- Coś się stało? - zapytał Jamie marszcząc brwi. - Powiedziałem coś nie tak?

- Może coś się stało na wypadzie. - Popatrzyłam na sufit udając, że się zastanawiam. - Może moja mama go zdenerwowała. Nie wiem.

- Co będziemy dzisiaj robić? - Chwycił w palce kosmyk moich włosów, a później popatrzył na mnie prowokująco. - Biorąc pod uwagę to, że mamy duże łóżko, a Cama nie będzie na noc. - Odpiął jeden z pierwszych guzików mojej koszuli. - Chyba mam pomysł. - Przygryzł wargę i wbił we mnie intensywne spojrzenie, a we mnie zagotowała się krew.

- Tak? - Głos drżał mi z podekscytowania. Dawno już nie prowadziłam z nim takiej rozmowy. - Co to za pomysł? - Zaśmiał się cicho i zaczął rozpinać kolejne guziki. Czułam jak po moim ciele przebiega fala gorąca, ale potem spotkałam wzrok Cama przechodzącego obok salonu. Wszystko ze mnie uleciało. Co ja robiłam? - Umm Jamie. Przestań na chwilę.

- Coś się stało? - Usiadł i popatrzył na moją twarz.

- Nie czuję się za dobrze. Pójdę się położyć. - Wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku sypialni.

- Przynieść ci coś? Mam iść po Adama? - pytał zaniepokojony, a ja nie wiedziałam co ma zrobić. Wiedziałam, że muszę się przyznać, ale nie potrafiłam.

- Nie. Prześpię się i mi przejdzie.

- Mogę położyć się z tobą? - Podszedł do mnie i chwycił moje dłonie.

- Jasne. - Posłałam mu słaby uśmiech i podążyłam do sypialni.

Położyliśmy się na łyżeczki, Jamie po chwili zasnął, ale ja nie mogłam. Miotały mną wyrzuty sumienia, zastanawiałam się jak mam mu powiedzieć o tym co stało się między mną, a Camem. Jak ja w ogóle mogłam do tego dopuścić?

***

Obudził mnie głośny huk, a później zatrzęsła się podłoga. Zerwałam się do pozycji stojącej podczas gdy Jamie już przy mnie stał. Popatrzyłam na niego przerażona, kolejny huk i tym razem zatrzęsła się podłoga, tynk poodpadał ze ścian.

- Co się dzieję? - zapytałam kiedy chwycił mnie za rękę i wyprowadził z sypialni. - Jamie gdzie idziesz? - Wyszliśmy z mieszkania, a później z budynku na dach.

- To nalot - powiedział i rozejrzał się dookoła. Podniosłam głowę i zobaczyłam kilka maszyn przypominających ptaki z rozpiętymi w locie skrzydłami. - Wiedzą o tym, że ludzie spotykają się tu ze Zmiennokształtnymi. Ktoś sprzedał nasze położenie.

- Co? - Znów na niego popatrzyłam. Kto mógłby to zrobić i po co?

- Ktoś był tu na przeszpiegach. O tej porze wszyscy śpią w klubie. Pogrzebią ich żywcem.

- Skąd wiesz? - zapytałam. Co jeśli widział mnie tam z Camem?

- Cam mi powiedział. Często tam chodził. - Przetarł twarz dłońmi kiedy ziemia po raz kolejny się zatrzęsła. - Wczoraj też tam poszedł, a skoro nie ma go w domu to znaczy, że wciąż tam jest. Musimy po niego iść.

- A moja mama? Stryjek? - zapytałam w panice rozglądając się dookoła. Nie wierzyłam w to co się działo. Po raz kolejny musieliśmy uciekać. Po raz kolejny mieliśmy się tułać.

- Poradzą sobie. Cam pewnie się upił i nie poradzi sobie sam. - Chwycił moją twarz i popatrzył mi w oczy. - Dylan, to nasz przyjaciel. Musimy po niego iść.

Pokiwałam głową, Jamie złożył krótki pocałunek na moim czole i pociągnął mnie w stronę oblodzonych schodów. Po kilku minutach czułam jak zimno panujące na dworze przeszywa moje ciało aż do kości, ale nie mogłam marudzić. Były sprawy ważniejsze niż to czy marznę.

Do klubu dobiegliśmy po pięciu minutach, ale nie oznaczało to, że mamy więcej czasu na to, żeby komuś pomóc. Budynek pod, którym znajdował się klub był bardzo stary i w wyniku spadających bomb górna część domu się rozsypała czego skutkiem były cegły porozrzucane po całym podwórku. Niemal od razu skierowała swoje spojrzenie na wejście do piwnicy i odetchnęłam z ulgą. Nie zasypało go. Jeszcze. Podbiegłam do klapy i zaczęłam zbiegać po schodach, słyszałam, że Jamie za mną biegnie.

Klub wyglądał inaczej niż wtedy kiedy go widziałam. Nie było już kolorowych światełek ani dziwacznej muzyki. Było cicho i ciemno, nie było nawet słychać czy coś dzieje się na górze. Jamie znalazł włącznik i zapalił światło, które rozbłysło oślepiająco. Zarówno ludzie jak i Zmiennokształtni popatrzyli na niego nienawistnie. Wszyscy byli albo wciąż pijani, albo niewyraźni po zbyt dużej dawce alkoholu. Cam mówił, że takie samopoczucie nazywa się kacem.

- Ktoś nas sprzedał! - krzyknął Jamie tak, by wszyscy go usłyszeli. - Miasto jest bombardowane. Musimy stąd wyjść inaczej pogrzebią nas żywcem!

Wszyscy jak na zawołanie podnieśli się z podłogi i kanap i zaczęli wybiegać na klatkę schodową. Nigdzie nie zauważyłam Cama, ale Jamie ruszył w głąb sali, zgrabnie wymijając wybiegające postacie. Ruszyłam za nim, jednak nie tak zgrabnie. Kilka osób mnie potrąciło, kilka mnie zdeptało, kilka wbiło mi łokcie między żebra. Ile tam mogło być osób?

- Cam! - Jamie potrząsnął ledwo żywym przyjacielem, który leżał na jednej z czerwonych kanap. - Stary musimy stąd iść!

Cam otworzył niechętnie oczy, popatrzył na Jamiego przymrużonymi oczami i uśmiechnął się leniwie.

- To ty Wood - mruknął i podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wstał na chwiejnych nogach.

- Cam ile ty wypiłeś? Musimy iść! - Jamie patrzył na niego błagalnie, a Cam wydawał się być tym faktem oburzony. Ruszył przed siebie, ale potrącony przez jakiegoś chłopaka zarył twarzą o podłogę. - Stary co się z tobą dzieje? - Cam został dźwignięty z podłogi i podtrzymany przez mojego chłopaka.

- Czemu się mną tak przejmujesz Wood? - Cam popatrzył na niego niezrozumiale.

- Jak to dlaczego? Jesteś moim przyjacielem.

- Nie sądzę.

- Co? - Na twarzy Jamiego malował się szok, a w moim żołądku pojawiło się to niemiłe uczucie świadczące o tym, że za chwilę stanie się coś złego.

- Przeleciałem twoją laskę Wood.





ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz