Rozdział 31 Karma wraca

157 12 0
                                    


O 4 nad ranem odebrałam telefon z nieznanego numeru.

-Słucham? - przyłożyłam telefon do ucha.

-Jak myślisz? Jak zareagowałyby odpowiednie służby odnośnie osieroconej 14 latki, mieszkającej kątem u nieznajomych? - odezwał się nieznajomy.

-Z kim rozmawiam? - odniosłam wrażenie, że skąd kojarzę ten głos.

-Szefowa mafii prowadza się z gangsterem - zaśmiał się. -Ciekawe jakby zareagowali pozostali, a jeszcze ciekawsza byłaby reakcja służb - parsknął śmiechem.

Wstałam z krzesła, po czym zaczęłam krążyć po ogródku w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Skoro wie, kim jestem oraz zna osoby, z którymi spędzam czas, musi obserwować. Wcale bym się nie zdziwiła, jakbym kojarzyła dzwoniącego. 
Daleko w tle skrytego w ciasnych uliczkach, między budynkami dostrzegłam auto ciemnego koloru, prawdopodobnie szarego, bądź czarnego. Niestety na dworze panował zbyt duży mrok, aby dokładnie rozszyfrować barwę pojazdu. 
W każdy razie nieznajomy, a raczej dzwoniący dostrzegł moje zainteresowanie jego samochodem, ponieważ chwilę potem połączenie zostało zerwane. Czyż niedziwny zbieg okoliczności?

-Namierzę cię - zdążyłam dodać przed zakończeniem rozmowy.

-Miłej zabawy! -  rozłączył się.

Sekundę później głuchą noc przerwały wystrzały z broni palnej, których dźwięk rozległ się po dzielnicy.
Pobiegałam szybko na przód domu, skąd dochodziły niepokojące hałasy. 
Na ziemi leżał zakrwawiony O.G. Natychmiast podbiegłam do niego. Odruchowo wyciągnęłam złotego deagle'a i oddałam kilka strzałów w odjeżdżające spod domu niebieskie samochody.

-O tym właśnie mówiłam - westchnęłam, patrząc z politowaniem na Drake'a.

 Ściągnęłam kurtkę, którą  podłożyłam pod głowę mężczyzny. Krwawienie z barku tamowałam wręczoną mi przez Brooklyn bandaną, która aktualnie stała z Sophie kilka metrów dalej ode mnie starając się ją uspokoić.

-Chcę robić interesy, nie ronić łzy - pomyślałam w duchu.

Z sąsiednich domów szybko zbiegli się uzbrojeni pozostali członkowie gangu, którzy otoczyli naszą dwójkę. Resztę rozproszyła się w celu sprawdzenia terenu, lecz był już czysty.

-Co tu się stało?! - krzyknął przerażony zastępca, na widok rannego szefa. -To twoja sprawka?! - spojrzał na moje zakrwawione ręce, a następnie na pistolet, który leżał koło mnie.

-Moja?! Do reszty cię popierdoliło?! Zamiast stać, jak fiut pomóż mi go zanieść do domu! - zdenerwowałam się, kiedy czerwony wycelował w moją osobę.

Bloodsi przetransportowali na wpółprzytomnego szefa do salonu, gdzie osobiście walczyłam przez całą noc o jego życie. Podwładni 28-latka patrzyli na mnie nieprzychylnym wzrokiem, lecz wiedzieli, że w obecnej sytuacji jedynie ja jestem w stanie im pomóc. Ponieważ wizyta w szpitalu odpadała.
Dobrze, że jednak postanowiłam zrobić małe przeszkolenie medyczne, by bezproblemowo w razie czego móc poskładać swoich ludzi, gdyż jak widać, przydało się teraz perfekcyjnie. Zapewne w przeciwnym razie już dawno dostałabym kulkę między oczy.
Mężczyźni wiedzą, kto był prawdziwym sprawcą, Brooklyn opowiedziała im całą zaistniałą sytuację. Wyjaśniając nawet, dlaczego w tamtym momencie na ziemi koło O.G. leżał mój pistolet. Jednakże nie wszystkim pasował nasz sojusz. Uważali, że mafii nie można ufać, a my chcemy sobie jedynie na nich zarobić i w razie kryzysowych spotkań mają nam posłużyć za żywą tarczę. Nie było to prawdą. Pakt porozumienia traktowaliśmy z pełną powagą. Uliczne gangi czasem są najlepszymi sprzymierzeńcami. Mimo że zdarzą im się zwierzakować, znają swoją wartość i potrafią okazać szacunek osobą, które potraktowały ich podobnie. Oni nigdy nie podchodzą do Ciebie na starcie z agresją. Z nimi porozmawiasz, pośmiejesz się, ubijesz interes. Ale jeśli od początku Twoja osoba jest do nich wrogo nastawiona, to lepiej uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Dlatego cenię sobie ich znajomość. Jednakże jak już wspominałam, część z nich nie przepada za mną, gdyż wciąż pamiętają, kto pozbawił ich poprzedniego szefa. W duchu się z tego faktu radują, ale przecież nie można tego pokazać, bo duma ,,niby" została urażona. 
Pic na wodę fotomontaż, ale co zrobić? Nic. Tacy już są.

W międzyczasie wykonałam telefon do swoich ludzi, aby zajęli się sprawą telefonu oraz sprowadzili mi Kian'a. Nie ważne, jak tego dokonają i jakimi sposobami, chcę mieć tego łajdaka w swoich rękach. Jeden warunek - ma być żywy. Z martwego pożytku nie będzie, a tak zamierzam oduczyć go pogrywania ze mną w jego nędzne gierki. 

Przez całą noc trwałam u boku Drake'a. Leżał na kanapie w salonie, a ja siedziałam na ziemi obok. W pewnym momencie musiałam zasnąć, ponieważ rano zbudził mnie delikatny dotyk mężczyzny.

-Naya? - musnął koniuszkami palców moją dłoń.

-Obudziłeś się - uniosłam głowę, po czym zrzuciłam z siebie różowy koc, którym najwidoczniej w nocy musiała okryć mnie Brooklyn.

-Co tu robisz? - ledwo wydukał.

-Ratuje cię od skutków pieprzonego drive bay'u, o którym jeszcze wspominałam ci parę minut przed tym feralnym wydarzeniem - odrzekłam z wyrzutem w głosie.

-Pamiętam. Interesy, nie łzy i noszenie kwiatów na grób - zaśmiał się cichutko.

-Humor Ci się trzyma - przewróciłam oczami.

Do pomieszczenia weszła ciemnoskóra 16-latka w towarzystwie Malis'a oraz dwóch pozostałych członków gangu.
Zatroskana podeszła do brata. Zabrałam dłoń z ręki Drake'a, po czym odsunęłam się od niego, dając miejsce nastolatce. Podeszła do niego i gładząc po głowie, wyszeptała na ucho coś, co przyprawiło szefa o uśmiech na twarzy, a następnie spojrzała na mnie, posyłając łobuzerski uśmieszek. 
Wiedziałam, że nie jestem tutaj mile widziana, dlatego pożegnałam się z O.G., życząc mu zdrowia, a następnie opuściłam dom w towarzystwie Sophie.

Zajechałam pod willę. Dziewczynkę natychmiast wysłałam do jej pokoju, a sama zeszłam do piwnicy pod domem, gdzie czekał już na mnie delikwent, który chciał być sprytniejszy ode mnie.
Rozwścieczona wtargnęłam do środka, trzaskając za sobą drzwiami. Na miejscu zastałam przywiązanego do krzesła, zakrwawionego porwanego z zaklejonymi szarą taśmą ustami. Przed nim stał Jay z dziewiątką w ręku, natomiast za plecami ofiary z nożem w dłoni, którym co jakiś czas machał mężczyźnie przed oczami, znajdował się Logan. W kącie pomieszczenia przy stole siedział bawiący się zapalniczką i obserwujący towarzystwo Carter. Po drugiej stronie ścianę podpierali Logan z Shane'em. Rigi z nudów krążył w te i w tamtą po tymczasowym apartamencie naszego gościa. Tony natomiast cierpliwie czekał na mnie przy drzwiach, grzebiąc coś w telefonie.

-Witam ponownie - stanęłam przed typem, po czym zdjęłam maskę. -Liczyłam, że nasze ponowne spotkanie odbędzie się w innych okolicznościach, ale jak widać nie dałeś mi wyboru - zamachnęłam się, by wymierzyć prawy sierpowy.

Widział moją twarz w ogródku u Drake'a, zatem nie mam powodu już ukrywać mojej tożsamości. Niech ma świadomość, że z nami się nie igra. Kara każdego prędzej, czy później dopadnie, nie ma osób bez karnych w tym świecie.

The LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz