» Rozdział 20 «

689 82 343
                                    


Następnego wieczoru wrócił do miasta, ale nie zajrzał do Anity. Spotkał się z Marcelem i Tymonem i opowiedział im o tym, czego dowiedział się o Rakim.

– Czekaj. – Marcel przestawał z nogi na nogę. – Myślisz, że wystawiłby siostrę za długi? Moim zdaniem, gdyby chciał to zrobić, zrobiłby dawno temu.

– O kim my w ogóle mówimy, bo nie rozumiem? – Tymon przeczesał włosy palcami.

– O Anicie, tej z warsztatu – wytłumaczył Marek.

– I co niby mamy zrobić? – Tymon rozłożył bezradnie ręce, na co Marek westchnął ciężko.

– Niestety muszę się z nim zgodzić. – Odezwał się Marcel. – Nie wtrącamy się w życie zwykłych ludzi. Dopóki Raki trzyma się z dala od naszych kobiet, nie mamy prawda go tknąć.

– Tak jakbyście nigdy nie działali za plecami Starszyzny. – Marek przekrzywił złowieszczo głowę. – Przecież nie mówię, że mamy go zabić.

– Czego więc oczekujesz?

– Mnie tu nie ma. Miejcie oko na niego i Igora. I na Anitę oczywiście.

– O tyle możesz prosić. – Kiwnął głową Tymon. – Będziemy czujni.

– Przekażę Igorowi ukrytą wiadomość, gdy przyjdzie oddać mi kasę – dodał Marcel. – W moim mieszkaniu będzie bezpieczna. Nie będziemy jej jednak śledzić. Wiesz... – urwał na moment, zbierając myśli. – Nie to, że życzę jej źle, ale nie możemy uratować całej ludzkości. Tak naprawdę, to nas powinna unikać.

– Nie porównuj mnie z tym bydlakiem, dobra? – Skrzywił się Tymon, a później splunął przed siebie. – Ja nigdy nie wykorzystałem nieprzytomnej kobiety. Przytomnej też nie gwałciłem. Jestem przy nim aniołem.

– W sumie masz rację. – Marcel wzruszył ramionami. – Ten skurwiel powinien latać jak ptak... najlepiej z dziesiątego piętra.

– Dzięki za wszystko. – Marek odbił się od auta. – Muszę lecieć, bo padam na pysk.

– Marek? – Tymon przemówił do jego pleców, więc się odwrócił, zderzając z poważnym spojrzeniem. – Nie rób sobie tego.

– Nie wiem, o czym mówisz...

– Nie angażuj się tak bardzo. – Kiwnął ręką na pożegnanie, wracając do swojego samochodu. Nie zamierzał ciągnąć tematu. Wiedział, że Marek by zaprzeczał, ale Tymon wiedział swoje. Znał to uczucie. Tak samo starałby się ochronić Julię. Zabiłby w imię jej bezpieczeństwa.

*****

Anita nie napisała do niego ani jednej wiadomości. Nie była pewna, co miał oznaczać ten wieczór i nie chciała być nachalna. Uznała również, że miał swój powód, żeby wyjść tak nagle. Zajęła się po prostu swoimi sprawami i starała się całą energię spożytkować na rozwiązanie problemów. Za to Marek nie potrafił odezwać się do niej. Bardzo chciał napisać, a jednocześnie uważał, że im obojgu przyda się nabranie dystansu. Ostatnio znaleźli się zbyt blisko siebie.

Jednak już w piątek wziął dzień wolny. Mimo wszystko, ta data kłuła go po oczach czerwonym kolorem, choć w kalendarzu wcale czerwona nie była. Bez wcześniejszego uprzedzenia, po prostu podjechał pod blok Anity, gdzie czekali już Marcel z Tymonem.

Otworzyła im Kamila, która rozchyliła usta w zdziwieniu.
– Hej?

– Przyjechaliśmy pomóc. – Odezwał się Marek, więc wykonała gest, zapraszający ich do środka.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz