W środku nocy zbudziły mnie dochodzące z korytarza kroki, następnie skrzypnięcie drzwi. Przebudziłam się, gdyż musiałam niespodziewanie zasnąć. Podniosłam się z ziemi, zgarniając przy tym kurtkę mężczyzny, którą zostawił mi kilka godzin temu. Okryłam się nią mocniej, po czym obserwowałam. Swat'owiec się nie pomylił, dostrzegłam wyłaniającą się z mroku sylwetkę meksykanina. Rozglądałam się nerwowo po pomieszczeniu, szukając pomocy, a raczej upewniając się z nadzieją, czy nie zostałam wystawiona. Jednakże, gdy przyparł mnie do muru, za jego plecami nagle pojawił się przyszły kandydat na przyjaciela. Założył draniowi duszenie, a następnie wyciągnął z kieszeni strzykawkę z przezroczystym płynem, którą po chwili wbił w jego szyję, wstrzykując jej zawartość do samego końca. Nie trwało, to nawet minuty kiedy osunął się po nim, by za chwilę skończył nieprzytomnym na ziemi.
-Nie będzie nic pamiętał, a śladów ten nie będzie - puścił mi oczko. -Trzymaj - wetknął mi do ręki mój telefon, który wyciągnął chwilę wcześniej z kieszeni. -Przed wejściem pod ścianą na stoliku leżą twoje rzeczy - skinęłam głową dziękczynnie. -A teraz uciekaj, ja upozoruję to tak, aby wyglądało realistycznie, jak na ciebie - ponownie skłoniłam głowę, po czym popędziłam w stronę wyjścia.
-Dziękuję - rzuciłam na odchodne.
-Trzy życzenia, pamiętaj - zaśmiał się pod nosem.
Nie sądziłam, że dotrzyma obietnicy, ale jak kiedyś wspomniał w naszej krótkiej wymianie zdań: ,,Choć metody przesłuchań mamy nietuzinkowe, wciąż jesteśmy funkcjonariuszami, a naszym zadaniem, jest chronić. I choć hipokryzją, to zawiewa, czasem trzeba poświęcić jedną jednostkę, dla pozostałej części ogółu. Nazywamy, to życiem, lecz pamiętaj, od wszystkiego są odstępstwa".
Całkiem mądre, a zarazem, mimo że brutalne, wciąż szczerze oraz prawdziwe.Nie tracąc, ani chwili dłużej, zgarnęłam swoje zabawki i ile sił w nogach biegłam do złotego środka, zwanego mą wolnością. Kiedy odbiegłam wystarczająco daleko od budynku, w którym byłam przetrzymywana, chciałam skontaktować się ze swoimi ludźmi. Lecz dopadła mnie taka myśl. Co prawda oddał mój telefon, ale czy czegoś z nim nie zrobili? Wolałam nie ryzykować, że nagle magicznym sposobem znajdą się koło mnie. Dlatego wyciągnęłam kartę sim, natomiast komórkę roztrzaskałam o ziemię, rzucając nią kilkukrotnie, po czym cisnęłam ją w bezmiar wody.
Przez następną godzinę podróżowałam bocznymi uliczkami, bosa, zakrwawiona oraz poobijana okryta jedynie w męską kurtkę. Ciekawie co myśleli przechodnie, mijając taki przypadek. W dodatku gringo. W tamtym momencie wzbudzałam zapewne wiele podejrzeń, ale wtedy marzyłam tylko o szybkim bezpiecznym powrocie do domu. Tym bardziej że mam teraz potwierdzenie wszystkich słów oraz podejrzeń względem faktu, iż swat nas szuka. Ok, chcą dobrać się nam do tyłków. Tylko jaki tego powód? Czyżby naprawdę chodziło o mężczyznę, którego zabiliśmy? Zaznaczył nam co prawda na wstępie, iż jego śmierć spowoduje nieoczekiwane konsekwencję, lecz myślicie, że układał się z psami. Z jednej strony nie zdziwiłoby mnie to, gdyż w tym świecie wszystko możliwe. W końcu Meksyk. Kraj pełen zabytków, śladów burzliwej historii, legend, zachwycających plaży, malowniczych miast kolonialnych, zapierających dech w piersiach pejzaży, plaży, dżungli, a wszystko w towarzystwie kojących dźwięków miejscowej muzyki. Natomiast, kiedy nikt nie patrzy kraj nielegalnych biznesów, przemytów, gangów, karteli narkotykowych, a wszystko w otoczce swawoli, bo za pieniądze jesteś w stanie zdobyć, co zapragniesz oraz kogo zapragniesz.
Turyści chwalą, mieszkańcy podzielone zdania miewają, ponieważ o tym nie mówi się głośno.Wędrowałam tak w samotności, aż nagle zatrzymał się obok mnie samochód. Przyglądał się. Jak podejrzewacie, strach zaczął brać górę. Początkowo myślałam, że moi oprawcy odnaleźli trop. Jednak, gdy pojazd zbliżył się, dostrzegłam rodzinę z dwójkę dzieci. Kamień spadł mi z serca.
-Podwieźć? - spytałam mężczyzna za kierownicą. Odmówiłam. Nie chciałam ryzykować.
-Nie bój się, nie skrzywdzimy cię - młoda, urokliwa meksykanka wysiadła z serdecznym uśmiechem wymalowanym na twarzy, po czym podeszła do mnie. -Zakładam, że stało się coś złego, dlatego daj sobie pomóc - rzekła spokojnym, ciepłym głosem odgarniając niesforny kosmyk włosów z mojego policzka.
Uległam jej namową. Nieznajoma miała tak dobroduszny ton wymowy, że dałam się namówić. Biła od niej taka aura dobroci, szczerości, wrażliwości, w każdym razie nie było opcji nie przystanąć na jej propozycję.
Wsiadłam na tyły maszyny, owinęłam się zimnym materiałem jeszcze mocniej, starając się zakryć, jak najwięcej i błądziłam wzrokiem. Od czasu do czasu zerkając na rozbrykane maluchy, które ochoczo mnie zaczepiały, trącając paluszkiem, lub ciągnąc za brzegi kurtki, po czym wlepiały w moją osobę te swoje, małe ciekawskie czarne, jak węgielki oczka wyczekując mojej reakcji w postaci odpowiedzenia sztucznym uśmiechem.-Mauricio, Emilio! - krzyknęłam kobieta. -Zostawcie panią - spojrzałam na mnie, wciąż się uśmiechając, a jej głos momentalnie stał się spokojniejszy.
Głośna latynoska muzyka, przeplatana nietuzinkowymi reprymendami pani, zaczepkami bliźniaków w moim kierunku oraz ich późniejszym skowytem skutkowanym wcześniejszymi przywołaniami do porządku. Taka atmosfera towarzyszyła mi całą drogę do miasta. Nie dziwię, że pan mąż przez cały ten czas słowem się nie odezwał. Przecież tam szło bzika dostać. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam już, czy boli mnie ciało, urażona duma, uszy, czy pękająca głowa.
Po prawie godzinnej przygodzie starym, rozklekotanym SUV-em rodzinnym dotarłam do miasta. Poprosiłam, aby wyrzucili mnie ulicę wcześniej, a ja niezauważona przemknę się do rezydencji. Ostatnim czego mi było trzeba, to zdradzenie lokalizacji kryjówki organizacji przestępczej.
Nie było łatwo, ale się udało. Jakoś dostałam się do środka. Na podjeździe stała zaparkowana Panamera. Bramy garaży otwarte. Z domu dochodziły głośne krzyki. Najprawdopodobniej panowie szykowali się na poszukiwania.-Stój! - poczułam zimny metal stykający się ze skórą głowy. -Kim jesteś?! - rozpoznałam stanowczy ton głosu mężczyzny dochodzący zza pleców.
-Cole? To ja - wydukałam.
-Szefowa? - stanął przede mną, opuszczając broń w tym samym czasie. -Co się stało? - Z martwienia w oczach nie dostrzegłam, ponieważ miał maskę, ale w głosie już owszem.
-Pomóż mi, padam - westchnęłam, przewracając oczami. - Nie lada sztuką było się tutaj dostać - przyjaciel nie czekając ani chwili dłużej, podniósł mnie niczym księżniczkę. Oplotłam prawą ręką jego szyję, lewą usilnie trzymałam kurtkę, aby nie spadła.
-Zobaczcie kogo znalazłem na podjeździe - zawołał radośnie, odkładając mnie ostrożnie na skórzana kanapę w salonie.
Carter natychmiast udał się do łazienki po apteczkę, po czym pośpiesznie zaczął opatrywać moje rany. W międzyczasie pozostali odwrócili się tyłem, natomiast nasz najmłodszy rodzynek Senri popędził po kocyk dla szefowej, aby przypadkiem nie zmarła i nie pokazała za dużo, po czym szybko przysiadł się obok. Enzo przyniósł jakieś ubrania na potem, abym cały czas nie paradowała półnaga. Zaś Kian pomimo swojej oziębłości okazał swoje współczucie i przynosząc mi coś do picia, spytał się nawet o moje samopoczucie.
Kochanych mamy tych chłopaków. I pomyśleć, że cała nasza rodzinka, to zlepek niegdyś obcych, przypadkowo poznanych ludzi z niełatwą przeszłością oraz jeszcze większym bagażem doświadczeń. Być może nasza samotność, zagubienie oraz potrzeba asymilacji z drugim człowiekiem, sprawiała, że dziś możemy pochwalić się wyjątkową relacją, o której inny tylko pomarzą.-Wiesz kto, cię porwał? - zapytał Logan, na co skinęłam głową.
-Swat - zrobili zdziwione miny. -Tak, ten sam, który wtedy wparował nam na posesję - uprzedziłam kolejne pytanie.
-Oni, to szefowej zrobili?- dopytywał ze smutkiem w głowie Senri.
-Tak, chcieli dowiedzieć się informacji na nasz temat - przytaknęłam.
-To oznacza nie koniec przygód ze Swat'em. Szukają czegoś, bądź kogoś i wychwycili prostą drogę do celu - wtrącił swoją uwagę Carter.
-Nie wiedzą tylko, że wybrali właśnie najtrudniejszą z dróg - zaśmiał się Jay. -Zabawę czas zacząć! - klasnął w dłonie zadowolony z siebie.
CZYTASZ
The Legends
ActionZastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądało Wasze życie, gdybyście odeszli od wyznaczonych schematów oraz norm, jakie rządzą światem? Ja często nocami o tym rozmyślałam. Pragnęłam być kimś więcej, niż kolejnym, zwykłym szarym człowiekiem pracującym...