Rozdział 43 Kasyno

128 9 1
                                    

Kilka godzin później

Gdy słońce budzi się ze snu, my spotykamy się z Hells'ami. Transport dotarł bez żadnych problemów. Szybko i sprawnie. Za takie załatwianie spraw, aż chcę się płacić. 
Wywiązałam się z umowy, a teraz znikam.  Zmęczyłam się psychicznie, mózg mi umiera, a otrzymałam jeszcze zaproszenie na potajemne gry w karty z największą śmietanką tego miasta. Żal byłoby nie skorzystać.
Szybki sklep, dobra kosmetyczna oraz fryzjer i można jechać do podziemnego kasyna.

Neobarokowy budynek o szlacheckim wnętrzu. Tajemnica, półzmierzch, aromaty: paczuli, sandała, cedru unoszące się w powietrzu oraz drażniące na wejściu przyjemnymi zapachami nasze nozdrza. Podkreślają idealnie bogate wnętrze w postaci brązu drewna, a także zasobne zdobienia. Całą monumentalność podkreślają witające Cię u progu greckie posągi. 
Nad głowami unoszą się piękne, stare żyrandole. Rzeźbione ręcznie, drewniane balustrady wiją się ku górze, prowadząc na wyższe piętro. Czerwone dywany na schodach. Ścienne fontanny w salach wypełnione drogimi szampanami, które uruchamiają się, gdy gość rozbije bank, wygrywając fortunę. Kasyno posiada również własną salę balową, w której raz do roku odbywają się niesamowite bale. 
Zakochałam się w tym miejscu i podejrzewam, że nie tylko ja.

Zasiadłam na drewnianej ławeczce na korytarzu, kiedy ktoś zwrócił się do mnie znajomym głosem.

-Drake? - uniosłam głowę. -Mój ulubiony gangster - uśmiechnęłam się. -Tęskniłam - kąciki ust mimowolnie uniosły się do góry, powodując jeszcze większy uśmiech, niż wcześniejszy.

W kasynie spotkałam dużo znajomych twarzy oraz paru nowych, ciekawych gagatków.

Dawni przyjaciele, najwierniejsi sojusznicy, a także mistrzowie zbrodni - Bloods. Nasza znajomość zaczęłam się całkiem przypadkiem. Wtedy O.G był jeszcze kto inny, jednakże wyszło, jak wyszło, że przyczyniłam się do jego zniknięcia wraz z tajemniczymi wspólnikami, doprowadzając tym samym Drake'a do władzy. Dobra była to decyzja, której do dziś nikt nie żałuje.
Odwieczni wrogowie czewonych - Crips również zaszczycili swą obecnością. Pomimo naszych wcześniejszych cierpkich stosunków, ku mojemu zdziwieniu usłyszałam z ich ust kilka pochwał. Ponoć rozpracowali nas. Jak udało im się rozszyfrować, że na chwilę staliśmy się prywatną bojówką Drake'a, by odegrać się na nich? Odpowiedzi zapewne nie poznamy nigdy. Lecz dowartościowali spryt, jakim wykazaliśmy się w tamtej misji. Szanuję za taką postawę.
Miło być docenianym, a pochwał nie było końca. Kolejne usłyszałam ust samego wujka Senri'ego i jego ruskich przyjaciół. Mafia, choć niechętnie do nas nastawiona, intryg swoich wrógów nachwalić się nie mogła. Wybitnie nurtował ich fakt, jak dopiero wschodzącej grupie, udało się zaszantażować oraz zmanipulować działającą tyle lat w podziemi szanującą organizację przestępczą.
Nowi sojusznicy Hells Angels wraz ze swoją grupą wspierającą Red Devils MC chwalili sobie współpracę z moją rodziną pod mym przywództwem. Początkowo sceptycznie nastawieni ze względu młodego wieku szefowej, a koniec końców pełni podziwu tylu świeżych, nowych pomysłów skrywających się tej młodej damie.
Nie mogłabym nie wspomnieć o tajemniczych handlarzach broni, którzy systematycznie sprzedają nam swoje zasoby, po niższej cenie, niż obowiązująca ulicach Nowego Yorku.
Szefowie podziemnego ringu, w którym uwielbiam dawać upust złych emocji.
Skorumpowani policjanci, którym nie udało się zwerbować mojej osoby do niecnych celów.
Nowy właściciel klubów nocnych przejętych po Amir'ze, który w czasie najazdów policji ukrywał w piwnicach członków grupy.
Wszyscy Ci wypowiadali się o naszej grupie w bardzo kokieteryjnie, gdybym na własne uszy nie słyszała, nigdy bym nie uwierzyła.
Po raz pierwszy w kasynie przyjemność poznać miałam przywódcę latynoskiego gangu Mara Salvatrucha-13. Zajmującego się głównie handlem narkotykami, nielegalną imigracją, gwałtami zbiorowymi rozbojami z bronią w ręku oraz zabójstw. Lecz odnośnie ostatniego punktu - kto w tej branży, choć raz nie splamił sobie rąk? Biznes is biznes, jak to mówią.
Szef grupy Sołncewo osobiście pokusił się odwiedzenie dzisiejszego przybytku. Towarzyszyło mu kilku członków organizacji zajmującej się przemytem broni, praniem brudnych pieniędzy, czy handlu kobietami.
Pozostałych grup nie udało mi się poznać, gdyż podszedł do mnie pewien meksykanin. Latynos w średnim wieku z wąsem o kruczoczarnych, opadających na ramiona włosach, brązowych oczach, zdradliwym uśmiechu oraz tatuażu na klatce piersiowej widocznym z powodu niedopiętej czarnej koszuli połączonej ze skórzaną marynarką w kolorze brązowym.

-Słyszałem wiele opinii o Pani grupie - przemówił chłodnym głosem.

-Mam nadzieję, że same pozytywy - na chwilę moją uwagę skupił napis na szyi mężczyzny, ale po sekundzie wróciłam wzrokiem na twarz rozmówcy.

-Inaczej byśmy teraz nie rozmawiali - przytaknęłam z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Mam propozycję nie do odrzucenia - wyciągnął dłoń przed siebie zapraszając mnie do krótkiego spaceru po nieuczęszczanym zbytnio korytarzu na pierwszym pietrze.

Rzadko odwiedzają go goście, ponieważ znajdują się tam głównie puste, prywatne sale, bądź biura szefostwa kasyna.  

-Zamieniam się w słuch - zgodziłam się wysłuchać propozycji nieznajomego.

-Tutejszy rynek zbytu nie ofiaruje za wiele osobom chcącym szybko wzbić się na szczyty - wskazał palcem ku niebu. -Ja oferuję większe stawki, deklasujący konkurencję produkt, szybki awans w hierarchii. Zbędne drogie dobra nie potrzebne człowiekowi, a jednocześnie niewyobrażające sobie bez nich życia w postaci najdroższych samochodów, luksusowych domów, pięknych kobiet dla panów i przystojnych mężczyzn dla pani - wyprostował się dumnie, niczym paw.

-Brzmi kusząco, ale warunki współpracy by nas obowiązywały? - dopytywałam z zaciekawieniem.

-Początkowo rozprowadzenia gotowego produktu, dostarczanego wam osobiście przez moich ludzi. Rozprowadzanie nie tylko na terenie Meksyku, ale również na skalę światową. Pragniemy podbić, jak najwięcej krajów.

-Podbić, czy uzależnić? - wtrąciłam z nieostrożna do rozmowy. Mężczyzna zmrużył oczy.

-Podoba mi się ten tok myślenia - z ponownym uśmiechem na twarzy machnął ręką, wskazując przy tym palcem na moją osobę. -Będziecie pracować na nasze zaufanie, gdy w pełni wam zaufamy, otrzymacie od nas dostęp do produkcji naszej perełki. - kontynuował wcześniejszą wypowiedź. -Co za tym idzie? Większe zarobki. Pierwotne zyski będą różnić się tymi z Nowego Yorku, ale w późniejszym okresie zaczną je przewyższać.

-Czy koszt produkcji narkotyku nie jest zazwyczaj droższy od samej sprzedaży? 

-Zgadza się - przytaknął bezzastanowienia.

-Zatem jak mam wyjść na plus? 

-W Meksyku są inne ceny. Dodatkowo kosztowna produkcja, jest niczym przy zyskach związanych ze sprzedażą do Europy, czy USA. Jednakże na takie honory trzeba zasłużyć wpierw ciężką pracą. Gdy do tego dojdzie, gwarantuję dostęp do produkcji na własność. Nie będziemy wtrącać się w wasze biznesy, lecz żądać będziemy posłuszeństwa, szczerości, a priorytetowo zaufania, które w przyszłości zagwarantuje nam wszystkim owocną współpracę w postaci swego rodzaju sojuszu.

-Rozumiem, że zaczynamy od zaraz? - przyglądałam się w skupieniu meksykaninowi.

-Rzecz jasna! - zawołał ochoczo. -Wobec tego umowa zawarta? - wyciągnął rękę przed siebie, wprost w moim kierunku.

-Umowa zawarta - skinęłam głową przytakując oraz ściskając dłoń mężczyzny.

The LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz