36.

686 25 26
                                    

         Leżałem rozjebany na fotelu obok Kingi, patrząc na to działo się wokół.  Powietrze szare od dymu z zielska, wszędzie butelki po piwie i  wódce, kreski na stole. Zaśmiałem się pod nosem, zastanawiało mnie kto wytrwa do północy. Sam byłem dobrze upalony i podpity ale jeszcze w miarę kontaktowałem. Koksu nie tykałem. Kiedyś raz spróbowałem i wystarczy mi do końca życia. Wzdrygnąłem się na myśl o tym jak mi wtedy odjebało.

— Co wy tak zamulacie? — podszedł do nas radosny Wyguś. — Macie — podał nam plastikowe kubki. — Wódeczka dla pana i drineczek dla pani.

Ku mojemu zakurwistemu zdziwieniu Kinga bez wahania wzięła kubek.

— Kinga? — uniosłem jedną brew.

— A dobra, bo ty nie możesz — przypomniał sobie blondyn. — Daj, przyniosę ci jakiś sok.

— Bez przesady — dziewczyna wzruszyła ramionami. — Tu jest prawie sama cola.

— No chyba żartujesz? — wkurwiłem się.

— Ciąża to nie choroba — ściszyła głos.

Brzuch był już lekko zaokrąglony ale dla kogoś kto nie przyglądał się zbyt uważnie nadal nie był widoczny. Postanowiliśmy wspólnie, że utrzymamy ciążę w tajemnicy przed ludźmi ze szkoły tak długo jak będzie to możliwe. Dlatego w towarzystwie mówiliśmy o dziecku szeptem a najlepiej wcale.

— Ale kurwa nie pozwolę, żeby nasze dziecko urodziło się opóźnione bo ty nie mogłaś wytrzymać kilku miesięcy bez alko.

— Jeśli odziedziczy inteligencję po tobie to i tak będzie opóźnione — prychnęła.

— Co kurwa? — myślałem, że się przesłyszałem. — Ja wiem, ciąża, hormony ale nie musisz zachowywać się jak idiotka.

— Ej ej ej — odezwał się Franek, który dotąd przyglądał się bezradnie naszej wymianie zdań. — Spokój, kłócicie się jak stare małżeństwo. Matczak, chodź. Pójdziemy zapalić, ochłoniesz.

— Nie, ja pójdę z Anką się przewietrzyć do ogrodu — Kinga podniosła się z fotela.

— Tylko papierochów tam z nią nie pal — zdążyłem jeszcze rzucić zanim zniknęła w tłumie.

— Masz się z nią — Franek pokręcił głową i rozsiadł się koło mnie.

— No ostatnio jest jakaś nerwowa — przyznałem. — Ale wiadomo, to dla niej stresująca sytuacja. Dziewczyna bardziej przeżywa nieplanowaną ciążę niż facet.

— No tak...

Nie dokończył, bo właśnie stanęły przed nami Wika z Olą.

— Franek, mogę pożyczyć jakąś twoją koszulkę? Troszkę oblałam się piwem — zachichotała. Dziewczyna ledwo stała na nogach, a oczy miała tak zaczerwienione, że aż dziwne, że cokolwiek jeszcze widziała. Gdyby przyjaciółka nie przytrzymywała jej za ramię to już dawno zaliczyłaby glebę.

Ola natomiast unikała mojego wzroku. Na początku miałem nadzieję, że wezmę ją w jakieś ciche miejsce i pogadamy na spokojnie ale kiedy zrozumiałem, że specjalnie omija mnie szerokim łukiem i wszędzie chodzi z Wiktorią, dałem sobie spokój.

— Jasne, w szafie powinny być jakieś czyste koszulki. Mój pokój chyba wiesz gdzie jest — Wygnański uśmiechnął się dwuznacznie.

— Wiem, wiem — dziewczyna odpowiedziała mu takim samym uśmiechem.

— Chodź już — Olka pociągnęła niebieskowłosą za rękę.

— Jak ci z nią jest? — zapytałem Wygusia, kiedy dziewczyny oddaliły się na bezpieczną odległość.

A może to tylko kac jest?  |  MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz