Zwykłe zejście nie jest niczym niezwykłym, chyba że zmierzamy tam w złym przeświadczeniu. Świat wtem czas wygląda nieco inaczej. Znikają kolorowe barwy, a zastępują je ponure. Stara, kamienna piwnica jest idealną wylęgarnią lęków, mających swój początek w wyobraźni, tam, gdzie w ciemnościach kryją się potwory...
Kiedyś widywał błękit nieba, wiatr podrażniał jego skórę, a natura ochoczo go otaczała. Dziś zamknięty w piwnicy bez okien. Winny. Winny, bo stanął nie po tej stronie barykady. I winny, bo zajął się nie tym interesem, którym powinien.
Krętymi schodami, schodziłam coraz niżej. Mrok z każdym kolejnym krokiem pochłaniał mnie raz po raz, by finalnie zanurzyć mnie w swej ciemności.
W tych czeluściach pośrodku pomieszczenia, przywiązany do krzesła siedział ,,On". Nad nim stali moi ludzie bacznie go obserwując. Wyłoniłam się z półmroku. Mężczyźnie w oczy rzucić się już mogły długie paznokcie, a następnie złota spluwa trzymana w dłoni.
Czas zwolnił. Bicie serc przyśpieszyło. Oddech stał się wolniejszy i spokojniejszy. Strach sparaliżował ciało oponenta.-Znasz powód swojej wizyty w naszych skromnych progach? - Deagle'em uniosłam jego brodę ku górze. -Prawda? - dodałam, lekko rozbawionym głosem.
-Zabij mnie, jeśli chcesz - splunął na ziemię krwią. -Lecz wiedz jedno - wysilił się na szyderczy uśmieszek. -Z dniem mojej śmierci, sprowadzisz na siebie ludzi, którym niestraszna będzie twoja broń, czy nawet setki ludzi, gdyż oni będą mieć większą władzę - zaśmiał się.
-Zaryzykuję - wycelował broń prosto w głowę mężczyzny.
Z zimną krwią pociągnęłam za spust. Tak właśnie zakończył się żywot kolejnego z rzekomych bossów. Następny interes upada, a nasi pracodawcy przeskakują o jeden szczebel drabiny wyżej w hierarchii. Natomiast razem z nimi na szczyt pijemy się również my. Układ idealny. Konsekwencji się nie boimy. Zawsze lubią straszyć, jednakże jeszcze żadna z tych gróźb nie okazała się na tyle poważną, abyśmy musieli schować się w cień. Działamy na widoku, nie kryjemy się, wręcz przeciwnie. Zdobimy nawet nasze ciała tatuażami, które wystawiamy na światło dzienne. Wszystko by zwrócić na siebie uwagę oraz zostać zapamiętanymi. Z tymi zbrodniami muszą nas powiązać pozostałe grupy, by same zaczęły nas szturmować. Najprostszy sposób pozbycia się konkurencji, bez wychodzenia z domu. Lecz kiedy pozbędziemy się już wszystkich, ukryjemy nasze ciała, twarze, zmienimy nawet nasze głosy, a może i stracimy na czas działań bojowych. Zapadniemy ludziom w pamięć, po czym ulotnimy się jak wiatr.
Legendy same będą się pisać.KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Noc minęła. Nastał dzień. Poranek zapowiadał się spokojnie, ale niektórzy z nas snuli nieswojo po rezydencji. Tego dnia odczuwaliśmy niepokojącą aurę. Tłumaczyłam sobie, to czynem, jakiego dokonaliśmy. Teoretycznie powinniśmy zdążyć się już uodpornić, ponieważ to nie pierwsza nasza taka przygoda. Jednakże w praktyce minie jeszcze wiele lat, zanim sumienie ucichnie, a umysł zapomni o emocjach. Lecz tym razem nie wyrzuty nami szargały, a na własnej skórze przekonaliśmy się, że nie wszystkie słowa ślepo rzucane są na wiatr.
Dnia 21 sierpnia dokładnie o godzinie 10:00 rano służby specjalne postanowiły złożyć nam wizytę.
Swat sforsował bramy rezydencji i zrobił nalot na ogródek. Przyznam, iż byłam w szoku. Spodziewałam się wszystkiego, dosłownie wszystkiego! Ale nie meksykańskiego oddziału specjalnego w moim ogrodzie!
Po wybiegnięciu uzbrojonym z domu stanęliśmy, jak wryci.-Ten sukinsyn sprzedał się za ochronę - wymamrotał z niedowierzaniem pod nosem.
Mierzyli do nas z karabinów maszynowych, ale za łatwo by było, jakbyśmy tak po prostu się poddali. Część z nas, która nie wybiegła jeszcze z domu, zaszła mężczyzn od tylu. Na znak rozpoczęliśmy ostrzał, ale nie mieliśmy na celu zranienia ich. Jedynie lekkiego okaleczenia, by wycofali się z rannymi z terenu. Carter uznał, że najłatwiej będzie uszkodzić dowódcę Swatu, a o rozpoznanie go z tłumu ciężko nie było, ponieważ niemiłosiernie na głos wykrzykiwał rozkazy. Faktycznie mądre posunięcie. Wystarczył tylko mały postrzał, by zaraz wszyscy się rozproszyli i zmartwienie do niego podbiegając. W tym czasie wykorzystałam sytuację. Podeszłam bliżej, wycelowana w głowę leżącego.
-Jeśli chcesz nas złapać, musisz się bardziej postarać - przyciągnęłam spojrzenia wrogów. -Pozwolimy wam odejść - kiwnęłam pistoletem w stronę bramy. -Zabierzcie swojego dowódcę, zanim się doszczętnie wykrwawi - podnieśli mężczyznę z ziemi. -Następnym razem nie będziemy tak mili.
Pozbycie się ich poszło, jak z płatka. I to mnie chyba nie pokoi. Grzecznie bez protestów oraz prób zatrzymania opuścili teren. Rozumiem, ranny dowódca, ale wciąż coś mi tutaj śmierdzi. Czyżby to był zwiad? Próba wybadania terenu? Sprawdzenie naszej reakcji? Czemu tak bardzo pasują do siebie te wszystkie spostrzeżenia? Pewnie się nie mylę, prawda? A moich przygód ze Swatem nie koniec, czyż tak moi drodzy?
-Szefowo! -krzyki dobiegały z głębi ogrodu.
W momencie podbiegnięcia do moich panów zastałam wątpliwy widok. Trzymali na muszce jednego z tamtych.
-Znaleźliśmy sierotkę, która zbłądziła odłączając się od grupy - Logan lekko popchnął nieznajomego. - Co z nim robimy? - ponownie go trącił.
-Najprościej będzie się pozbyć -wtrącił Tony.
-Zostawimy go, ale zdejmijcie mu maskę - powiedziałam stanowczym głosem.
Senri pomógł funkcjonariuszowi ujawnić swoją prawdziwą tożsamość, po czym z uśmiechem wręczył mi czarny materiał skrywający jego oblicze. Wzrok nieznajomego wcale nie uciekał od mojego spojrzenia. Wręcz przeciwnie, stał dumnie wyprostowany, spoglądając mi głęboko w oczy.
-Całkiem przystojny jesteś. Nie żal, ci będzie, że żonka więcej tej słodkiej buźki nie ujrzy? - zadrwiłam.
-Nie mam żony, więc twoje groźby nie robią na mnie wrażenia. Mała dziewczynka w świecie dużych zabawek - puścił mi oczko.
-Młody i gniewny, podoba mi się - odwzajemniłam gest i również puściłam mu oczko, lekko się przy tym uśmiechając oraz sprowadzając moich towarzyszy w zakłopotanie.
-Wracaj do swoich, zanim zauważą twoją nieobecność - podałam mu maskę, a Senri oddał mu kask.
Mężczyzna niepewnie się ubrał, po czym skierował w stronę bramy.
-Nie martw się. Twarz widzieliśmy, ale ścigać nie będziemy, dopóki będziesz grzeczny - ukłoniłam się delikatnie, akcentując ruchy ręką, w której dzielnie dzierżyłam moje złote cudeńko. Nowy znajomy odwrócił się jeszcze parę razy, zanim zniknął kompletnie z naszego pola widzenia.
Ciekawe co przyniesie to niezwykłe spotkanie? I czy będziemy w przyszłości żałować jego skutków?
,,Nigdy nie wiesz, kto poszerzy Twoje źrenice i nasyci barwą tęczówki"
CZYTASZ
The Legends
ActionZastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądało Wasze życie, gdybyście odeszli od wyznaczonych schematów oraz norm, jakie rządzą światem? Ja często nocami o tym rozmyślałam. Pragnęłam być kimś więcej, niż kolejnym, zwykłym szarym człowiekiem pracującym...