Rozdział 65 Blisko celu

52 3 1
                                    


Z trudem przekonałam Brasilię, aby zaprowadziła mnie do dziewczyny, którą szukam. Lecz pod pretekstem, że obie jesteśmy inne i chciałam dowiedzieć się, jak ona to znosi oraz licznych, długich próbach błagania, które ani trochę się są w moim stylu. Jednak tutaj robię wyjątek, uległa mym namową.

-Pośpiesz się - wskazała na drzwi na końcu korytarza, a sama pozostała na zewnątrz na czatach. 

Niepewnie przekroczyłam próg pokoju, gdyż nie miałam stu procentowej pewności, czy na pewno nie zostałam wystawiona. Ale gdy dostrzegłam tańczącą smutno w padających przez kraty promieniach słonecznych, odetchnęłam z ulgą. Młoda kobieta wzdrygnęła się na mój widok, po czym stanęło nieruchomo, uważnie śledząc każdy kolejny wykonany przeze mnie ruch.

-Rozumiesz angielski? - skinęła niezręcznie, podchodząc bliżej. -Szukam pewnej osoby, jak tutaj trafiłaś? -złapała mnie za rękę, pociągając za sobą w głąb pomieszczenia.

-Po tym jak zostałam sprzedana przez rodzinę, uratował mnie jakiś zamaskowany mężczyzna, który wywiózł mnie do innego kraju. Miałam być bezpieczna, a przyszli po mnie następni, lecz ci byli gorsi i skończyłam tutaj. Zamknięta, odcięta od świata - wyszeptała ledwie słyszalnie nawet dla mnie.

-Bingo - pomyślałam.

-Czyli to ciebie szukam - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. -Mężczyzna, który wtedy cię uratował, pragnie zrobić to ponownie, ale tym razem z udanym skutkiem - na twarzy dziewczyny pojawił się niespodziewany, pełny nadziei uśmiech. -Najwidoczniej masz swojego anioła stróża - odwzajemniłam uśmiech. -Przysłał mnie, bym cię wyciągnęła z tego piekła - skinęła głową.

-Jest stąd jakieś wyjście? - zaprzeczyła. -Dostępu do telefonu pewnie też nie masz? - ponownie zaprzeczyła. -A jesteś w stanie załatwić? - zanegowała. -Dobra, a wiesz skąd zdobyć broń? - zerknęła na mnie zaskoczona, ale nie podważyła pytania.

-Szef często przy sobie nosi - skinęłam głową. -Za paskiem z tyłu ją trzyma - w tym momencie nasze spojrzenia skierowały się na drzwi, ktoś szarpnął za klamkę.

Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na mnie, następnie na otwierające się drzwi, a potem znów na moją osobę. Nagle niespodziewanie, wepchnęła mnie do szafy obok nas z rozkazem siedzenia w ciszy i bezruchu.

-Gdzie ta dziwka?! - do pokoju wpadł rozgoryczony szef.

-Jaka? - spytała kobieta spokojnym głosem.

-Wczoraj ją przywieźli. Brasilia wydukała, że kogoś szuka. Była tutaj? - słyszałam, jak nieznajoma zaprzecza i zapewnia mężczyznę, że nikt taki nie złożył jej wizyty. -W takim razie, jeśli nie ciebie szuka, to przeszukać teren - rozkazał pozostałym obecnym z nim mężczyznom. -Nie może uciec! Z tymi egzotycznymi szmatami zawsze są problemy! - wrzeszczał. -Sprawię, że ostatnie co suka ujrzy, to moja twarz - wybiegł z pomieszczenia.

Gdy teren był w miarę czysty, dziewczyna w biegu wypuściła mnie z ukrycia, po czym w pośpiechu wepchnęła mnie do swojego tajnego przejścia, które prowadziło wprost do pokoju dziewcząt. Ukryty tunel był jej jedynym łącznikiem normalności. Kiedy wszyscy pogrążeni byli we śnie, a nikt jej nie pilnował, wymykała się w ten sposób na nocne pogawędki. Kazała mi się śpieszyć, zanim tam dotrą, w przeciwnym razie żadna z naszej trójki tego nie przeżyje. Nie zadawałam zbędnych pytań. Ruszyłam przed siebie. Wyjście z kryjówki znajdowało się ukryte za nocnym stolikiem na końcu pomieszczenia. Kobiety wpuściły mnie pośpiesznie. Mężczyzn jeszcze nie było. Zdążyłam przed czasem. Brasilia najwidoczniej wydała mnie swojemu szefowi, nie mam jej tego za złe. Rozumiem. Bała się i zadział instynkt przetrwania. Oczywiste było, że nie zaryzykuje życia dla obcej kobiety, szczególnie jeśli spędziła w większość czasu w tym przybytku. 
Parę minut po mnie do pokoju wpadł rozwścieczony szef z bandą goryli. Jeden z nich trzymał nóż przy szyi brunetki, a więc w taki sposób pozyskali od niej informacje. Odruchowo na widok mężczyzny stanęłam w bezruchu. Jego szybkie tempo i nabuzowane ruchy nie świadczyły o niczym dobrym. Szczególnie że w ręku dzierżył coś na wzór pałki, tylko troszkę krótsze. Widziałam, jak bierze zamach i wiedziałam, co zaraz nastąpi, zatem zamknęłam oczy. Uderzenie, było na tyle mocne, że skończyłam na ziemi z sączącą się z wargi oraz policzka krwią. Zapląta sobie długie, ciemne włosy na nadgarstku, po czym z obłędem w oczach wywlókł mnie z pomieszczenia i zatargał do osobnego bez świadków.

-Kogo szukałaś? - złapał mnie za gardło, po czym podniósł z ziemi.

-Nikogo - odpowiedziałam, wypluwając krew na bok. 

-Zła odpowiedź - z impetem mnie popchnął, powodując mój kolejny upadek. Kucnął nade mną -Kogo szukałaś?! - spytał ponownie, donośniejszym głosem. 

-Nikogo nie szukałam. Spod prysznica udałam się od razu do pokoju - spojrzałam na przestraszoną kobietę w kącie pomieszczenia i w tym samym momencie przyjęłam zamaszysty cios na twarz, który na chwilę mnie zamroczył.

-Brasilia, kogo szukała? - posłał jej przeraźliwe spojrzenie, które wystarczyło, aby dziewczyna pękła. -I co wam suka proponowała? - chwycił mnie za włosy i mocno szarpnął w tył.

-Bashar'y. Niechcący usłyszałam, jak rozmawiały o ucieczce. Obiecała jej, że ją wydostanie - odrzekła z przerażeniem.

Najwidoczniej Brasilia nas podsłuchiwały, czyli mimo szeptów ściany i tak mają uszu. Brunetka spojrzała na mnie przepraszająco, ale nie potrzebne mi jej wyrzutu sumienia. Jeśli teraz zakatuje mnie na śmierć. A wszystko na to wskazuje, bo twarzy już nie czuję. Ciekawe czy można sobie w ogóle złamać twarz? Bo zaczynam mieć podejrzenia. To one mogą sobie pomarzyć o ponownym ujrzeniu słońca. A tego zapomniała już  przemyśleć, kiedy mnie wydawała. Rozumiem strach, zrozumiem jeszcze instynkt przetrwania. Wybaczę nawet jej wybór, że wolała poświęcić mnie za siebie. Jednak nie zrozumiem jednego. Nie marzy kurwa o wolności? Nie pragnie znów sama kontrolować swojego życia? Czy za to nie warto było zaryzykować? Zwłaszcza że mnie nie znała i nie wiedziała, kim jestem. Pewna była, że nie mam mocy? Moja aktualna bezradność nie świadczy o kreatywności w dążeniu do celu. Nie należę do osób łatwo się poddających. Można mnie upodlić, ale bez echa nigdy tego nie zostawię.
Mężczyzna bił mnie, kopał, uderzał pałką, którą oberwałam za pierwszy razem i wcale bym się nie zdziwiła, jakby połamał mi z jej pomocą żebra. Ból by nie do zniesienia. Bawiło go znęcanie nade mną, wyładowywał swoją złość, lecz z każdym kolejnym uderzeniem coraz bardziej widziałam, jak przez mgłę. Czułam ciepłe spływające strużki krwi po ciele oraz metaliczny posmak w ustach. Początkowo kilka razy krzyknęłam odruchowo. Z czasem nie miałam siły wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku. Powoli mnie uśmiercał. Zaczęłam nawet w myślach przepraszać moją rodzinę za odniesioną klęskę. Z oczu sączyły się łzy, a na duszy coraz bardziej błogo się robiło. Krzyki Brasilli stawały się powoli dla mnie ledwie słyszalne. Odpływałam, dusząc się własną krwią. Serce zwolniło, oddech stał się płytki. Czułam, że tracę przytomność. I zapewne zemdlałabym, gdyby do pokoju nie wpadła Bashir'a i swym rozpaczliwym krzykiem nie wyrwała mnie z transu. Mrużąc oczy, dostrzegłam pochylającą się nade mną męską sylwetkę. Wtedy przypomniały mi się słowa dziewczyny o broni. Nie patrzył. Przestał bić, był odwrócony. Nie zwracał na mnie uwagi. Wykorzystałam moment. Ostatnimi wykrzesanymi ledwie siłami, uniosłam prawą dłoń za jego plecy, wyciągając szybkim ruchem pistolet zza paska. Nie czekałam na jego reakcję, bezzastanowienia pociągnęłam za spust. Padł. Z pomocą dziewcząt zrzuciły przygniatające mnie ciało mężczyzny. Niestety wystrzał broni zwrócił uwagę mieszkańców domu. Trzeba było uciekać. Jak najszybciej uciekać. Ciało cholernie mnie piekło, każdy dotyk sprawiał niewyobrażalny ból, wręcz nie do opisania. Krew już się nie sączyła, a po prostu ciekła. Ledwie widziałam na oczy, jednak musiałam wyprowadzić dziewczyny. Na chwilę stały się moimi zmysłami. Prowadziły, podtrzymując, bo z równowagą i wykonywaniem ruchów ciężko było. Z trudem trzymałam w ręku broń. Każde jej uniesie i oddanie strzału wymagało ode mnie dużo energii oraz tolerancji na ból, której nie miałam. Nie wiem, nawet kiedy wydostałyśmy się z tego budynku i jak znalazłyśmy się w mieście. Pamiętam jedynie, że jakiś mężczyzna zaoferował nam pomoc, gdy zobaczył trzy sieroty. Dwie bojaźliwie kobiety, które świat zewnętrzny przyprawiał o dreszcze prowadzące zakrwawioną, ledwie żyjącą gringo. Schował nas u siebie w domu. Udostępnił również telefon, dzięki temu mogłam poinformować Tony'ego, gdzie jesteśmy. Teraz pozostało czekać na pomoc, modląc się, by wcześniej nas nie odnaleźli tamci.

The LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz