» Rozdział 4 «

813 103 152
                                    


Anita przeglądała się w lustrze po raz któryś, ignorując połączenia przychodzące od brata. Wiedziała, że rozmowa z nim doszczętnie zepsuje jej humor, a dziś potrzebowała podwójnej pewności siebie. Rozważała, czy ubrała się odpowiednio na rozmowę o pracę w warsztacie samochodowym. Szczerze mówiąc, zastanawiała się, czy w ogóle będzie tam pasowała. Jednak nie mogła przebierać w ofertach. Wysłała już kilka CV, a nadal nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Wzięła głośny wdech, wmawiając sobie przy lustrze, że da radę. Uniosła głowę w stronę sufitu, myśląc o rodzicach.

– Trzymajcie kciuki – wyszeptała w przestrzeń.

W drodze pożałowała, że nie wzięła żadnego kontaktu do mężczyzny, którego poznała przypadkiem. Jeśli dostałaby tę pracę, chętnie napisałaby do niego, żeby podziękować. Rozmyślała o jego ciemnych oczach i hipnotyzującym głosie. Potrafił też posłać uśmiech, od którego miękły nogi. Miała ochotę sprawdzić, czy rzeczywiście był takiej postury, jak się wydawał, czy to gruba bluza i narzucona na nią skórzana kurtka dawała taki efekt. Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z siebie te myśli. To nie miało sensu. Nie był stąd, podkreślił, że nie jest zainteresowany, a ona naprawdę miała zbyt wiele problemów. Bała się również, że się natnie. Nadal nie pozbierała się po śmierci rodziców i mogła nieostrożnie wpaść w ramiona komukolwiek, kto później ją skrzywdzi. Teraz bardziej niż zawsze powinna mieć się na baczności.

– Dzień dobry. Byłam umówiona na rozmowę o pracę. – Stanęła przed młodym mężczyzną, który uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. Nagle zmrużył oczy i poprosił ją, żeby się przedstawiła, więc to zrobiła. – Anita Sikora, byłam umówiona...

– Ach, tak. – Skinął głową, jakby sobie coś przypomniał. – To nie jest mój warsztat, ale zaprowadzę panią.

Mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie. Zdezorientowana Anita kroczyła tuż za nim, przełykając ciężko ślinę. Zdenerwowała się, bo chyba zrobiła z siebie idiotkę, zaczepiając pierwszego lepszego mężczyznę, który nawet tu nie pracował. Przynajmniej wydawał się miły. Uśmiechnął się pokrzepiająco, szepcząc, że będzie dobrze. Zapukał w drzwi i otworzył je, przepuszczając ją pierwszą. Zdziwiła się, że również wszedł do środka.

– Panie Radku, to pani Anita – podkreślił mocno jej imię, przez co poczuła się dziwnie. – Przyszła na rozmowę o pracę. – Poklepał pulchnego pana po plecach. Mignął jej tatuaż na dłoni, ale nie zdołała sprawdzić, co przedstawiał.

– Tak, tak. – Pan Radek szybko schował kanapkę i wytarł usta. – Pamiętam, pamiętam.

– Do widzenia.

– Do widzenia – odpowiedziała równo z panem Radkiem.

Gdy być może przyszły szef przeglądał CV, przez szybę widziała jak mężczyzna wsiadł do swojego samochodu i rozmawiał przez telefon. Później zwyczajnie odjechał.

O Boże... Zaczepiłam zwykłego klienta. Dobrze, że okazał się miły. – Pomasowała się po czole, czując, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.

A jednak. Pan Radek po zadaniu kilku pytań zaprosił ją w przyszły poniedziałek. Miała podpisać umowę o pracę. I nie przeszkadzało mu nawet, że nie miała doświadczenia we wszystkim, czego wymagał. Machnął na to ręką, twierdząc, że się nauczy.

Nie dowierzała, że poszło tak gładko. Nie dowierzała, ale miała ochotę skakać ze szczęścia.

W tym czasie Marek odpisał na wiadomość od pana Radka. Wysłał mu zdjęcie CV, które przyniosła dziewczyna. Przyjrzał się niebieskim oczom i delikatnemu uśmiechowi, czując dziwne mrowienie.

" Tak. To ona."

Odpowiedź przyszła po kilku sekundach.

" Zaczyna od poniedziałku."

" Dziękuję. Dbajcie o nią." – odpisał na wiadomość i schował telefon do kieszeni. Opierając łokcie o szpitalną pościel, czytał dalej na głos.

Wiedział, że Anita przyjechała na rozmowę o pracę, bo dostał już telefon od swojego znajomego, który zrządzeniem losu był tam u teścia, żeby o czymś porozmawiać. Zaprowadził ją do biura i dał znać, że to właśnie ona ma zostać przyjęta. Marek pogłaskał rączkę siostrzyczki, gdy serce urosło mu odrobinę. Szczerze cieszył się, że pomógł nieznajomej. Poczuł, że to właśnie ona. Stanęła na jego drodze, bo potrzebowała wsparcia i była tego warta. Inaczej nie dało się wytłumaczyć przypadkowych spotkań. Chyba chciał, żeby chodziło o nią. Mimo że jej nie znał i nic o niej nie wiedział, zaczął ją irracjonalnie lubić.

– Zdrowiej, Anielko. – Ucałował siostrę w czoło. – Muszę iść do pracy. Przyjadę jutro i ci poczytam.

Zbiegł po schodach i wyszedł na zewnątrz, nabierając w płuca rześkiego powietrza. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały jego twarz. Sięgnął po telefon i kliknął ostatnią wiadomość. Spojrzał na zdjęcie jeszcze raz. Nie zamierzał go usuwać, chociaż nie wiedział, czy i kiedy znów odwiedzi jej miasto. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien zbliżać się bardziej niż to koniecznie, a jednak coś go do niej przyciągało.

W tym czasie Anita skręciła w kolejną uliczkę, szukając w torebce dzwoniącej komórki. Odrzuciła połączenie od brata i napisała mu szybki SMS, że dzisiaj nie ma czasu i zadzwoni jutro. Wiedziała, czego chciał. Umówić się na wizytę w biurze nieruchomości, żeby wystawić mieszkanie rodziców na sprzedaż. Nie miała dziś do tego głowy, nie chciała psuć sobie humoru. W końcu poczuła maleńkie światełko nadziei, rodzące się w sercu i pragnęła się tego chwycić. Choć przez moment mieć powód do radości.

Postanowiła zadzwonić do Kamili i podzielić się nowiną:

– Aaa – zapiszczała do słuchawki kuzynka. – Wisisz przystojniakowi kawę! Wiedziałam, że ci się uda, kochanie. Musimy to oblać w weekend.

– Nie wypada mi imprezować podczas żałoby, nie sądzisz?

– Ty potrzebujesz resetu. Grubej krechy, żeby zacząć wszystko od nowa. To będzie pożegnanie z problemami.

– W porządku, ale nie w ten weekend. Wolę być świeża i przytomna w nowej pracy.

– Zdzwonimy się. Muszę lecieć, zanim mnie przyłapią na gadaniu zamiast pracowaniu. Gratuluję, bardzo się cieszę.

Rozłączyła się, a wtedy Anita zobaczyła na wyświetlaczu nową wiadomość od Igora:

" Nie graj na zwłokę. Jutro o 10 w biurze Adom. Umówiłem nas już i lepiej, żebyś przyszła, bo się wkurzę."

A jednak udało mu się popsuć tak dobry dzień. Zamrugała szybciej, mając wrażenie, że problemy nigdy jej nie ominą. Będą walić drzwiami i oknami, dopóki nie straci sił. Będą naciskać, ściskać i przyciskać, póki nie zdoła nabrać oddechu. Przechodziła obok przystanku, gdy podjechał autobus numer dziewięć. Jego trasa prowadziła przez cmentarz, więc pod wpływem chwili wsiadła do środka i kupiła bilet. Postanowiła odwiedzić rodziców.

Na cmentarzu usiadła na niewielkiej drewnianej ławeczce, wpatrując się w pomnik. Przełknęła gorycz, złość i żal. Zabolało ją, że tylko jej znicz i jej kwiaty znajdowały się na marmurze. Tak zatroskany braciszek nie znalazł nawet czasu, żeby tu zajrzeć. Przymknęła powieki, ocierając spadające łzy. Powinna sprzedać mieszkanie i raz na zawsze odciąć się od toksycznego brata. Pociągnęła nosem, sięgając po chusteczkę.

– Dlaczego zostawiliście mnie samą? Dlaczego? Co się tam wtedy stało?

Zimny kamień nie udzielił Anicie odpowiedzi. A ona nie potrafiła krzyczeć tak głośno, żeby mogli ją usłyszeć. Nakrzyczała się już, nawrzeszczała, waliła pięściami po ścianach, nie rozumiejąc, co i dlaczego się wydarzyło. W końcu musiała się podnieść z twardej podłogi, żeby zorganizować pogrzeb. I tak trwa od wielu tygodni, nadal nie wiedząc, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy jest tylko strasznym snem. A chciałaby się obudzić. Bardzo by chciała. 


^^^^^^

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz