Kolejny smętny dzień na uczelni za mną, a raczej powinien być, gdyż jakiś tydzień temu rzuciłam studia i nie zamierzam wracać. Moje życie to pasmo niepowodzeń oraz rozczarowań. Zapewne nikt nie ma dość swojego życia tak bardzo, jak ja.
Nie jestem stworzona do bycia prawnikiem, czy lekarzem. Pragnę wolności, nie chcę udawać osoby, którą nie jestem.
Czas uwolnić swoje prawdziwe ja.
A co za tym idzie? Rzucić wszystko i wyjechać jak najdalej.
Mam odłożone trochę kasy. W sumie uniwerek nie był takim złym pomysłem, ponieważ nigdzie nie zarobiłam tak szybko tyle pieniędzy co na tych ćpunach, którzy twierdzą, że wcale nimi nie są, a jedynie stymulują swój umysł przed egzaminami ważnymi egzaminami. W takim razie dla nich takie testy są praktycznie codziennie.
Zawsze chciało mi się śmiać, gdy tłumaczyli mi w ten sposób swoje zakupy. Przecież nikt nie przyzna, że lubi tego typu używki otwarcie, a tym bardziej, jeśli nazywają Cię kujonem i masz najlepsze stopnie ze wszystkich. Takie osoby zazwyczaj mają najwięcej za uszami.
Cicha woda brzegi rwie jak to mówią.
Wracam po niby ciężkim dniu nauki do domu. Na miejscu zastaję urzędującą w kuchni mamę oraz mojego upierdliwego 17-letniego brata, sprzeczających się ze sobą.
Nie zamierzam się tłumaczyć, dlatego szybko udaję się do pokoju i zabieram spakowaną wcześniej torbę podróżną spod łóżka.
Od dawna szykowałam się na ten dzień i w końcu nastał.
Mam dość ograniczania mnie, hamowania moich pomysłów oraz powtarzania w kółko, abym przestała bujać w obłokach. Nikt nie pomyśli, że może ja nie chcę schodzić na ziemię? Dobrze mi tak, a moje marzenia to nie bzdury bez racji bytu, jak uważają moi bliscy.
Udowodnię wszystkim, że sława i pieniądze są na wyciągnięcie ręki. Nie zamierzam przez całe życie klepać biedy, zasuwając 24 na dobę za nędzne ochłapy w jakimś corpo. Nie do takiego życia zostałam stworzona. Nie takiego pragnę!
-Dokąd się wybierasz? - na widok mnie z bagażem zaczepia mnie mama.
-Spadam stąd - odpowiadam obojętnym głosem, poprawiając skórzaną kurtkę oraz przewieszając torbę przez ramię.
-Mówiłem mamo, że to wariatka - wtrącił swoją uwagę nastolatek.
-Mam was dość i waszego krytykowania moich planów. Twierdzisz, że to bzdury w takim razie zostaw to dla siebie, ale daj mi marzyć, bo może dzięki temu jeszcze funkcjonuje w tym świecie, nie pomyślałaś? - zakryła usta ręką. -Możesz sobie gówniarzu zająć mój pokój, zawsze go chciałeś, a ja nie zamierzam wracać! - zaśmiałam się, po czym pomachałam im na odchodne, opuszczając raz na zawsze przeklęty dom.
Zarzuciłam torbę na plecy, założyłam kask, a następnie wyprowadziłam z garażu mojego ukochanego Harleya Davidson'a, którego dostałam z okazji zdania prawka.
Wsiadłam, odpaliłam silnik, odwróciłam się raz jeszcze do tyłu i pożegnam się z miejscem, które może ku zdziwieniu niektórych było dla mnie męką, a nie bezpieczną oazą szczęścia.
Po drodze na słupie natrafiłam na ogłoszenie o wynajęciu małego apartamentu na Manhattanie. Postanowiłam przedzwonić, gdyż cena wydawała się przyzwoita. Kobieta wynajmująca mieszkanie poinformowała mnie, że od lat stoi ono puste, ponieważ informacje o nim odstraszają potencjalnych zainteresowanych.
Jak się okazuję w 2005 roku, doszło tam do tragedii. Młody mężczyzna ciężko ranił swoją narzeczoną, co doprowadziło do śmierci na miejscu.
Cena wydaję się okazyjna, mieszkanie ładnie, a ja mam wystarczająco napieprzone w głowie, aby zamieszkać w takim lokalu.
Zgodziłam się na wstępne obejrzenie lokalu. Zadowolona kobieta obiecała jeszcze dziś oprowadzić mnie oraz wręczyć klucze. Od razu po głosie poznałam, że kamień spadł jej z serca. Najwidoczniej potrzebuje pieniędzy z wynajmu, ale chętnych nie było, aż do dziś.
Trochę na farcie dzieje się to wszystko, ale nie narzekam. Grunt, że będę miała gdzie się zatrzymać, by zastanowić nad dalszym planem działania.
Po drodze postanowiłam zatrzymać się na chwilę na stacji benzynowej w celu zakupu fajek. Pochłonięta otwieraniem paczki nie dostrzegłam, że ktoś kręci się koło motocykla. Najwyraźniej myślał, że w przypiętych skórzanych sakwach znajdzie jakieś drogocenne rzeczy, ale bardzo się rozczarował, gdy okazały się puste.
Schowałam papierosy do kurtki. Planowałam zrobić sobie krótką, kulturalną przerwę na papieroska, ale w takiej sytuacji nie ma czasu na takie przyjemności. Zasunęłam kieszeń, założyłam kask, po czym ruszyłam w kierunku nieznajomego.
-Chcesz być dilerem, nie ćpaj - rzuciłam uszczypliwą uwagę, wymijając roztrzęsionego mężczyznę.
-Spierdalaj! - splunął na chodnik tuż pod moje nogi.
-Grzeczniej, jeśli nie chcesz, aby ktoś ci kiedyś odciął ten niewyparzony jęzor - niby przypadkiem wyjęłam przypięty do paska nóż, by po chwili machnąć nim mężczyźnie przed nosem i szybko go schować.
Wsiadłam na motocykl, ruszając w dalszą drogę.
Dwie godziny później siedziałam już przy oknie na parapecie w moim nowym mieszkaniu ze szklaneczką whisky w ręku, przeglądając przy tym kontakty w telefonie. Mrok mnie pochłania, a ja zerkam od czasu do czasu na rozgwieżdżone nocne niebo.
Potrzebuję ludzi albo chociaż jednej osoby na dobry początek.
-Wiem! - zawołałam sama do siebie.
Postanowiłam wysłać SMS-a do starego znajomego.
Odbiorca: Tony
*Wciąż potrzebujesz kasy?*
Minutę później otrzymałam odpowiedź.
Nadawca: Tony
*Zawsze potrzebuje*
Odpisałam.
Odbiorca: Tony
*W takim razie ruszaj dupsko i przyjeżdżaj na Broadway na Manhattanie*
Otrzymałam odpowiedź.
Nadawca: Tony
*Jadę*
Dawno nie widziałam Tony'ego, ale pamiętam go z czasów szkoły średniej. Młody buntownik, uwielbiający bójki oraz prowadzący nie do końca legalne interesy. Lekko porywczy chłopak, któremu zdarzało się do przesady wielbić stosowanie przemocy wobec innych. Wystarczyła mała iskierka, aby wybuchł, ujawniając swoją wewnętrzną bestię. Maciupeńka błahostka, by skatować człowieka prawie do śmierci. Rzadko kiedy można było spotkać go bez ukochanej skórzanej kurtki, czerwonej bandany, czy też rozciętej dolnej wargi, bądź łuku brwiowego spowodowanego częstymi walkami. Taki jego urok, a zarazem znak rozpoznawczy.
I choć łobuz był z niego nie lada, nie jedna panna do niego wzdychała i o względy zabiegała. Jednakże tylko jedna szansę miała.
I nie muszę Wam chyba mówić, kim była ta dziewczyna? ;)
Ciche myszki lub nieśmiałe kobiety nie mają szans u takich facetów. Niestety taka prawda i grzeczniutkie dziewczynki muszą się z tym pogodzić. Wszelkie zołzy, niedostępne arogantki nie będę zmuszone o względy zabiegać. Sami za nami latają z wywieszonymi jęzorami. Jeszcze powiem Wam, że zazwyczaj tacy szaleńcy mają najładniejsze złośnice, gdyż nie boją się do nich podejść i zagadać.
Hm...urażę tym zdaniem, czy też nie, ale zdradzę co w mej główce, kiedyś siedziało, a może siedzi wciąż? Któż by się nad tym teraz rozdrabniał.
Jesteśmy diablicami, za którymi ubiegać się trzeba miesiącami.
Facetów kręci nasz temperament, a nam podbudowuje naszą wygórowaną już samoocenę.
Jesteśmy ładne, pewne siebie, niezależne, dominujące.
Zdobycie nas wiąże się z niemożliwym. Nigdy nie trwamy w związkach dłużej niż miesiąc, bo nie lubimy, jak się nas ogranicza. Kochamy wolność, a mężczyzna ma być, wtedy kiedy my chcemy, nigdy na odwrót. Zasady dyktujemy, a jeśli nie odpowiadają to z uśmiechem na twarzy, wskazujemy oponentowi drzwi wyjściowe.
Podporządkowujesz się albo znikasz.
Proste...
Prędzej piekło ponownie zapłonie, niż któraś z nas ulegnie.
Właśnie do takich typów dziewczyn się zaliczam i do takich grup należałam w szkole średniej. Zatem nie muszę tłumaczyć, dlaczego akurat do mnie ustawiały się tłumy, nie do szarych myszek. Jednakże zaloty odrzucałam, bo najprościej w świecie niepotrzebne mi znajomości z kmiotami.
Jedni powiedzą, że to płytkie z mojej strony. Inni zaś przyznają mi rację.
Atrakcyjne kobiety osiągną wiele więcej niż te mniej urokliwe.
Od wieków świat rządzi się tymi prawi. I choć nikt wprost nie przyzna się do swojej płytkości, ocenia Cię pod kątem wyglądu zewnętrznego.
Powiesz mi, że charakter najważniejszy i na to tylko się przyglądasz. Ja odpowiem Ci, że oszukujesz mnie oraz samego siebie. Ponieważ gdyby dana osoba nie zachęcała Cię z wyglądu, wcale nie poznałbyś jej charakteru. A czemu tak? Dlatego, że do mało urodziwych osób sami nie podchodzimy, traktujemy z dystansem.
Mówi się nigdy, nie oceniaj książki po okładce. Jeśli ta okładka Ci się nie spodoba, to nie sięgniesz po tę książkę. Taka prawda. Ludzie są niesamowicie prostymi do rozgryzienia istotami. Zwykli hipokryci oszukujący siebie oraz innych.
Ja również zdecydowanie dobrym człowiekiem nie jestem. Z łatwością ranię osoby w moim otoczeniu, czerpiąc z tego przyjemność. Najprościej w świecie mówiąc ludzie, są dla mnie nikim. Nie masz mi nic do zaoferowania? Nie licz na moje wsparcie! Kieruje się i zdaje wyłącznie z tymi, z których mogę czerpać korzyści. A nic nieświadomi naiwniacy nie dostrzegają, z jaką łatwością nimi manipuluje.
Całkiem zabawny paradoks.
Jednakże w ten sposób osiąga się sukcesy. Myślicie, że jeśli byłabym dobroduszna oraz nie czerpała korzyści z innych, w przyszłości znajdowałabym się w miejscu, o którym może kiedyś się dowiecie z miliardami na koncie?
Początki zawsze są trudne, lecz teraz to ja żyje jak król, gdy inni plują sobie w twarz, że zabrakło im odwagi, by odrobinę pomóc swojemu szczęściu.
CZYTASZ
The Legends
ActionZastanawialiście się kiedyś, jakby wyglądało Wasze życie, gdybyście odeszli od wyznaczonych schematów oraz norm, jakie rządzą światem? Ja często nocami o tym rozmyślałam. Pragnęłam być kimś więcej, niż kolejnym, zwykłym szarym człowiekiem pracującym...