» Rozdział 10 «

666 93 160
                                    

Rozdział dodatkowy z dedykacją dla @FascynacjaKsiazkami  za wygraną na moim autorskim FB.💕❤💕 

^^^^^^^

– Widziałaś Marka?

Anita podskoczyła, prostując się, jakby została na czymś przyłapana.
– Marka?

– No, Marka Brysa. Szukam go. Widziałaś?

– Nie, szefie. Nie widziałam. – Miała nadzieję, że nie oblała się rumieńcem, bo przecież nie miała nic do ukrycia.

Na szczęście pan Radek machnął ręką i wyszedł z biura. Przełknęła ślinę, poprawiając się na krześle. Ona miała na myśli kogoś zupełnie innego. Kogoś, kto nie odezwał się od tygodnia.

Wróciła do pracy i zdążyła skupić się tylko na niej, gdy rozległo się pukanie. Pracownicy robili to rzadko, więc krzyknęła „proszę" trochę zdezorientowana.
– Dzień dobry. – Do środka wszedł mężczyzna, którego zaczepiła, gdy przyszła na rozmowę o pracę. Podszedł do jej biurka, kładąc zmiętą, lekko ubrudzoną kartkę. – Teść prosi, żeby zamówiła pani te części.

– Teść? – Oderwała wzrok od kartki, przenosząc go na mężczyznę.

– Marek Brys. – Uśmiechnął się. – To mój teść.

– Ach... Nie wiedziałam. Szef go szuka.

– Moja wina, źle to ująłem. A szef już go znalazł. Dlatego przysłali mnie z tą kartką, bo są zajęci. – Znów sympatycznie się uśmiechnął, po czym wyciągnął z kieszeni dzwoniący telefon. Wcześniej zauważyła, że miał coś na dłoni, ale teraz rozgryzła, że to skrzydła. Zmarszczył brwi, po czym skinął jej grzecznie głową. – Do widzenia. Miłego dnia.

– Dziękuję, wzajemnie. Do widzenia – odpowiedziała już do jego pleców, gdy on odbierał połączenie.

– Tak, Marco?

Zamknął za sobą drzwi, a ją sparaliżowało. Marco? Przed oczami stanął jej obraz z dyskoteki, gdy blondyn klepał Marka po plecach.
Marco! Zmieniamy lokal.

Zamrugała szybko, odwracając głowę w stronę dużej szyby wychodzącej na podwórko. Mężczyzna wsiadł do samochodu, rozmawiał jeszcze chwilę i odjechał. Czy oni wszyscy się znają? To dlatego pomógł mi w poszukiwaniu biura szefa i podkreślił, że przyszła Anita?

Podrapała się po czole, krzywiąc się sama do siebie. To głupie. Niby skąd wiedziałby, że ja to ja? Pewnie był miły z natury, a to tylko przypadek.

Jednak myśl o Marku nie opuszczała jej przez dłuższy czas. Kilkakrotnie brała telefon do ręki, żeby napisać pierwsza. Nie potrafiła zdecydować co. "Jak się masz?" brzmiało dziwnie, podobnie jak „Co słychać?". Westchnęła z ciężkością i ponownie zabrała się do pracy. To było bez sensu. Mieszkał w innym województwie, prawie sto kilometrów od niej. Spędzili razem zaledwie kilka godzin. Nie było powodu, żeby na siłę ciągnąć tę znajomość.

*****

Marek pokonywał długi jasny hol, kiwając głową co rusz i wypowiadając ciche „dzień dobry". Personel szpitala stał się już dla niego znajomy. Wszedł na salę i zobaczył matkę siedzącą przy łóżku. Głaskała maleńką dłoń, szepcząc coś. Jednak zamilkła, gdy podniosła głowę.

– Cześć, mamo. – Uśmiechnął się do niej, a później nachylił się nad łóżkiem, całując czoło Anielki. – Cześć, okruszku.

Przysunął sobie krzesło, żeby usiąść obok matki.
– Jak się macie?

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz