W ciągu kilku kolejnych dni wypracowałem sobie prostą ale chyba skuteczną strategię. Nie myślałem. Wstawałem rano, szedłem do szkoły, wracałem do domu, udawałem, że się uczę, próbowałem pisać teksty i kładłem się spać. I tak w kółko. Czułem się jak chomik w jebanym kołowrotku. Nie myślałem co będzie jutro, pojutrze. Nie zastanawiałem się co czuję. Tak było łatwiej.
— Panie Matczak, jak pan obliczy to równanie jeśli drugi wyraz będzie miał postać ułamka, w którego mianowniku znajduje się pierwiastek? — zapytał niespodziewanie Abramczyk, nauczyciel matematyki.
Gnój dobrze wiedział, ze jestem matematycznym idiotą, dlatego lubił, co jakiś czas brać mnie do odpowiedzi i się pośmiać. A może chciał po prostu mnie czegoś nauczyć a ja sobie ubzdurałem, ze się na mnie uwziął?
— Panie Matczak?
— No cóż... — zacząłem się jąkać.
— Minuta — usłyszałem szept Szczepana.
— W sytuacji, gdy tak jak w podanym przez pana profesora równaniu drugi...
— To nie lekcja języka polskiego, nie musi pan odpowiadać pełnym zdaniem — przerwał mi mężczyzna. Już wiedział co kombinuję. — Konkrety panie Matczak.
— 20 sekund — szepnął mój przyjaciel.
— Oczywiście panie profesorze, ma pan rację. A więc, w takiej niecodziennej sytuacji...
I usłyszałem najpiękniejszą muzykę na świecie - zadzwonił dzwonek.
— Dobrze, niech wszyscy na rozwiążą to zadanie w domu — powiedział nauczyciel kończąc zajęcia. — Sprawdzę je w poniedziałek, na samym początku lekcji — uśmiechnął się do mnie wrednie i wyszedł z klasy.
— Proszę jeszcze o chwilę uwagi — Adaś wlazł na krzesło. — Pomyślałem, że może wyskoczymy całą klasą na schodki. Co wy na to? Dzisiaj o 18.00?
— O taaaak.
— Zajebisty pomysł.
— Lecimy.
Pomysł wszystkim przypadł do gustu.
— Co cię naszło? — zapytałem Adasia, kiedy wychodziliśmy ze szkoły.
— A nie wiem — wzruszył ramionami. — Dawno nie było okazji, żeby się wspólnie najebać. No i tobie przyda się jakaś porządna rozrywka.
— Ja chyba nie za bardzo mogę dzisiaj...
— Nawet nie próbuj — przerwał mi chłopak. — Punkt osiemnasta na schodkach, tam gdzie zawsze. Jak nie przyjdziesz to przyjadę po ciebie i przyprowadzę cię siłą.
— Dobra, dobra.
Kurwa, w sumie dawno nie byłem na dobrym melanżu. Granie z chłopakami w fife się nie liczyło.
Zegarek na telefonie pokazywał 17.41. Miałem jeszcze trochę, czasu, żeby skoczyć do ropucha po jakieś alko.
Jak na sklep o wymiarach dwa na dwa, wybór mieli całkiem spory. Postawiłem jednak na klasyk: litr żubrówki i dwa czteropaki despa.
Wychodząc ze sklepu, wpadłem na jakieś dwie laski.
— Przepraszam bardzo. Nic wam nie jest? — było mi głupio, że je tak staranowałem.
— Luz, wszystko okej — uśmiechnęła się jedna z dziewczyn, miała śliczny uśmiech. — Dobrze, że nie stłukły ci się zakupy — spojrzała na butelki, które miałem w reklamówce.
CZYTASZ
A może to tylko kac jest? | MATA
Fanfiction- Michaś proszę! Kochanie zostań ze mną! Synku co ty zrobiłeś?! Michaś... "Mam depresję. A może to tylko jebany kac jest?" Wszelkie sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają żadnego związku z realnymi osobami! Michał, dużo zdrowia!