Kilka dni później
Otrzymałam martwiący telefon z Nowego Yorku, lecz tym zajmę się, gdy podbije Meksyk. Jay powoli doszedł do siebie. Rodzina zawiązała nowe kontaktu, a ja sama osobiście w pojedynkę sfinalizuje z nimi ekscytujące transakcje. W końcu chcemy zdobyć jak największe zaufanie oraz posłuch wśród pozostałych grup. Bez tego spełnienia trzeciego, zarazem ostatniego życzenia okazać się może niewykonalnym. Musimy mieć pewność, że przeciwnicy nie posłużą się na nas swoimi sojusznikami. Jak to zrobić? Odsunąć jednych od drugich. Lecz jak tego dokonać, by się nie mieszać bezpośrednio? Zawiązać biznesową przyjaźń. Tylko z kim? Z drugim najważniejszym. Czemu nie z pierwszym? Bo stał się zwierzyną łowiecką!
Kiedy odpowiednie osoby, będą trzymać podlotki na smyczy, by te jak wierne pieski panu na pomoc przybiegły, aby odrobinę zyskać w jego w oczach, my będziemy wojować, zdobywając kolejny szczebel w hierarchii władzy.Armado mój latynoski, przyjaciel polecił mnie, w co poniektórych kręgach, powodując dość spory odzew w moją stronę. Od jednych pozytywny od innych negatywny, ale jednak. Nie ważne, jak mówią, grunt, że mówią.
W pierwszej kolejności skontaktował się ze mną Jose szef kartelu, jako drudzy kontakt nawiązali Carlos wraz ze swoją prawą ręką Jaime z mafijnej rodzinki. Ostatni dość mocno mnie zaskoczyli. Mianowicie Ricardo druga najważniejsza w hierarchii półświatku osoba, zaraz pod Fernando, na którego pozycje wszyscy ostrzą ząbki. I gdy myślałam, że nic bardziej mnie nie zszokuje, odezwał się do mnie przez swojego pośrednika Marcos znany w szerszych kręgach, jako loco peligroso*. Każdy, kto miał do czynienia z nim, bądź jego gangiem nie wracał z tego taki sam. Pewnie jesteście ciekawi czemu? Odpowiedź jest dość prosta. Marcos jest przywódcą ulicznego gangu charakteryzującego się niezwykłym okrucieństwem. Rekrutują głównie młodych ludzi i atakują w grupie, niszcząc na swojej drodze dosłownie wszystko. Sieją postrach i zniszczenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce nawiązywać z nimi dłuższych kontaktów niżeli potrzebne do interesów. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że przez swoje niebywałe okrucieństwo są nie tylko niewygodni dla tutejszej policji, lecz również ludzi biznesu. Handel narkotykami, przemyt, prostytucja, czy wymuszenia, to jedynie część rzeczy, do których są zdolni.
Z tego względu owa próba nawiązania kontaktu z moją familią jednocześnie wprawiła mnie w osłupienie, a za chwilę przyprawiła o ciarki na ciele. Zapewne bardziej zaciekawiło ich moje pochodzenia, niż utarta opinia, która krąży o nas wśród meksykańskiej ludności.
Legendy piszą się same, my im tylko trochę pomagamy :)
Zamierzam spotkać się z nimi wszystkimi, poczynając od Vice bossa, a kończąc na najgroźniejszym gangu ulicznym.Ubrana w tradycyjny kobiecy strój meksykański składający się z białej góry z wariackimi zdobieniami oraz haftami zależnymi od regionu. Do tego założyłam również zależną od regionu szeroką spódnicę sięgającą stóp. Całość dopełniłam od siebie słomkowym kapeluszem, wraz ze skórzaną brązowa torebką, pasującą do karmelowych, zamszowych sandałów na słupku. Po zachowaniu wszelkich pozorów przekroczyłam próg typowej meksykańskiej knajpy, obwieszonej emblematami oraz przeróżnymi dekoracjami w stylu Ameryki Łacińskiej. W powietrzu unosząca się orientalna woń oparta na tradycji i historii tutejszej kuchni. Mieszanka goździków, cynamonu, czosnku, chilli i kolendry, przeplatana z ambrą, pudrem, piżmem, a także czekoladą czy kawą. Przyciągały swoją egzotyką, uwodzicielstwem i tajemniczością, aż miało się ochotę zostać, jak najdłużej w tym niezwykłym miejscu. Dla tubylców zapewne z niesamowitością nie ma to nic wspólnego, gdyż są przyzwyczajeni do tego, lecz dla obcokrajowca niezapomniana przygoda. Kelner zaraz po moim wejściu podszedł do mnie, informując o czekającym na mnie mężczyźnie, po czym zaprowadził wprost do niego.
-Witam - dosiadłam się do stolika. -Mam nadzieję, że długa na mnie pan nie czekał. - pokiwał przecząco głową z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Na co czekasz? Przynieś pani kawy - Meksykanin wymownie spojrzał na kelnera, który skinął na znak zrozumienia i pośpiesznie, lecz wciąż dostojnie pognał w stronę kuchni.
-Zatem o co mnie prosisz moja droga? - podparł podbródek na pięści.
-Proszę o zawieszenie interesów, gdy nadejdzie sądny dzień - rzekłam z powagą na twarzy.
-Co zaoferujesz w zamian? -Nie spuszczając ze mnie wzroku, wziął kolejny łyk kawy. -Pozycję? - dodał z przekąsem.
-Pozycja zostanie w moich rękach - skrzyżowałam palce dłoni, oparłam na nich brodę, po czym posłałam mężczyźnie zalotny uśmiech. -Lecz każdy szef potrzebuje ciche wspólnika, który pod nieobecność będzie zarządzał interesem oraz dbał o jego dobre imię - skinęłam głową.
-Więc proponujesz utknięcie w układzie, w którym trwam obecnie? - skrzywił się niechętnie.
Wstałam, po czym podeszłam bliżej, Ricardo odsunął się nieco wraz z krzesłem do tyłu, dając mi tym samym subtelny znak. Przycupnęłam na kolanach Latynosa, prowokacyjnie się uśmiechając. Jego dłoń automatycznie zacisnęła się na moim udzie. Natomiast ja nachyliłam się nad jego uchem.
-To coś więcej, niż druga pozycja - zmysłowo wyszeptałam, muskając niby przypadkiem płatek ucha ledwie wyczuwalnie wargami.
-Nie mydl mi oczu - zacisnął palce ma mojej szyi, po czym skarcił wzrokiem kelnera idącego w naszym kierunku z zamówieniem, który ze strachem w oczach szybko zmienił kierunek na odwrotny, zostawiając nas samych. -Za stary jestem na takie gierki - wzmocnił nieco uścisk.
Przyznam, oblał mnie zimny pot z powodu zaistniałej sytuacji, gdyż na taki obrót spraw przygotowana nie byłam. Jednak nie mogłam pozwolić, aby strach mnie sparaliżował. W końcu nie z takimi gagatkami mam do czynienia na co dzień.
-Podzielimy się władzą - oparłam lewą dłoń o klatkę piersiową mężczyzny.
-Zgoda, ale biorę coś jeszcze - otworzyłam szeroko ze zdumienia oczy. -Ciebie - Wpoił się w moje usta.
-Nie jestem towarem przetargowym - przerwałam pocałunek.
-Zastanów się dwa razy - zwolnił uścisk, a jego ręka powędrowała na plecy, gładząc je subtelnie. -Lepiej się zastanów - poprawił po chwili.
Zbyt duży natłok myśli jak na daną chwilę. Ricardo rzeczywiście jest dość mocno wpływową postacią w półświatku z wieloma możliwościami. Zależy mi na obaleniu rządów Fernando oraz ich przejęciu, ale czy ,,sprzedanie" siebie w zamian faktycznie mi to umożliwi? Podejrzewam, że po dogadaniu warunków byłby stanie powstrzymać większość sojuszniczych grup Bossa. Natomiast w momencie odmówienia atakowaliby by wszyscy. My nie mamy na tyle ludzi, by odeprzeć kilkuset napastników. Nasza rodzina nie liczy dużo, dlatego nie możemy sobie pozwolić na dodatkowych przeciwników. Stąd też poniekąd ucieszyłam się na odzew najważniejszych przywódców grup przestępczych, ponieważ dzięki porozumieniom z nim bylibyśmy w stanie z łatwością osiągnąć cel. Przekazać po części władzę, która należałaby do mnie dawnym wyjadaczy biznesu, którzy swoją drogą nas tutaj zwerbowali, a my na jakiś czas czmychnęlibyśmy w różne zakątki świata, bądź wrócili do Nowego Yorku zatrzeć ślady pozostawione w Meksyku. W końcu niech legendy piszą się same...
-Na moich warunkach - powiedziałam stanowczo, na co Meksykanin uniósł brew. -Będziesz mnie miał, ale na moich warunkach, zrozumiałeś? - wstałam, oswabadzając się z jego dotyku. Wpatrywał się we mnie z zaskoczeniem. -Nie odetniesz mnie od świata, pozwolisz dalej działać i kontaktować z rodziną - skinął głową.
Mężczyzna bez słowa objął mnie w pasie. Wychodząc z lokalu, z różnych jego zakamarków wyłoniła się ochrona, która momentalnie ruszyła za nami. Nie zauważyłam ich wcześniej. Trzeba im przyznać, że wtopić się w otoczenie potrafią. Ricardo otworzył mi przednie drzwi pasażera. Przełknęłam głośno ślinę, rozglądając się ostatni raz dookoła, po czym niepewnie wsiadłam do samochodu. Kiedy zatrzasnęły się za mną, mimowolnie się wzdrygnęłam. Mężczyzna zajął miejsce kierowcy, po czym odpalił silnik i ruszył w nieznane. Wzięłam głęboki wdech i wydech, starając się niezauważalnie w ciszy zapanować nad rozdygotanym ciałem.
*loco peligroso - niebezpieczny szaleniec (tłum. z hiszpańskiego)
CZYTASZ
The Legends
AksiZastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądało Wasze życie, gdybyście odeszli od wyznaczonych schematów oraz norm, jakie rządzą światem? Ja często nocami o tym rozmyślałam. Pragnęłam być kimś więcej, niż kolejnym, zwykłym szarym człowiekiem pracującym...