37.

682 27 35
                                    

— Wiedziałam, że to wariatka — Kinga upiła łyk herbaty. — Od samego początku mnie wkurwiała.

— Chyba się pogubiła — nie chciałem już jechać po Wiktorii. 

Na początku byłem na nią mega wkurwiony ale gdy wytrzeźwiałem i się uspokoiłem, zrozumiałem, że to nie ma sensu. Źle to rozegrała ale widocznie coś musiała do mnie czuć skoro tak ją poniosło. Mogła tylko od razu przyznać kto zainicjował ten pocałunek. Teraz ja musiałem wszystkim się tłumaczyć.

— Tylko jej nie broń — rzuciła.

— Nie bronię jej — odpowiedziałem. — Najważniejsze, że mi uwierzyłaś i już się nie gniewasz.

— Masz szczęście, że cię kocham — uśmiechnęła się, po czym dała mi szybkiego całusa.

— Ja ciebie też.

— A co z Frankiem? Wyjaśniłeś mu jak było?

— Nie — przyznałem. — Kurwa nie wiem jak to zrobić. Zresztą on pewnie jeszcze odsypia.

— Boże, wiem że on nie jest zbyt bystry ale nie zauważył, że ona ma go gdzieś? — poprawiła koc pod którym siedzieliśmy. — Przecież to musiało być widać?

— Wczoraj powiedział mi, że chyba się w niej zakochał — na samą myśl o tym robiło mi się jeszcze bardziej szkoda Wygusia. — Pewnie nie zwracał uwagi na jakieś sygnały.

— Swoją drogą to niezła aktorka z niej... 

Blondynce przerwał odgłos powiadomienia messengaera z mojego telefonu.

— Nie mów, że to ona.

Spojrzałem na wyświetlacz.

— To Szczepan — przeszły mnie ciarki. — Chłopaki będą tu za godzinę.

— Wyguś też? 

— Też — wymamrotałem.

— O to ja spadam — roześmiała się.

Mnie nie było do śmiechu.

— Tak chyba będzie najlepiej.


— Nie martw się — uściskała mnie kiedy już miała wychodzić. — Dobrze będzie.

— Mam nadzieję.

— A i przygotuj jakąś flaszkę, będzie łatwiej wam gadać. Kocham cię — dodała i wyszła.


Wziąłem sobie do serca radę Kingi. Wódeczka leżała w zamrażalniku a pizza czekała na stole. Przez żołądek do serca.

— Siema — otworzyłem drzwi, wewnątrz cały się trząsłem.

Wyguś wszedł pierwszy i mnie uściskał. Spojrzałem zdziwiony na Adasia i Szczepana.

— Wyguś?

— Sorry — roześmiał się jakoś dziwnie.

Kiedy weszliśmy do salonu Krzysiek postawił butelkę Jacka Danielsa na stole.

— Romantycznie — Adaś spojrzał na stół. — Pizzunia, butelka whisky. Tylko świeczek brakuje.

— Mam jeszcze czystą w lodówce — powiedziałem spięty. Niby Franek zachowywał się jakby nic się nie stało, ale dalej się denerwowałem.

— O, to lepsze niż świeczki.

— Idę po jakieś szkło.

Kiedy wróciłem ze szklankami chłopaki rozmawiali o czymś ściszonymi głosami.

A może to tylko kac jest?  |  MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz