» Rozdział 42 «

565 82 243
                                    


Kamila zaczepiała mijanych ludzi, każdego pytając o to samo: "Widziałeś gdzieś Marcela?", twierdzili, że nie, niektórzy się podśmiewali, że jest szurniętą ćpunką na głodzie. Nic sobie z tego nie robiła. Nie miała szans z Rakim i Tomkiem, potrzebowała wsparcia. Zerknęła w stronę baru, widząc, jak Anita odwraca się do barmana, a później Raki i Tomek zasłonili cały widok własnymi ciałami. Odwróciła się energicznie, tracąc nadzieję na wsparcie. Wolała wrócić do Anity. W głowie spowijało się tysiąc myśli, a jedna przekrzykiwała drugą. Powinna stanąć z boku i zadzwonić po policję, czy lepiej nie czekać, aż Anicie stanie się krzywda i narobić takiego hałasu, jaki tylko zdoła? Co zapewni im bezpieczeństwo? Potknęła się o czyjąś nogę, a silne dłonie chwyciły jej ramiona.
– Wszystko w porządku?
– Jezus, Maria... Bóg mi cię zesłał...


Następne, co usłyszała Anita poza szumiącą w uszach krwią, to czyjeś przekleństwo. Później poczuła szarpnięcie. Raki przestał ją przyciskać swoim ciałem. Tomek ją puścił, a ktoś złapał za nadgarstek i pociągnął z całej siły w swoją stronę. Dopiero gdy znalazła się za jego plecami, zorientowała się, że to Marek. Schował ją za sobą, wciąż nie puszczając uścisku.

– Jest nasza – zaznaczył twardo.
W tym samym czasie Marcel trzymał ostrze scyzoryka przy brzuchu Tomka.

– Nie, nie jest – odparł Raki. – Nie możecie oznaczać sobie każdej laski, którą chcecie.

– Jest nasza – powtórzył Marek też bawiąc się ostrzem w dłoni. – A oznaczyć możemy ciebie po raz drugi. Jak bardzo tęsknisz za złamaniami otwartymi i kilkutygodniowym pobytem w szpitalu? Tym razem będzie gorzej.

– Obiecuję. – Marcel ucałował swój scyzoryk i zdmuchnął z niego buziaka w stronę Rakiego.

– Nadejdzie taki dzień, Matrys, w którym stracisz swój immunitet na mieście, a wtedy się spotkamy.

– Po takich snach masz pewnie mokre gacie? – Marcel uśmiechnął się szyderczo. – Nie będziemy się powtarzać. One są nasze, więc spierdalać z łapskami i waszymi magicznymi drinkami.

Anita niespokojnie rozejrzała się wokół siebie, dostrzegając obok Kamilę, która niemal zjadała swoje paznokcie. Dłoń Marka trzymała, aż za mocno, ale Anita nie wyrywała się. Wiedziała, że to z nim będzie bezpieczna.

– Wasza, nasza... – Tomek mielił w ustach te słowa. – Wasza, nasza... – Spojrzał na Anitę, która wciąż chowała się za plecami Marka. – Obsługujesz ich wszystkich? Od zawsze wiedziałem, że masz zadatki na dziwkę.

Zanim zdążył rozciągnąć usta w kpiącym uśmiechu, Marcel odskoczył w bok, jakby dokładnie wiedział, co się wydarzy. Marek podciął nogę wysokiego krzesła, a Tomek z hukiem wylądował na podłodze.

– Nazwij ją tak jeszcze raz – wysyczał Marek, dociskając butem klatkę piersiową Tomka. Później przeniósł nogę na policzek. – Dawaj, powtórz... Czekam... – Dociskał coraz mocniej, tym samym nie panując na tym, że ze wściekłości coraz mocniej ściska również nadgarstek Anity.

– Panowie, proszę o spokój – wtrącił się nagle barman. – Inaczej będę musiał wezwać ochronę.

– Teraz? – krzyknęła roztrzęsiona Anita. – Prosiłam o pomoc, to mnie olałeś!

– Prosiła cię o pomoc? – Marek przeniósł wzrok na mężczyznę za barem. – Wrócę tu i udzielę ci bezpłatnego szkolenia. Na drugi raz będziesz wiedział, co robić w takich sytuacjach.

Barman szerzej rozchylił powieki, a na jego twarzy zagościł grymas strachu. Zrobiło się zamieszanie, ludzie patrzyli na widowisko, Raki musiał odpuścić i machnął im na pożegnanie. Tomek ledwo podnosił się z podłogi, a Marek pociągnął za sobą Anitę w stronę wyjścia.

Diabeł Stróż (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz