» Rozdział 16 «

577 80 187
                                    


Rozmawiali na tematy kompletnie nieważne, takie jak smaki win i sosów do makaronów. Gdy zawartość butelki miała się ku końcowi, przypomnieli sobie o pozostawionym piecu, bo wspólnie spędzany czas przeciekał przez palce.

Weszli do małego pokoju, gdzie Anita zabrała się za obklejanie taśmą ostatnich pakunków. Marek palcem wskazującym odchylił skrzydło kartonu i na samej górze zauważył zdjęcie w dużej ramce. Wziął go do ręki. Przedstawiało grupę osób, chyba z jakiejś imprezy typu wesele lub chrzciny. Anita szeroko uśmiechnięta obejmowała jakąś kobietę. Obok niej stał młody chłopak, jednak mógł to być równie dobrze partner, co kuzyn. Rozpoznał też Kamilę.
– Kto to? – zapytał, zerkając na nią, gdy zębami przerywała taśmę.

– Rodzina. – Podeszła bliżej, zabierając mu ramkę z rąk.

Nie spodobała mu się lakoniczna odpowiedź. Odłożyła zdjęcie do kartonu, odwracając się ponownie plecami. Nie rozumiał, dlaczego wciąż omija ten temat. Nawet jeśli coś się wymsknęło od razu po coś wstawała albo zmieniała tor rozmowy. Wszystko, żeby nie rozmawiać o rodzinie.

Marek wziął wdech, marszcząc brwi. To, co zamierzał zrobić nie było zbyt delikatne, ale potrzeba odkrycia sekretów Anity wwiercała się w niego tak upierdliwie, że nie mógł się pohamować.
– Dlaczego zostałaś sama?

– Takie koleje losu. – Podniosła ciężki karton, próbując podrzucić go na górę drugiego. Marek podszedł bliżej, robiąc to za nią. Odwrócił się bokiem, opierając łokciem o brązowy stos. Sprawił, że znalazła się w pułapce między nim a ścianą.

– Gdzie są twoi bliscy? – Nie odpuszczał.

Spuściła głowę, czując się osaczona. Nagle jakby brakowało jej wystarczającej ilości powietrza. Odnosiła wrażenie, że wymusza na niej zwierzenie. Zwierzenie, które utknęło jej w gardle niczym zdechły szczur. Ani wypluć, ani połknąć.

– Wyjechali? – Naciskał, nie spuszczając z niej wzroku. – Nie wiem, do pracy za granicę?

– Nie.

– Pokłóciliście się? Wyrzucili cię z domu?

– Nie.

– Zaczyna brakować mi pomysłów. – Westchnął z ciężkością. – Ty chcesz ich zostawić z jakiegoś powodu? Coś ci zrobili?

– Umarli! – wysyczała przez zęby pełna złości.

Marek zrobił krok w tył, czując się, jakby ktoś oblał go wiadrem wody. Dlaczego nie wpadł na tak proste rozwiązanie zagadki, jak śmierć? Anita wykorzystała to i wyminęła go, przystając na drugim końcu pomieszczenia. Nadal zajmowała się pakowaniem, jakby kilka sekund temu nic się nie wydarzyło.

– Przykro mi – wydukał do jej pleców. – Jak to się stało?

– Wypadek samochodowy – wybąkała pod nosem, nie przestając zajmować się wszystkim, poza patrzeniem na Marka.

– Jezuuu... Zginęli wszyscy?

– Moi rodzice. Mam jeszcze brata, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Tak właściwie myślę, że już czas na ciebie.

– Wyrzucasz mnie? – Wyprostował się, nie hamując zdziwienia. – Rozumiem, że to nie jest łatwy temat, ale...

Odwróciła się energicznie ze spojrzeniem pełnym twardości, od razu urwał, bo zabrakło mu języka w gębie. Anita ze spokojnej, uroczej dziewczyny, zamieniła się w kobietę wypełnioną żalem po brzegi i gotową do ataku... Tego ostatniego Marek kompletnie nie rozumiał.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz