» Rozdział 15 «

603 85 184
                                    

  Marek leżał w wymiętolonej pościeli z ręką pod głową i ze zgiętą w kolanie nogą. Ze słuchawkami w uszach, machał stopą w rytm muzyki. Jego dusza była ostatnio napięcie niespokojna, co zaczynało być irytujące. Miał ochotę biec przed siebie, jakby przed czymś uciekał. Wyrzucić zalegające myśli i zwątpienia. Po chwilowym zastanowieniu postanowił właśnie tak zrobić. Podniósł się i przebrał na dresowo, gdy komórka leżąca na stoliku wydawała dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie po nią sięgnął, domyślając się, że jego plan biegania po parku legnie w gruzach.

Od Marcel:
Miałem dać znać, to daję. Chociaż przestało mi się to podobać. Nie brzmiała dobrze. Jeśli wpakujesz mnie w kłopoty, Marco...

Szerzej otworzył oczy, czytając wiadomość. Anita zadzwoniła po klucze do Marcela, czyli planowała przeprowadzkę. Potrząsnął głową, od razu odpisując na wiadomość.

Do Marcel:

To tylko moja znajoma, przysięgam. Potrzebuje pomocy, bo jest w kiepskiej sytuacji. Nie mam wobec niej złych zamiarów, nie mam żadnych zamiarów. Dlaczego nie brzmiała dobrze?

Od Marcel:
Po prostu...

Marek przewrócił oczami, myśląc o tym, że Marcel jak zwykle, nie był zbyt wylewny i rozgadany.
Do Marcel:

Dzięki za wszystko.

Od Marcel:

Okej.


Zaniepokojony wyznaniem znajomego, wybrał numer Anity i biorąc głośny oddech, czekał aż odbierze.
– Cześć – brzmiała niby radośnie, ale zdradził ją niewyraźny głos.

– Płaczesz?

– Nie, coś ty. Mam katar. Jesienią to nic niezwykłego. Co tam?

– Chciałem tylko chwilę pogadać.

– O czymś konkretnym? – Westchnęła, znów pociągając nosem.

– Na pewno wszystko w porządku?

– Radzę sobie. A co u ciebie?

– Wymijająca odpowiedź – wypomniał ich ostatnią rozmowę. – Ale nie będę lepszy. Radzę sobie.

Parsknęła krótkim śmiechem, co obudziło nagłą radość i w nim. Miło było wywołać uśmiech u kogoś, kto właśnie płakał.
– Gdybym mógł, zabrałbym cię gdzieś... Na piwo, wino, do kina, na spacer... Nie wiem, gdzie byś chciała. Oboje byśmy na chwilę zapomnieli o świecie.

– Wino możesz wysłać gołębiem. Ja nie mam, a chętnie bym się napiła. Wyglądam też zbyt niewyjściowo, żeby pokazać się w sklepie.

– Dlaczego niewyjściowo? Jednak płaczesz?

– Mam zakurzoną twarz.

– Jaką?! – Tym razem to on zaśmiał się do słuchawki, pocierając powieki.

– Kartony, taśmy, markery, graty, pierdoły, dużo kurzu, takie tam... Dziękuję, że zadzwoniłeś. To miłe, że ktoś, w innym mieście o mnie pomyślał i chciał chwilę pogadać.

– Ej, tylko nie „ktoś". Jestem trzecim Markiem w twoim telefonie, tak czy nie?

– Nie da się ukryć. – Miał wrażenie, że się uśmiechnęła, choć dobry humor znów ją opuścił. Wiedział, że gdy tylko się rozłączy, ona wróci do swojego świata pełnego łez.

– To do następnego. Miłego dnia.

– Wzajemnie. I jeszcze raz dziękuję za telefon. Pa.

Chodził po pokoju, jeżdżąc zębami po dolnej wardze. W końcu spakował w kieszeń portfel i telefon. Zbiegł po schodach i natknął się wprost na matkę.
– A ty gdzie? Miałeś się uczyć nowych przepisów do pracy. – Złapała się pod boki. – Słuchaj się lepiej ojca. Nie chcę awantur.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz