Rozdział 17 Wina z karą - zawsze w parze

220 15 2
                                    


Z daleka przyglądałam się, jak dwójka bliskich, ale jednak obcych sobie ludzi stara się nawiązać ze sobą, choćby maleńką nić porozumienia.
Podziwiam Shane'a za upór i cierpliwość względem Sophie. Natomiast małą szanuje za podjęcie próby uzyskania wsparcia od brata. 
Tę dwójkę łączy magiczna więź, której inni mogą, tylko pozazdrość. Z biegiem czasu wszystko się ułoży, a wtedy jestem pewna, że będą nierozłączni. Aż żal będzie kazać im się rozdzielić. Niestety życie lubi bywać niesprawiedliwe. Gdyby było inaczej, na świecie nie działoby się tyle zła.

-Szefowa dokąd o 4 rano się wybiera? - zostałam przyłapana w garażu przy aucie.

-Nie mogę spać - wsiadłam do samochodu.

-Zwykle jak nie możesz spać, siedzisz na dworze, paląc i obserwując gwiazdy, a nie wymykasz się cichcem z domu - Tony oparł się o drzwi kierowcy.

-Znasz mnie - wzruszyłam ramionami, po czym odpaliłam silnik.

-Znam - ciężko westchnął. -I wiem, że jedziesz zemścić się za Senri'ego, ale powinnaś to przemyśleć, działasz w gniewie. Sprawa Sophie tylko bardziej cię podjudziła - zmierzył mnie wzrokiem.

-Dlatego mnie puścisz i będziesz milczał - uniosłam brwi spoglądając na niego, a chłopak niechętnie mi przytaknął, a następnie odsunął się od pojazdu.

Słowo szefowej jest święte, a rozkaz tym bardziej. W domu jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, rodziną, ale jeśli chodzi o sprawy biznesowe, bądź lojalność każdy zna swoją hierarchię w grupie.

Nikt nie ma prawa dotykać moich ludzi. Nie ważna kim by ta osoba nie była! Nie ma prawa! Uderzenie Senri'ego, a tym bardziej pozostawienie mu śladu na twarzy, wiąże się z odpowiedzialnością, o której napastnik nie miał pojęcia, lecz za godzinę przekona się na własnej skórze. Zrobię mu coś dużo gorszego. Na długo zapamięta tę lekcję. 

Podjechałam na dzielnicę kontrolowaną przez Cripsów. Błękitne chusty są odwiecznymi rywalami czerwonych. Gdy usłyszeli, co stało się z ich przywódcą, postanowili z ciekawości odnaleźć osobę, która się do tego przyczyniła i zobaczyć ją na własne oczy. Skontaktowali się ze mną, a ja kontaktu nie odrzuciłam. Zresztą nie mogłam, ponieważ gangom ulicznym niestety się nie odmawia. Chyba że jesteś wyjątkowym idiotą, bądź życie ci niemiłe.

Cripsi specjalizują się w handlu narkotykami, napadach, czy przemyśle muzycznym. Gang miał swój początek w Los Angeles. Dziś działa na terytorium całego USA, podobnie jak Bloodsi. Dołączyć może każdy, gdyż są sety gangu, w których wszyscy członkowie są Azjatami, lub rasy białej. Jednak większość wciąż stanowią osoby ciemnoskóre.
Jeśli ktoś chce do nich dołączyć, musi na próbę dokonać napadu z bronią w ręku. Kandydatki mają wybór: napad, albo seks grupowy z innymi gangsterami. 

Ciekawa jestem, jak udało im się mnie namierzyć, ale zapewne nigdy nie poznam ich sekretu. 

Zaparkowałam samochód przed nie za dużym, parterowym domkiem koloru szarego. 
Rozejrzałam się dookoła. Dość spory tłum na tej ulicy, a niektórzy z nich wrogo mi się przyglądają. Jednakże sam O.G.* zaprosił mnie w swe skromne progi.
Co źle może pójść? Hm...Wszystko.

Pewnie wysiadłam z auta. Z podniesioną do góry głową skierowałam się do drzwi wejściowych, przed którymi stało dwóch mężczyzn. Poinformowali mnie, że przywódca czeka już w środku.
Gdyby nie fakt, że założyłam mafię, a raczej rodzinę, którą staram się z dnia na dzień wbić na pozycję godną mafii, już dawno powinnam stąd uciekać. Wszystko to jest tak podejrzane, że prosi się tylko o szybki odwrót. Lecz nie mogę, inaczej nie uważali, by mnie za godną do interesów. Plus szefowa organizacji przestępczej nie obawia się niczego, ani nikogo. Dlatego nikt lepiej nie nadaję się na to stanowisko, niż ja. W końcu kto by był na tyle kopnięty, by pchać się w nielegalne rzeczy i jeszcze czerpać przy tym niewyobrażalną satysfakcję. 

Po wejściu do środka ujrzałam kolejnych mężczyzn. Dwóch stało w przedpokoju, paląc jointy. Z oddali widziałam kolejną trójkę siedzącą przy stoliku w kuchni i grającą w karty. Obok mnie przeszedł następny oponent, który zaprosił mnie do salonu, gdzie przy ziółku w doborowym towarzystwie odpoczywało około 10 mężczyzn. 

Troszkę tłumnie tutaj mają.

-Słyszałem o twoim wyczynie - nachylił się, aby odgasić papierosa w popielniczce.

-Nie chwaliłam się tym nigdzie - spojrzałam na niego.

-W naszym środowisku ściany lubią mieć uszy - puścił mi oczko.

-Zapamiętam - pokiwałam głową. -Przejdźmy do rzeczy, w końcu nie spotkaliśmy się tutaj, by gwarzyć o pogodzie przy filiżaneczce kawki - wyprostowałam się dumnie.

-Podobasz mi się - wskazał na mnie palcem. -Ale masz rację. Twoja ofiara czeka już na ciebie w hangarach. Jeden z moich ludzi zaraz poda ci adres - przytaknęłam. -Teraz ty wywiąż się z umowy i pomóż nam poszerzyć nasze terytorium o dzielnice Bloodsów - zmierzył mnie wzrokiem.

-Transport będzie czekał tam - wyciągnęłam z kieszeni skórzanej kurtki małą karteczkę z lokalizacją, którą podałam O.G.

-Przyjemnie robi się z tobą interesy - uśmiechnął się pod nosem na otrzymany ode mnie prezent.

-Z tobą również - odrzekłam z grzeczności, po czym skierowałam się do wyjścia. W międzyczasie wręczono mi po drodze namiary na napastnika Senri'ego.

-A nad tą kawą to bym się zastanowił - zaśmiał się.

-Powiedziałam to przywódcy Bloodsów - odwróciłam się. -I powiem to też tobie. Nie jestem zainteresowana.

-Po prostu nie wiesz jeszcze, że jesteś - westchnęłam.

-Nie. Po prostu wiem, że nie chcę być waszą zdobyczą - puściłam mu oczko, po czym na odchodne pomachałam mu otrzymaną wcześniej notką.

Wsiadłam do samochodu. W końcu mogłam odetchnąć. Czułam się otoczona, a teraz pogrążona w ciszy i samotności, mogę osobiście wymierzyć, sprawiedliwą karę.
Nie wiedział, na co się porywa, a ja mu teraz z chęcią to zaprezentuje.

Nadjeżdżam, mój drogi, głupcu :)


*O.G. - Original Gangster

The LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz