» Rozdział 48 «

568 82 169
                                    

Nie mógł się nasycić. Zanim nadszedł poranek, kochali się jeszcze raz, a później jeszcze raz... Na przemian łącząc i przeplatając ze sobą romantyzm, subtelność i wyuzdanie. Chciał ją mieć na każdy możliwy sposób, chociaż w ciągu kilku godzin było to niemożliwe. Marek poprosił Anitę, żeby nie wyłączała lampki. Oparł się na ręce i wpatrywał w jej delikatny uśmiech, gdy przymknęła powieki i zapadała w sen.

On nie spał, zbyt wiele emocji paraliżowało poczucie zmęczenia. Badał każdy szczegół twarzy dziewczyny. To, w jaki sposób włosy rozsypały się na poduszce. Obserwował drobne drgnięcia ciała podczas snu. Miał wrażenie, że im mniej czasu im zostało, tym bardziej ją idealizował. Wydawało mu się, że nigdy już nie poczuje się tak jak teraz.

Przesyt uczuć kazał mu wstać, zanim zrobi coś, czego będzie żałował. Miał ochotę obudzić ją i porozmawiać, wyrzucić z siebie wszelkie zalegające myśli. Uciec gdzieś razem. A później wyobrażał sobie jej minę, powoli powiększające się oczy, opadającą ze zdziwienia brodę. Anita zasługiwała na coś lepszego niż wieczna tułaczka i strach. Musieliby do końca życia oglądać się za siebie i nigdzie nie zaznaliby spokoju, nie zaczęliby od nowa. Wiedział, że dałaby radę żyć w biedzie i z troskami, przywykła już. Tylko że on nie chciał dla niej takiego losu. Nie mógłby żądać, żeby porzuciła wszystko, co ma, choć miała niewiele. Ledwie Kamilę i ukochaną ciocię. Ona by się dla niego poświęciła, a on nigdy nie zagwarantowałby jej pełnego bezpieczeństwa. Wspólnota nie zostawiłaby jej w spokoju. Nie z taką wiedzą. Ukochana zapłaciłaby za wszystko razem z nim.

Przejechał zębami po dolnej wardze, otwierając balkon. Wyszedł bosymi stopami na chłodne płytki, a rześkie powietrze go ocuciło. Wziął głośny, głęboki wdech, podziwiając widoki z dziesiątego piętra. To też chciał zapamiętać. Chciał zatrzymać w sobie wszystko, co związane z Anitą.

Zadawał sobie milion pytań: Po co to wszystko? Dlaczego Bóg skrzyżował ich drogi? Dlaczego się w sobie zakochali, chociaż starał się do tego nie dopuścić? I dlaczego jego pierwsza miłość musi być tą nieszczęśliwą?

Gdy ciało zaczęło domagać się ciepłego otulenia pościelą, duch wciąż palił się ogniem goryczy. Nie chciał jednak tracić więcej czasu. Uspokoił zapędy obudzenia dziewczyny, więc mógł wrócić do łóżka.

Później układał w głowie plan wyjścia. Zrezygnował z ucieczki, chociaż to byłoby dla niego najłatwiejsze. Wiedział, że nie zazna spokoju, zostawiając nieświadomą dziewczynę w łóżku przy otwartych drzwiach wejściowych. Pożegnania się bał, jednak nadal nie potrafił jej tak po prostu zostawić.

Nad ranem miał więcej pytań niż odpowiedzi, dlatego zgasił lampkę, wrócił do łóżka i przytulił się do Anity.

Ostatnie okruszki szczęścia...

*****

– Cholera. – Usłyszał syknięcie i otworzył oczy.

Momentalnie zalała go fala żalu. Stracił czas na niepotrzebne spanie, podczas gdy Anita była już na nogach. Ból rozpierający klatkę piersiową owinął ramiona, a później znów zsunął się do talii. W końcu ogarnął całe ciało, zamieniając się w niszczący gniew.

Marek przewrócił się na bok, zamknął powieki z całych sił i wziął głęboki oddech, mając nadzieję, że tym samym pozbędzie się napięcia, zanim wstanie z łóżka i spojrzy na dziewczynę. Nie zdążył.

Drzwi sypialni się uchyliły. Materac uginał się wraz z jej uklęknięciem, na nagim ramieniu poczuł ciepłą dłoń, a przy swoim uchu jej oddech.
– Wstawaj, skowronku. Gorąca kawa gotowa.

Potrzebował jeszcze chwili, żeby ogarnąć emocje. Musiał je chwycić, zamknąć w kufrze i zakopać głęboko w duszy. Uwolni je dopiero później. Później – powtarzał sobie w głowie. Teraz miał szansę przeżyć ostatnie piękne momenty swojego tak młodego, a już zgniłego życia.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz