» Rozdział 5 «

768 94 151
                                    

Maraton 1/3

Minął miesiąc, odkąd Marek wrócił do siebie. Pracował, odwiedzał siostrę, zajmował się sprawami rodzinnymi. Wydawało mu się, że życie z czasem wróci do normy, a jednak wciąż łapał na myśleniu o Anicie. Zdarzało mu się w galerii telefonu szukać zdjęcia CV, żeby móc na nią popatrzeć. Mając dane, znalazł ją również na Facebook'u, ale Anita chroniła swoją prywatność i oprócz motylka na profilowym, nie było tam nic więcej.

Ciągnęło go do ponownego odwiedzenia miasta, jednak nie znalazł żadnego powodu, aby tam pojechać. Tłumaczył to sobie tym, że miał jej pomóc. Przecież zawarł pakt. Któregoś wieczoru nie powstrzymał ciekawości i zadzwonił do znajomego, pytając o nią. Ten nie wiedział za wiele, poza tym, że dziewczyna pracuje.

Przy śniadaniu ojciec powoli przeżuwał swój posiłek, nie spuszczając z niego wzroku. Marek miał ochotę głośno westchnąć i uderzyć pięścią w stół, żeby przestał. Nie wolno jednak zadzierać z ojcem, więc jadł w milczeniu i udawał, że nie zauważa surowego spojrzenia.

– Synu, nie sądzisz, że czas się ustatkować? – Szurnął talerzem, dając znak, że skończył jeść, a matka Marka od razu zaczęła sprzątać ze stołu.

– Na wszystko przyjdzie czas, tato. – Podniósł głowę, żeby nie zostać posądzonym o brak szacunku. – Nie wydaje mi się, że w naszej sytuacji powinniśmy świętować.

– Twoja siostra wróci do zdrowia. Modlimy się o to.

– Może będzie lepiej, gdy skupimy się najpierw na Anielce? Moim zdaniem to źle będzie wyglądało, jeśli wyprawimy huczne wesele. – Wiedział, w który punkt uderzyć ojca. Zależało mu na tym, żeby ludzie mówili o nim dobrze.

– Może i racja. – Ojciec pokiwał głową. – Zaczekajmy jeszcze kilka miesięcy.

– Dziękuję, mamo. – Marek wstał od stołu, podając jej talerz i wyszedł z kuchni. Odnosił wrażenie, że coś go goni. I goniło. Przeznaczenie, od którego miał ochotę uciec.

Anita nuciła sobie pod nosem, wychodząc z pracy. Dziś miała dobry dzień, chociaż wciąż spała na rozżarzonych węglach. Nie znała dnia ani godziny, w której ktoś zdecyduje się kupić mieszkanie wystawione na sprzedaż. Starała się nie poddawać. Założyła sobie, że musi pogodzić się z losem i na pewno wyjdzie na prostą. Nie co dzień była w tak dobrym humorze, ale męczyło ją ciągłe zamartwianie się. Każdy mijający tydzień, w którym nie znaleźli się kupcy, napawał ją optymizmem. Zyskała czas, żeby coś odłożyć albo doczekać końca umowy próbnej i otrzymać dłuższą. Wtedy miałaby jakieś szanse na niewielki kredyt, a co za tym idzie, na kaucję za wynajem. Nie wierzyła, że brat jej pomoże. Musiała liczyć tylko na siebie.

Za namową kuzynki umówiła się nawet na rankę. Po pracy odgrzała sobie wczorajszy obiad, a później wskoczyła do wanny pełnej wody. Goliła nogi, śpiewając pod nosem piosenki z Eska TV. Momentami miewała wyrzuty sumienia. Nie powinna dobrze się bawić, będąc w żałobie. Wierzyła jednak, że rodzice, szczególnie mama, nie mieliby jej tego za złe. Nie mogła przecież płakać do końca życia.

Robiąc sobie staranny makijaż przed lustrem rozmyślała o rodzicach. Z tatą nie łączyła ją głęboka więź, bo był trochę podobny do Igora. Żył własnym życiem, chociaż miał rodzinę. Mama wszystko trzymała w swoich rękach. Płaciła rachunki, gotowała, sprzątała, chodziła na wywiadówki i pracowała. Chociaż po tym, jak straciła zatrudnienie coś się z nią działo przez ostatni rok, jakby zaczęła się poddawać. Z czasem, gdy Anita stawała się dorosła, pomagała mamie. A brat i ojciec woleli mieć wszystko gdzieś. Mama była jej przyjaciółką, powierniczką sekretów i nastoletnich błędów. Zginęli oboje i mimo wszystko za obojgiem tęskniła.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz