» Rozdział 33 «

604 90 195
                                    

Otworzyła oczy pół godziny przed budzikiem. Nie wiedziała, ile spała, ale na pewno wiele godzin. Najpierw się przeciągnęła i ponownie przytuliła się do kołdry.

Później wszystko jej się przypomniało. Odrzuciła pościel w bok i wstała z łóżka gwałtownie. Rozejrzała się w poszukiwaniu telefonu, ale nigdzie go nie było. Poddała się, poszła do kuchni i zaczęła przygotowywać kawę. Jednak brak urządzenia doskwierał.
Jak można pić poranną kawę, nie przeglądając portali społecznościowych?

Poszła do salonu, żeby przeszukać kanapę. Zajrzała pod wszystkie poduszki i nic, w końcu podniosła koc i telefon z hukiem opadł na ziemię. Byle szybka była cała. Schyliła się szybko po urządzenie i wróciła do kuchni.

Dolała mleka od kawy, po czym rozsiadła się wygodnie na jedynym tutaj taborecie i odblokowała urządzenie. Olała powiadomienia z Facebooka'a, ważniejsze było sześć nieodebranych połączeń od Marka, w tym ostatnie późno w nocy. Coś się stało? Przeszło jej przez myśl, że może miał jakiś wypadek po drodze, więc szybko kliknęła powiadomienia z WhatsApp.

Marek P 19:30

Mam nadzieję, że nie odbierasz, bo smacznie śpisz, a nie dlatego, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Stokrotko, przepraszam, że tak głupio wyszło...

02:15
A teraz mam nadzieję, że się nie odzywasz, bo jesteś na mnie zła, a nie, bo coś Ci się stało. Napisz chociaż, że mam spadać.

Westchnęła ciężko. Faktycznie głupio wyszło, że uciekł i naprawdę ją tym zranił, ale teraz zmiękczył tym, że się martwił.

Spałam tak wiele godzin. Nic mi nie jest i nie jestem zła. ;) Obyśmy jakoś przeżyli ten poniedziałek. ;) Miłego dnia.

Odłożyła telefon na blat i z wiele lżejszym sercem poszła szykować się do pracy. Zanim wyszła, chciała jeszcze wrzucić komórkę do torebki i zauważyła wiadomość od Marka:
Teraz na pewno go przeżyję. ;) Zadzwonię, jak wyjdziesz z pracy.

Wyszła z domu w zimny, ciemny dzień i kierowała się w stronę przystanku, nie wiedząc, że Marek jeszcze trzy razy czytał wiadomość od niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Ulżyło mu. Bardzo mu ulżyło.

*****

W poniedziałkowe popołudnie wybrała się w odwiedziny na cmentarz. Ostatnio czuła się za każdym razem inaczej, gdy tu przychodziła. Raz miała wrażenie, że przeszła kawał drogi, żeby później mieć poczucie tkwienia wciąż w tym samym miejscu. Siedziała na niewielkiej ławeczce, dopóki chłód przenikający aż do kości nie wybudził jej z zamyślenia. Rozejrzała się wokół orientując, że zapada zmrok, więc bezpieczniej będzie wrócić już do domu. Dotknęła nagrobnej płyty na pożegnanie, zamiast uścisku ciepłego człowieka. Gdy zdała sobie z tego sprawę, oczy zaszły jej łzami.

To się nigdy nie zmieni. Nigdy już nie poczuje obecności rodziców. A w tej chwili chętnie pokłóciłaby się nawet z ojcem, bo gdy ktoś odchodzi z twojego życia, zawsze zabiera coś ze sobą. Coś, czego nie da się odzyskać.

Wtorkowe popołudnie poświęciła na porządki. Chlew, który zostawiły z Kamilą, szykując się na imprezę, zaczął ją drażnić. A w środę po pracy wybrała się na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. W sumie to zabrakło nawet papieru toaletowego. Jak zawsze uważnie sprawdzała wszystkie ceny. Mogła liczyć tylko na siebie, a że była młoda i wolna, ewentualne nadwyżki wolała wydawać na przyjemności. Jednak zawsze najważniejsze były rachunki. Dopóki nie odłożyła pieniędzy dla Marcela nie pozwalała sobie na nic, kompletnie na nic.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz