Harley poniósł nas za granice miasta. Do starego, opuszczonego tartaku, gdzieś pośrodku niczego.
Zdziwiłam się, że mogę znaleźć tutaj takie miejsce, ale to już tłumaczy, dlaczego jest opustoszałe. Ktoś nie przemyślał planu, porwał się z motyką na słońce, biznes nie wypalił, po czym zbankrutował.
Standardowy scenariusz.Po taśmie produkcyjnej weszliśmy do hangaru, hali, ciężko powiedź, w każdym razie do środka.
Światło księżyca wpadające przez puste framugi okien oświetlało pomieszczenie.
Jay stanął obok mnie, po czym szybkim ruchem zza pleców wyciągnął glocka z założonym już wcześniej tłumikiem.
Zaskoczył mnie, ale nie wnikam skąd u niego na stanie taka broń.-Zatrudniłaś nas, a nie ufasz? - zauważył moje wzdrygnięcie. -Zaufanie trzeba sobie wypracować, ale choć minimalne powinno być - obrócił pistolet w dłoni, po czym wyciągnął z nim rękę w moim kierunku.
-Ufam, lecz nie wiem, do czego jesteście zdolni - odebrałam od mężczyzny spluwę.
-Mamy swoje lata. Ty jesteś jeszcze młoda. Zapragnęłaś pójścia drogą, która owiana jest strachem oraz bólem - głową wskazał mi cel, do którego mam oddać strzał. Czyżby kaprys bogatej dziewczynki? - szepnął uszczypliwie do mojego ucha.
-Gówno o mnie wiesz! - odwróciłam się w jego stronę! -Jak śmiesz mnie oceniać! Myślisz kurwa, że kim jesteś! - wymierzyłam broń w Jay'a. -Kto dał ci prawo wystawiać mi taką laurkę?! - przyłożyłam lufę do skroni chłopaka.
Na mój gest zamaskowany przyjaciel jedynie się zaśmiał.
-Wpierw odblokuj - odrzekł ze śmiechem, po czym wyrwał glocka z mojej dłoni, a następnie z całym impetem popchnął mnie na betonowy słup podpierający dach budynku.
Przygwożdżona przez szaleńca nie miałam wielu opcji. Prawą ręką krępował moje nadgarstki tuż nad głową. Nogami też zbytnio ruchów nie mogłam wykonywać, ponieważ między nimi znajdowało się kolano chłopaka przyciśnięte do szarych murów, które idealnie działało jako blokada.
Ze spokojem spoglądaliśmy w swoje oczy, a raczej próbowałam doszukać się ich pod maską, jaką na sobie nosi. Zaś on przekręcał głowę raz na lewo, a raz na prawo uważnie mi się przyglądając.-Musisz się wiele nauczyć - westchnął. -Mógłbym cię teraz z łatwością zabić - pokręcił zrezygnowany głową.
-Dlaczego nosisz maskę? - spytałam zaintrygowana, gdy przysunęłam twarz bliżej niego i ujrzałam przypadkiem ten błysk w oku.
-A dlaczego nie? - uwolnił mnie, po czym odszedł, wzruszając ramionami.
Carter ostrzegał mnie, że maska dla Jay'a to wrażliwy temat. Jednakże ciekawość wzięła górę, a okazja, by to zapytać, była wprost idealna.
Podążyłam za byłym komandosem przed budynek. Usiadł kilka metrów dalej na kamiennym murku.
Początkowo nie byłam pewna, czy podejść, ale zebrałam się na odwagę. Prawdopodobnie uraziłam go w jakiś sposób, zatem nie mogę tak tego zostawić.Dosiadłam się.
Podciągnęłam nogi do góry, przyciskając je jak najbardziej do klatki piersiowej. Ręce oraz odwróconą w lewo głowę położyłam na kolanach, abym mogła kątem oka spoglądać na zamyślonego Jay'a.Po kilku minutach ciszy postanowił się do mnie odezwać.
-Czego się gapisz? - rzucił oschłym głosem.
-Sekret za sekret? - spytałam z zadziornym uśmieszkiem.
-Pochodzę ze średniozamożnej rodziny, w której każdy mnie ograniczał, nie rozumiał. Ten Harley - zerknęłam na motocykl w oddali. -Kosztował mnie wiele poświęceń, wyrzeczeń oraz zazdrosnych spojrzeń. A moim sekretem jest, że zabiłam człowieka - dostrzegłam zakłopotanie, a zarazem zainteresowanie ze strony Jay'a. -Handlowałam dragi, sprawy trochę się skomplikowały, głupio wyszło - wzruszyłam ramionami.
-Zachowam to dla siebie - zaśmiał się cicho.
-Ej! - szturchnęłam go w ramię. -Gadaj! - zaprzeczył. -Rozkazuję ci! - zgromiłam go wzrokiem. -Zdradź mi, o co z tobą chodzi.
-Rozkazów nie słucham, chyba że na akcji.
-Już cię lubię skurczybyku - pomyśłałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie udźwigniesz tajemnicy maski, zniszczy cię tak samo, jak niszczy mnie codzień - wstał. -Przeżyłem wiele, a widziałem jeszcze więcej - skierował się z powrotem do budynku.
-Nie będę nalegać - podniosłam się z murku -Ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy - zmierzyłam go wzrokiem, na co on tylko się zaśmiał, kręcąc z politowaniem głową.
Już mieliśmy wchodzić do środka, gdy nagle dostrzegliśmy z oddali błysk świateł samochodowych. Stanęliśmy w miejscu, uważnie nasłuchując.
W czasie gdy byliśmy pochłonięci rozmową w okolice tartaku, podjechał czarny SUV.
Mój towarzysz szybko odebrał ode mnie swoją broń, po czym schował się za murami budynku, pociągając mnie za sobą.
Otrzymałam rozkaz bycia cicho. Dopiero wkraczam w ten świat, zatem tym razem wyjątkowo się posłucham.
Cierpliwie czekaliśmy, aż pojazd odjedzie, a w duchu modliliśmy się, aby jego pasażerowie nie dostrzegli zza drzew motocykla. Gdyż z jedną bronią na dwie osoby to cudów nie zdziałamy.Wkrótce do naszych uszu dobiegły krzyki w języku rosyjskim, następnie zapadła cisza, zaś samochód odjechał w pośpiechu. Odczekaliśmy jeszcze troszkę, zanim poszliśmy sprawdzić podejrzane miejsce.
Jay szedł przodem, ja podążałam za nim.
W oddali ujrzeliśmy zarys jakby człowieka leżącego na ziemi.
Mieliśmy już się wycofać, ponieważ porachunki innej mafii nie są naszą sprawą. Jednakże postać na nasz widok jakby lekko poruszyła dłonią. Najwidoczniej zostaliśmy zauważeni, choć wątpię, aby było to możliwe w tę ciemną noc, mimo wszystko oponent prosi nas o pomoc.
Zaryzykowaliśmy.
Komandos sprawdził raz jeszcze otaczający nas teren.
Czysto.Podeszliśmy bliżej.
Przed nami pod zakrwawioną szmatą leżał człowiek.
Na samą myśl zrobiło mi się słabo, ale definitywnie widziałam, jak wystająca spod materiału dłoń się poruszyła.
Towarzysz jednym, szybki ruchem ręki ściągnął płachtę, odkrywając przy tym ciało.
Chwilę potem okazało się, że wcale nie znaleźliśmy trupa, jak początkowo przypuszczaliśmy. Wręcz przeciwnie. Nasze oczy doznały przykrego widoku.
Pod ubrudzonym szkarłatem tworzywem leżał skatowany do prawie nieprzytomności, młody chłopak z licznymi ranami na ciele, niektórymi trwałymi, które już całe życie będą mu przypominać ten dzień. Siniakami, rozcięciami, dławiący się własną krwią.-Nie możemy go tak zostawić - spojrzałam na Jay'a.
-To nie nasz interes. Mafia chciała, żeby zginął, więc najwidoczniej musi zginąć -rozejrzał się dookoła.
-Przecież to dzieciak, spójrz na niego - mężczyzna zerknął kątem oka.
-Nie wiadomo nawet, czy przeżyje. Ma ranę kłutą, a my nie mamy jak udzielić pomocy - rozłożył ręce na znak bezradności.
-Nie szkodzi zaryzykować - niechętnie przytaknął.
-Zadzwonię po Cartera, a ty patrz czy wciąż dycha, potem spróbujemy go zabrać w bezpieczniejsze miejsce - wyjął telefon z kieszeni, po czym odwrócił się tyłem, wciąż bacznie się rozglądając.
,,Każdy koniec to lepszy początek. Otwierasz czystą kartę i zapisujesz ją od nowa, tym razem tak jak chcesz..."
CZYTASZ
The Legends
ActionZastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądało Wasze życie, gdybyście odeszli od wyznaczonych schematów oraz norm, jakie rządzą światem? Ja często nocami o tym rozmyślałam. Pragnęłam być kimś więcej, niż kolejnym, zwykłym szarym człowiekiem pracującym...