14.

889 27 11
                                    

       Kiedy wszedłem do knajpy od razu zauważyłem zakochaną parkę. Franek opowiadał coś, żywo gestykulując. Wika chichrała się głupio.

―  Naprawdę tak powiedziałeś? ― dopytywała.

― Siemano ― rzuciłem, gdy podszedłem do stolika.

― O, hej Mata ― wyszczerzyła się dziewczyna.

― Siema, siadaj ― Wyguś odsunął mi krzesło. ― Co ci zamówić?

― Dzięki ale nie będę nic jadł, ja tylko na chwilę. Muszę wrócić do domu przed rodzicami.

― Co tam u ciebie? ― zapytała Wika.

― Nic ciekawego ― wzruszyłem ramionami. ― To kiedy będzie Olka?

― Przyszedłeś tu dla Oli?

― Powiedziałem Michałowi, że mógłby oddać wreszcie jej za te buty ― wyjaśnił Wyguś.

― Och, no tak. Ola zaraz będzie, wraca z korków i ma po mnie zajść.

Przez następne piętnaście minut gadaliśmy o różnych głupotach. Wiktoria głównie pytała mnie o muzykę. Była słodka ale trochę za dużo gadała, pasowała więc do Franka. Nie żeby on był słodki, tylko dużo gadał.

― Trójkąt? ― przy stoliku niespodziewanie pojawiła się Olka.

― Hej, też miło cię widzieć ― nie mogłem się powstrzymać.

Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła mi tylko nienawistne spojrzenie.

― Oj Ola, Mata przyszedł przed chwilą ― wytłumaczyła Wika.

― Ma do ciebie sprawę ― dodał Wygnański.

― Właśnie, chciałem cię przeprosić, to co zrobiłem było obrzydliwe ― wstałem, bo nie mogłem wytrzymać, że brunetka patrzy na mnie z góry. ― I oddać ci za buty tak jak wtedy mówiłem.

― To znaczy, że chcesz mnie przeprosić czy przepraszasz?

Co za głupia, czepialska pinda.

― Bardzo przepraszam, że na ciebie zwymiotowałem ― powiedziałem sztywno i wyjąłem portfel? ― Ile chcesz? Trzy stówki wystarczą?

Wiedziałem, że moje zachowanie było chujowe ale zrobiłem to specjalnie. Niech wie, że ja też potrafię być sukinsynem.

― Ty chamie ― syknęła dziewczyna.

― Cztery? To były chyba jakieś stare vansy, więc powinno być git.

― Wsadź sobie w dupe te swoje pieniądze ― odpowiedziała i walnęła mnie z liścia. ― Wika jak chcesz to siedź sobie z tymi bananowymi chujami ― zwróciła się przyjaciółki. Zrobiła się czerwona ze złości . ― Ja wychodzę. Poczekam pięć minut na zewnątrz a potem spadam, z tobą lub bez ciebie ― brunetka odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.

― Kurwa, Michał no ― westchnął Wyguś.

― No co? Chciałem dobrze, to ona zaczęła.

― Ola ma trudny charakter, to nie twoja wina ― Wiktoria wstała z krzesła. ― Muszę lecieć, bo naprawdę pójdzie sama i potem będzie na mnie wkurzona ― dziewczyna pocałowała szybko Franka w policzek i wyszła z knajpy.

― Już nigdy więcej nie pozwolę, żebyście się razem spotkali. Działacie na siebie jak płachta na byka.

― To ona zachowuje się jak pierdolona księżniczka. Zawsze taka jest?

― W sumie to nie wiem ― przyznał blondyn. ― Nie widziałem się z nią od imprezy na schodkach aż do dzisiaj.

― Wiktoria nic o niej nie opowiadała?

― Stary, mamy lepsze tematy do rozmów niż jej psiapsi. Myślisz, że ja ciągle o tobie opowiadam?

― No dobra, dobra ― to co powiedział było logiczne. ― Ja muszę spierdalać na chatę, już późno.

― Może wpadnę do ciebie, co? Pogramy w fifke czy coś.

― Mam szlaban.

― Ty nie możesz wychodzić ale myślisz, że twoja mama mnie wyrzuci jak zobaczy, że przyszedłem? Za bardzo mnie lubi ― zaśmiał się.

― Racja, to zamawiam uberka.


― Na pewno nie chcesz, żeby cię podwieźć? ― zapytał ojciec po raz setny.

― Nie, tata. Przejadę się komunikacją.

Od poniedziałku miałem wrócić do szkoły, a dzisiaj musiałem iść pierwszy raz na spotkanie grupy wsparcia. Nawet nie było opcji, żeby jakoś się od tego wymigać, bo dyrka zażyczyła sobie zaświadczenie, że tam chodzę. Na samą myśl o tym co mnie czeka robiło mi się niedobrze. Miałem siedzieć z jakimiś wariatami i wysłuchiwać o ich przeżyciach, a potem jeszcze samemu dzielić się z nimi tym co czuję? Przecież to będzie jakiś cyrk.

― No to uciekaj bo się spóźnisz. Zobaczysz, będzie dobrze ― uśmiechnął się chcąc dodać mi otuchy.

― Na pewno ― byłem poirytowany, ale odwzajemniłem uśmiech.

Podróż do poradni psychologicznej zajęła mi pół godziny. Na miejscu byłem minutę przed czasem. To niezbyt dużo, ale musiałem jeszcze zapalić zanim pójdę na ten festiwal żenady.

W środku był mały korytarz, na drzwiach po prawej tronie zauważyłem tabliczkę "dzieci i młodzież". To musiało być tu.

Wszedłem do niedużego pomieszczenia. Na środku ustawione w kółku było sześć krzeseł. Pięć z nich było zajęte.

― Czyżby Michał? ― zapytała wesoło kobieta siedząca najbliżej drzwi. To na pewno ona prowadziła te spotkania.

Miała trochę ponad trzydzieści lat i była całkiem ładna, ale wyglądała jak obłąkana. Uśmiechała się od ucha do ucha, miała rozbiegany wzrok i piszczący głos, a na koszulce napis "life is beautiful".

― Tak, przepraszam za spóźnienie.

― Nic się nie stało kochanie ― puściła mi oczko. ― Zajmij wolne miejsce.

Usiadłem na krześle i rozejrzałem się. Oprócz mnie i wesołej wariatki było jeszcze dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Ja i pozostała czwórka byliśmy w podobnym wieku. Spojrzałem na dziewczynę w czerwonej bluzie, która siedziała na przeciwko mnie. No kurwa, gorzej już być nie mogło.

----------

Michaś, zawsze może być gorzej 😉

Sorki, że kolejny rozdział dopiero dzisiaj

Ściskam Cieplutko i dziękuję za waszą aktywność w komentarzach ❤

A może to tylko kac jest?  |  MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz