Rozdział 59 Życie za życie

57 5 2
                                    


PERSPEKTYWA JAY'A

Po ostatnim spotkaniu w towarzystwie szefowej ze skorumpowanym panem agentem wiedziałem gdzie go szukać. Choć z drugiej strony po prostu wystarczyłoby przejechać się po naszych aktualnych siedzibach oraz biznesach, aby go odszukać. I tak też chyba postąpię. Udam się z przyjaciółmi na miejsce produkcji białej damy, które ostatnimi czasy tak mocno ich zainteresowało, że aż zostaliśmy odcięci na dłuższy czas. 
Zapożyczoną nieco nielegalnie lokalną furą zajechaliśmy w okolice nieczynnego już zakładu produkcyjnego. Moje przeczucia były nieomylne.
Zgadnijcie, kogo spotkaliśmy po drugiej stronie ulicy? Tak dokładnie, macie rację. 
Na całodobowej warcie przed budynkiem po przeciwnej stronie na ulicy wzdłuż chodnika stał zaparkowany szary van oklejony w ilustracje robaków oraz szczurów z dość sporą sygnaturą loga firmy deratyzacyjnej. Wcale nie podejrzane i nieprzyciągające uwagi, czyż nie moi drodzy? W dodatku auto z przyciemnianymi szybami. Bez kierowcy oraz pasażera, znajdujące się na najbardziej uczęszczanej ulicy ze względu na znajdujący się w pobliżu miejscowy targ, uwielbiany przez miejscowych, jak i turystów. Hm...a gdzie tam! Szaleniec by tylko coś podejrzewał. Przecież to naturalne, że auto deratyzacyjne pozbywa się szczurków w najmniej możliwym miejscu ze względu na ich występowanie. Którego swoją  drogą tutaj brak. Każdy mieszkaniec potwierdzi, w przeciwnym razie targ, by już nie istniał. Ale co tam gringo może wiedzieć ;)
Rozkazałem Rigi'emu oraz Logan'owi pozostać w pojeździe dla bezpieczeństwa, a sam wybrałem się złożyć niespodziewaną wizytę. Załomotałem dłonią złożoną w pięść w tylne, blaszane drzwi szaro-sinego vana.  Które po chwili lekko się uchyliły. Natomiast zza nich wyłoniła się połowa głowy z ciemną perfekcyjnie ułożoną czupryną oraz widocznie podciągniętą, aż pod nos maską skrywającą twarz.

-Destin? - spytałem dla pewności, choć odpowiedź znałem.

-Zależy kto pyta - odrzekł chłodnie z powagą w głosie. 

-Pamiętasz ostatnie spotkanie twoje i Nayi? - przytaknął. - Byłem tam - mężczyzna  westchnął, popychając dłonią delikatnie drzwi.

-Wsiadaj - skinieniem głowy zaprosił mnie do środka. Po czym zamknął za nami drzwi. -Czemu mam zaszczyt gościć w moich skromnych włościach twą osobę, jak mniemam w tajemnicy przed szefową? - elegancko ubrany usiadł przed komputerem na krześle, opierając się wygodnie, ale zważając na granatową marynarkę zawieszoną na jego oparciu. Przy okazji poprawił swoją nieskazitelnie białą koszulę i zawiesił ciekawski wzrok na mej osobie.

Środek pojazdu zagospodarowany został w dwa stanowiska komputerowe z wyposażeniem typowo szpiegowskim, znanych mi jedynie do tej pory z seriali kryminalnych. Kilka pancernych szaf zapewne z dokumentami oraz małym szyfrowanym sejfem.

-Czy aktem desperacji nie jest składanie wizyty samemu diabłu w dodatku osobiście, zjawiając się w jego kryjówce? Cóż takiego zadziało się, że potężny pan pseudo mafiozo przychodzi błagać wroga? - zacisnąłem pięść. -Będziesz jęczał? Prosił na kolanach? A może skomlał, abym was zostawił w spokoju? -odruchowo złapałem mężczyznę za gardło. -Uważaj, pognieciesz jeszcze mój garnitur, a to nie były tanie rzeczy, lepiej z powrotem usiądź. - wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym puściłem drania. 

Cóż za bezczelna gnida, gdyby nie miejsce, w którym obecnie się znajdujemy, już bym go zutylizował, lecz jakąś małą, zagubioną gdzieś głęboko cząstką szanuje za jego ordynarne zachowanie, nie każdy odważyłby się na takie postępowanie, zdając sobie sprawę z faktu późniejszych konsekwencji wyciągniętych względem niego.  Jednakże jak powiedziałem małą cząstką, bardzo małą, wręcz kurwa niewidzialną.

-Dziś będę miły - wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym usiadłem na krześle obok.  -W miarę - dodałem po chwili dla sprostowania. - A teraz powiedz mi, jaki masz w tym wszystkim cel, ponieważ nie uwierzę, że robisz to dla własnych korzyści przy okazji nas obserwując - mężczyzna przyłożył prawą dłoń do brody, a następnie drapiąc się po niej delikatnie, uniósł głowę ku górze, sprawiając wrażenie zamyślonego. -Przecież przy pierwszej lepszej okazji moglibyśmy wykorzystać, to przeciwko tobie - skinął głową. -Zatem dlaczego mamy tego nie wykorzystać? Podaj choć jeden powód.

-Naya - odrzekł ochoczo. 

Destin z zamyślonego zmienił szybko pozycję. Usiadł nieco przygarbiony w lekkim rozkroku, opierając ręce na swoich uda oraz zbliżając się bardziej w moim kierunku. Błądził wzrokiem po mej masce, próbując doszukać się skrytych pod nią oczu.

-Dlaczego wciąż nosisz maskę? Czyżby to przez blizny wojenne? - zaniemówiłem na szyderczy śmiech mężczyzny.

Czyżby wścibski pan policjant wiedział o nas więcej, niż nam się wydaje? Ale czy to by znaczyło, że nie jest wcale taki przygłupiastym i nieświadomym, jak podejrzewaliśmy? Ciekawe, jakby szefowa zareagował na wieść o jego brudnych planach względem niej, plus o prawdopodobniej znajomości naszych tożsamości, ponieważ jak inaczej wytłumaczyć słowa ,,wciąż" i ,,blizny wojenne". Nie chwaliłem się nikomu, prócz Nayi, a zresztą nawet jej nie mówiłem wszystkiego, lecz tyle ile powinienem, by było bezpiecznie. Co prawda w momencie dołączenia do wojska teczki na Ciebie już się produkują, tylko nie każdy może mieć dostęp do ściśle tajnych akt. W szczególności, jeśli dotyczącą wysoko postawionych oraz mocno znaczących osób w jednostce. Nie zapominajmy również o fakcie mojej kariery najemnika. W tamtym czasie większość rzeczy, jakie wykonywałem, odbywała się w sposób nielegalny, zatem niezapisanych na kartach przeszłości. 

-Jay Delgado, najlepszy z najlepszych. Niezniszczalny i nieśmiertelny, a dlaczego? Bo najemnika śmierć nie tyka - zaśmiał się. -Zdziwiony?

-Nieco - przyznałem od niechcenia. -Każdego z nas zdążyłeś prześwietlić? - zaprzeczył z udawanym smutkiem.

-Dziwne, że mnie nie pamiętasz - zbliżył się jeszcze bardziej. -Niegdyś komandos, potem najemnik, na końcu zabawka bogatych ludzi - spojrzał na mnie z politowaniem, kręcąc głową na boki. -Nie jedno życie masz na sumieniu. Miałeś bronić, a krzywdziłeś. -Pamiętasz młodego chłopaka, którego obiecałeś rodzinie odbić z rąk porywaczy? Natomiast w rezultacie zawiodłeś, gdyż ważniejsza była mała gówniara, którą zresztą odszukaliśmy. Marnie ją ukryłeś - czułem, jak gniew we mnie buzował, jednak musiałem zachować zimną krew. -Co dalej z nią się stało, sam sobie odpowiedź. -Życie za życie, mój drogi!

Teraz ździebełko bardziej się zaniepokoiłem. Destin może okazać się dużo niebezpieczniejszy, jeśli zapragnie któregoś dnia wyjawić złą prawdę światu. Zaszkodzi niemiłosiernie i to nie tylko mi. Wszyscy ucierpimy, chyba że zatrzymamy tę karuzelę szaleństw, nim będzie za późno.

-Wyciągając przeszłość na światło dzienne, twierdzisz, że masz nade mną przewagę. Zgadza się, lecz jedynie prawną. W rzeczywistości pozycją jesteś ode mnie niżej. Buty czyścić jedynie mi możesz psie bez własnego życia prywatnego. Nie wiem, co kombinujesz, ale dowiem się i udaremnię ci twój plan.  Nie dostaniesz Nayi w brudne łapska, bo już skrupulatnie w tym przeszkodzimy - uśmiechnął się delikatnie kącikiem ust, unosząc przy tym lewą brew. -Myślisz, że wiesz o nas wszystko, lecz w błędzie jesteś. - podniosłem się z krzesła. - Młodej skrzywdzić nie damy, jednak gdy potrzeba najdzie, bezpiecznie ją przetrzymamy, a ty szukaj wtedy igły w stogu siana - odwróciłem się tyłem, łapiąc na klamkę drzwi. 

-Życie wenezuelskich dziwek może wydać się ciekawsze, niż podejrzewaliśmy - zaśmiał się złowieszczo na odchodne. Trzasnąłem drzwiami z nerwami, opuszczając pojazd.

Po powrocie do swoich towarzyszy przez dłuższą chwilę nie odezwałem się słowem. Później dopiero opowiedziałem im jedynie po krotce, że planuje coś niegodziwego względem szefowej, pragnąc prawdopodobnie wykończyć od środka naszą rodzinę. Resztę zataiłem. 


,,Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz"


The LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz