Rozdział 20

4.5K 454 9
                                    


- Co to jest? - zapytałam wpatrując się pustą przestrzeń.

- Nie sądziłem, że one istnieją naprawdę - mruknął i ruszył w stronę betonowego kwadratu wbudowanego w ścianę.

Poszłam za nim i rozejrzałam się po wnętrzu pomieszczenia. Był to maleńki pokój, w którym stało zniszczone biurko, przy nim krzesło, a na ścianie wisiało kilka monitorów. Otworzyłam szufladę biurka i znalazłam jakieś zżółkłe papiery. Odłożyłam kartki na biurko i skierowałam się w stronę drewnianych drzwi do kolejnego pomieszczenia. Chwyciłam za klamkę, a drzwi otworzyły się same z głośnym skrzypnięciem. Moim oczom ukazało się pomieszczenie wielkości poprzedniego, znajdowały się tam jednoosobowe łóżko, szafka nocna i półka na książki, na której stało kilka tomów. To musiała być jakaś stróżówka czy coś w tym stylu. Ale po co komu stróżówka pod ziemią?

Podeszłam bliżej regału i przejechałam palcami po zszarzałych okładach. Pod moimi palcami pojawiły się wgłębienia, które kiedyś zapewne były tytułami tych książek. Westchnęłam ciężko, a sekundę później odkaszlnęłam wciągnięty przez nos i usta kurz. Ze względu na słaby stan moich płuc wróciłam do pomieszczenia, w którym znajdował się Jamie.

- Jamie co to jest za miejsce? - zapytałam ponownie.

- Kiedy się ujawniliście i nas ostrzegliście, że jeśli nie zmienimy postępowania doprowadzicie do zagłady gatunku ludzkiego, rządy wielu krajów nakazały budowę podziemnych tuneli, którymi mogliby się przemieszczać ludzie, którzy będą uciekać. Sądziłem, że to mit, bo w dzisiejszych czasach nikt z nich nie korzysta.

- Jesteśmy w jednym z tych tuneli? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Nie jesteśmy w jakimś tam tunelu - mruknął przeglądając znalezione przeze mnie papiery. - To były tunele ratunkowe dla rodziny królewskiej panującej w Anglii. Jeśli te plany są zgodne z prawdą tymi tunelami możemy dostać się do Walii i Irlandii. - Pokręcił głową z niedowierzaniem, a na jego twarz wstąpił głupkowaty uśmiech.

- Musimy zabrać innych - wypaliłam.

- Co?

- Nie możemy ich zostawić na pastwę losu.

- Myślisz, że nikt nie zauważy waszego zniknięcia? Ciebie pewnie szuka połowa strażników. Musimy jak najszybciej stąd uciekać.

- Jamie! - warknęłam, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od nowa. - Musimy ich zabrać. Nie dam im tam zginąć.

- Jak niby mamy ich stamtąd zabrać? - zapytał i popatrzył na mnie smutno.

- Na pewno da się coś zrobić ... - zamyśliłam się. - Macie jakieś procedury bezpieczeństwa?

- No mamy. - Chyba nie bardzo wiedział po co o to pytam.

- A macie jakiś alarm czy coś w tym stylu, w wyniku, którego ewakuuje się wszystkich ludzi, a Zmiennokształtnych zostawia się w środku?

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w przestrzeń i głęboko zastanawiał się nad moim pytaniem. Gdyby okazało się, że mają takie procedury plan, który właśnie obmyśliłam mógłby wypalić. Stałam tak i czekałam na jego odpowiedź, aż w końcu zrobiło mi się duszno, a kolory zatańczyły mi przed oczami w postaci kropek. Usiadłam na rozchwianym drewnianym krzesełku i wzięłam głęboki wdech.

- Dylan... - jego głos zdawał się być coraz dalej, a postać zdawała się być jedynie dalekim cieniem.

- Jamie - jęknęłam i wyciągnęłam do niego dłoń, ale on oddalał się coraz bardziej.

Nagle wszystko zniknęło i ogarnęła mnie ciemność i cisza.


Jamie POV


Wyszedłem z tunelu, dokładnie zamknąłem klapę i z powrotem wepchnąłem na nią kanapę. Stan Dylan był coraz gorszy. Nie miałem zamiaru wracać po kogokolwiek - musiałem zabrać dla niej jakieś lekarstwa. Szedłem w ciszy około trzech godzin kiedy z zamyślenia wyrwał mnie krzyk. Rozejrzałem się dookoła, ale było tak ciemno, że nic nie widziałem. Pobiegłem w stronę z której doszedł do mnie krzyk, a kiedy znalazłem się na miejscu zobaczyłem Mayę.

- Co tu robisz? - zapytałem przyglądając się jej.

- Przysłali mnie tu, bo podobno uciekł wam bardzo ważny obiekt - mruknęła i podniosła się z ziemi. - Wracałam do bazy i się przewróciłam. A ty co tu robisz?

- Wiesz, że nienawidzę narad, a zwłaszcza kiedy Rada Zmiennokształtnych bierze w nich udział. Stwierdziłem, że bardziej się przydam szukając zbiega.

- Oczywiście - uśmiechnęła się zadziornie, a w jej oczach tańczyły wesołe iskierki. - Sądziłam, że tak namotasz temu kundlowi w głowie, że nawet nie pomyśli o ucieczce, a jednak uciekła. To przykre. Oczywiście to nie twoja wina.

- Maya daj spokój. Nie mam nastroju na twoje durne gierki - warknąłem i przyśpieszyłem kroku. Ewidentnie coś kombinowała, a ja nie miałem zamiaru się w nic angażować.

- Nie przesadzaj Jamie. - Popchnęła mnie na drzewo - Było ci ze mną dobrze. - Jej usta musnęły moją szyję, a mnie przeszedł dreszcz obrzydzenia. Myśl, że robi tak ktoś inny niż Dylan bardzo mi się nie podobała.

- Może i było, ale to już skończone. Niczego między nami nie ma i już nie będzie. - Odepchnąłem ją od siebie i szybkim krokiem wbiegłem do bazy.

Szedłem przed siebie nie zważając na ciekawskie spojrzenia strażników i nienawistne Zmiennokształtnych. Doszedłem do gabinetu Kanclerza i zapukałem do drzwi, odczekałem chwilę i wszedłem do środka. Zamknąłem dokładnie i drzwi i usiadłem przy biurku wpatrując się w ojca.

- Nie znalazłeś jej? - zapytał nawet na mnie nie patrząc.

- Nie, ślad się urywa pół godziny drogi na wschód stąd. Nic dziwnego, że uciekła. Najpierw rodzina, potem matka jej przyjaciółki, moje kłamstwa i zamknięcie tutaj.

- Usprawiedliwiasz jej ucieczkę? - podniósł na mnie wzrok i spojrzał srogo.

- Nie, nie usprawiedliwiam jej ucieczki tylko mówię jakie mogą być jej powody.

- Jakie historyjki jej opowiedziałeś?

- Powiedziałem jej, że mój ojciec zabił całą rodzinę, a ja ledwo co przeżyłem, o bliźnie. W tej kwestii akurat jej nie okłamałem. To ty mi to zrobiłeś. - W moim głosie dało się słyszeć nutkę żalu i nienawiści.

- Owszem, to ja ci to zrobiłem. Byłeś nieposłuszny i musiałem cię ukarać. Nie rozumiem po co jej to mówiłeś.

- Musiała mi zaufać. Nie poszłaby ze mną. Nienawidzi ludzi.

- W tobie się zakochała. Wiesz, że jesteś pierwszym w historii człowiekiem, którego pokochała Zmiennokształtna? 

 Miałem dziwne przeczucia co do jego dalszych wypowiedzi. Zawsze wszystko było jasne, a teraz coś ukrywał. Miał zamiar mi coś powiedzieć, raczej nic co mnie ucieszy.

- Nie wiedziałem.

- Wiedziałeś, że Li tak dopracowała Formułę, że odbieramy jej funkcje życiowe i możemy je kontrolować? - Pokręciłem przecząco głową - Około czterech godzin temu wywołaliśmy u niej silny atak. Jeśli się po nim obudzi będzie bardzo słaba. Mamy więcej czasu by ją znaleźć. Martwi mnie jedna rzecz. Ktoś musiał jej pomóc. Ktoś kto ma dostęp do wszystkich pomieszczeń i mógł wywołać alarm. - Patrzył na mnie przenikliwie - Nie wiesz kto to mógł być?

- Nie mam pojęcia.

- Szkoda, że tak mało wiesz. Zawsze wydawałeś się być inteligentnym człowiekiem. Jak mam cię ukarać?

- Za co masz mnie karać? Za moją niewiedzę? - zapytałem podnosząc głos.

- Za spiskowanie ze Zmiennokształtną. Naprawdę myślałeś, że się nie dowiem?




ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz