» Rozdział 40 «

565 83 209
                                    


Jak tam po świętach, robaczki? Ciężko wrócić do rzeczywistości, prawda? ;)

^^^^^


Marek próbował skontaktować się z dziewczyną przez kolejne dni. Komórka Anity znów była aktywna, ale zarówno ona, jak i Kamila kompletnie go olewały. Postanowił na chwilę odpuścić. Uznał, że naciskanie na nią przyniesie przeciwny skutek od zamierzonego. W końcu będzie miała go dość i zwyczajnie zablokuje.

Pracował, zajął się rodziną, spędzał mnóstwo czasu z Anielką. Starał się robić wszystko, żeby nikomu nie pokazać, jak męczy się w środku.

Aż do pewnej soboty...

Trzeci tydzień stycznia

Mama Marka biegała między salonem a kuchnią. Zazwyczaj jadali obiad wcześniej, ale teraz wszystko się przeciągało. Kątem oka zauważył też, że nakryć jest za dużo.
– Będziemy mieli gości? – zwrócił się do brata, siedzącego obok na kanapie.

– Podobno tak – odparł do ekranu telewizora. – Ojciec na razie trzyma to w sekrecie. Co dziwne, bo kazał przybyć nam wszystkim, a do Anielki zawiózł ciotkę.

– Coś się święci – stwierdził Marek, przyglądając się bratowej, która właśnie rozkładała sztućce. W tym momencie po schodach zaczął schodzić ojciec i dziadek, i jak na zawołanie rozległ się dzwonek przy drzwiach.

Domownicy poszli w stronę przedpokoju. A gdy goście przekroczyli próg, Markiem zawładnęło tylko jedno uczucie... złość.

– Dzień dobry, panie Zieliński. – Podał mu dłoń niechętnie, wiedząc, że ojcowie zmówili się przeciw niemu.

– Dzień dobry. – Uśmiechnął się mężczyzna, po czym wskazał na młodą blondynkę. – To Izabela, moja córka.

– Cześć. – Dziewczynie też podał dłoń. Jednak ona nie miała na tyle odwagi, żeby podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy. Oberwała za to. Marek widział, jak ojciec Izabeli, aż za mocno ścisnął rękę na jej talii, chcąc sprawić ból. Przywoływał ją do porządku niczym szkolonego psa.

– Okaż szacunek – warknął, a biednej dziewczynie zadrżały ramiona.

– Nic się nie stało – odparł Marek ze spokojem. – Skromność i nieśmiałość to u kobiety cnoty, prawda?

Izabela zerknęła spode łba, a gdy zauważył jej przekrwione białka, zrozumiał, że albo przepłakała wiele nocy, albo właśnie walczy ze łzami. Ewentualnie jedno i drugie. Uśmiechnął się do niej delikatnie i z ciepłem, bo przecież nie ona tutaj zawiniła.

Następnie Marek poznał matkę Izy i młodszego brata, po czym wszyscy zasiedli do stołu. Rozejrzał się po twarzach, zaciskając spoczywającą na stole dłoń w pięść. Oni roześmiani, grający wspaniałych. Ona ze spuszczoną głową, bojąca się spojrzeć na kogokolwiek. Marek nawet rozumiał, dlaczego ojciec chętnie przyjmie pod swoje skrzydła taką synową, zapędy Zielińskiego też rozumiał. Obaj mieli tu coś do ugrania. Zieliński był prawnikiem, dobrze wykształconym i majętnym człowiekiem. Chciał piąć się wyżej, być kimś ważniejszym, liznąć władzy w ich świecie. To, że jego siostra wyszła za mąż za Alfę, to było dla niego za mało. Ojcu Marka, jak i pozostałym bliskim Alfom, przydałby się oddany i wierny prawnik. Wszyscy coś by na tym zyskali, tylko nikt nie brał pod uwagę uczuć młodych.

– Wyprostuj się, Izabelo! – syknęła matka do dziewczyny, uderzając ją lekko w plecy.

Marek potarł twarz, ponownie zaciskając drugą dłoń w pięść. Anita obudziła w nim jakieś wrażliwe miejsca, których wcześniej u siebie nie dostrzegał. Wyobrażał sobie, jak czułaby się w tak sztywnym towarzystwie, gdzie kobieta nie ma kompletnie nic do powiedzenia. W jak wielkim byłaby szoku? Powiedziałaby coś czy ostentacyjnie wyszła, okazując pogardę do panujących tu zasad?

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz