Rozdział 11

4.9K 467 6
                                    

Stałam jak wryta i obserwowałam ogromną posiadłość umiejscowioną pośrodku lasu. Dom był zbudowany z zapewne kiedyś jasnego drewna teraz jednak był szary, obrośnięty bluszczem i różami. Był trzypiętrowy, a po prawej stronie konstrukcje dopełniała wieżyczka. Patrzyłam na ten dom i nie miałam bladego pojęcia dlaczego tam był. Wszystkie domy rozebrano, a zwłaszcza tak duże. Poza tym posesja była ogromna, otoczona drzewami, których nie powinno tam być.

- Chodź - szepnął i pociągnął mnie w stronę domu.

- Stój! - Szarpnęłam mocno za jego rękę. - Co ty robisz?

- A na co to wygląda? - Popatrzył na mnie zdziwiony.

- Chcesz tam tak po prostu iść? Ja wiem, że jesteś zmęczony i głodny, ale nie wierzę, że jesteś na tyle głupi, żeby wejść do opuszczonego domu w środku nocy.

- Po raz kolejny zaznaczasz, że jestem głupi - warknął.

- Jamie skup się - powiedziałam najspokojniej jak umiałam. - Ktoś może tam być. Może nawet jacyś Zmiennokształtni. Poczekajmy do jutra. Jeśli cały dzień nic nie będzie się działo wtedy jutro wieczorem tam wejdziemy. Okay?

- Okay.

Noc spędziliśmy na rozłożystym drzewie, a od wschodu do zachodu słońca na zmianę obserwowaliśmy dom.

- Nic - powiedział Jamie wracając po zachodzie pod drzewo, na którym spaliśmy. - Nikt nie wychodził, nikt nie wchodził. Cały czas pusto.

- No dobra - mruknęłam nie do końca przekonana, ten dom mnie przerażał. - W takim razie sprawdzimy go od środka.

- Podoba mi się, że chcesz rządzić - mruknął, przyciągnął mnie do siebie, a jego dłoń niebezpiecznie zbliżała się do mojego pośladka.

- Nie pozwalaj sobie Wood - szepnęłam i lekko pocałowałam go w usta. - Idziemy?

- Idziemy wilczku - odparł pewnie i pociągnął mnie w stronę domu.

Okrążyliśmy dom, znaleźliśmy tylne drzwi i spróbowaliśmy wejść do środka. Klamka ustąpiła bez żadnych przeszkód, jakby ktoś niedawno używał tych drzwi, nie wydały z siebie nawet skrzypnięcia. Jamie pociągnął mnie do środka domu gdzie panowały egipskie ciemności. Przeszliśmy przez ciemną kuchnię i weszliśmy do jeszcze ciemniejszego korytarza. Ten dom nie był normalny, miałam bardzo złe przeczucia.

- Nie podoba mi się to - szepnęłam.

To wszystko było mocno podejrzane - gęste zalesienie, te całe słupy wysokiego napięcia, stuletni dom, w którym o dziwo nie skrzypiały drzwi.

- Znaleźliśmy schronienie. Co w tym złego? - odpowiedział.

- Może to, że ten dom teoretycznie stoi opuszczony od stu lat, a drzwi nawet nie zaskrzypiały, wokół stoją jakieś słupy, w których płynie prąd. W dodatku drzewa są tak gęsto obsadzone, że nikt kto tędy przechodzi go nie zobaczy. Popatrz. - Wskazałam na okno najbliżej nas. - Czy w opuszczonym domu miałbyś czyste okna? Albo zero kurzu na meblach?

- Dziewczyna ma racje. - Po korytarzu rozszedł się nieznajomy, złowieszczy głos.

Zacisnęłam dłoń Jamie'ego mocniej, a on zaczął się cofać. Nagle z jakiegoś pomieszczenia wyłoniła się postać mężczyzny. Był postawny, wysoki i łysy.

- Co się stało? Już chcecie wyjść? - Facet podchodził coraz bliżej nas, a moje serce wręcz galopowało. - Musicie zostać.

- Nie chcemy kłopotów - powiedział Jamie nad wyraz pewnym głosem.

Czułam puls galopujący na jego nadgarstku i wiedziałam, że jest równie przerażony jak ja.

- Trzeba było tu nie wchodzić - powiedział jakiś inny męski głos, a po chwili kolejna sylwetka wyłoniła się z tego samego pomieszczenia.

- Ani obserwować domu. - Trzeci facet zszedł ze schodów.

To było jak jakiś tani horror: noc, mroczny, opuszczony dom, w którym dwójka nastolatków postanowiła spędzić noc. Jak ja chciałam, żeby to był taki tani, ludzki, stary horror. Jednak rzeczywistość była horrorem.

Rozejrzałam się i miałam wrażenie, że moje serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Okrążyli nas. Nie mieliśmy żadnej drogi ucieczki z tego piekielnego domu.

- Kim jesteście? - zapytałam niepewnie.

- Ludźmi kochanie - odpowiedział ten, który zszedł po schodach. - I teraz to my wymierzymy sprawiedliwość.

ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz