» Rozdział 27 «

600 82 188
                                    


Co porabiasz? – Nacisnął "wyślij" z uśmieszkiem pod nosem. Nie widział się z Anitą od kilku dni i nie zapowiadało się na to, żeby mieli się zobaczyć. On miał czas w weekendy, ona wtedy siedziała w szkole. Jednak pisał lub dzwonił do niej codziennie. Nie wyobrażał już sobie dwudziestu czterech godzin bez kontaktu z nią. Chociaż robił to nie tylko z powodu tęsknoty. Szczerze martwił się o nią i o to, co jeszcze mógł narobić Igor.

– Jestem w szkole, mówiłam Ci.

– Chciałbym przyjechać w niedzielę, ale nie wyrwę się. ;/

– Mówiłeś. ;) Rozpraszasz mnie. Zapomniałam, co miałam zapisać w notatkach. :D

– Teraz ty rozprosz mnie, a będziemy kwita.

Jeździł językiem po zębach, czekając na odpowiedź. Czym tym razem zaskoczy go Anita? Przyszła wiadomość, a jego serce uderzyło głośno w klatce piersiowej. Wysłała zdjęcie.

– Cholera – wymruczał sam do siebie, podnosząc się z łóżka do pozycji siedzącej. Anita siedziała w szkolnej ławce w tym samym sweterku, w którym widział ją ostatnio. Nagie ramiona i obojczyki uwypukliły się jeszcze bardziej przez to, że w obu rękach trzymała przed sobą telefon. Czerwone usta uśmiechały się do niego delikatnie. Wyglądała cudownie. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie szczegóły. Po prawej stronie miała wielkie okno, ale po lewej... męskie ramię. To na pewno było męskie ramię, więc siedziała w ławce z jakimś chłopakiem. Co dwa tygodnie, prawie cały weekend. A ostatnio miała zjazdy tydzień po tygodniu... Był zazdrosny o to, że ten człowiek ma ją obok siebie częściej, niż on sam. A może to Damian?

– Pięknie wyglądasz. – Palce Marka wystukały odpowiednie literki zanim w ogóle zastanowił się jak powinien zareagować. I tak dobrze, że nie zapytał, kto jest obok niej.

Nie odpisywała. Wpatrywał się w ekran, ale wciąż była niedostępna. Rozumiał, że jest zajęta. Może odpowiadała właśnie na jakieś pytanie, może rozwiązywała zadanie albo musiała się skupić, bo działo się coś ważnego. Rozumiał, ale nie zmieniało to niczego w jego tęsknocie. Ani w zazdrości.

Wściekł się sam na siebie. W życiu nie był tak miękki. Musiał się czymś zająć, zamiast kolejny wieczór spędzać z telefonem. Zszedł do piwnicy. Na uszy nałożył słuchawki, nastawiając głośno muzykę. Klasnął w dłonie, patrząc na swoje lustrzane odbicie i zabrał się za ćwiczenia. Biegł na bieżni, przyspieszając tempo. Pot skraplał się na karku, a w końcu zsuwał się po plecach. Potrzebował tego. Musiał się porządnie zmęczyć. Chciał, żeby jutro bolały go wszystkie mięśnie. Muzyka dodawała sił, żeby przebiec kolejne metry, kolejne i kolejne. Brakło mu tchu, więc zwolnił.

Wypił kilka łyków wody i zabrał się za ciężary, a na końcu za uderzanie w worek. Gdy całkowicie opadł z sił, usiadł na ziemi, dysząc ciężko. Znów patrzył na swoje odbicie. Na zaczerwienioną, spoconą twarz, na palące mięśnie, szybko unoszącą się klatkę piersiową, na odstające we wszystkie strony włosy. Patrzył w swoje oczy, tracąc nadzieję, że uda mu się gładko wyplątać z tego układu.

Ściągnął słuchawki i opadł na wykładzinę z niemocy.
– Wszystko mnie napierdala... a ja wciąż cię kocham.

Usłyszał sygnał wiadomości. Z ledwością podniósł się z podłogi, lekko jęcząc. Wiedział, że prawdziwy ból nadejdzie jutro. Z nadzieją odblokował urządzenie.

Mama:
– Za dwadzieścia minut kolacja. – Wolała napisać, bo wiedziała, że przez muzykę nie usłyszy nawoływania.

Stokrotka:

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz