35.

697 28 5
                                    

Obudził mnie jakiś szelest. Przetarłem leniwie oczy a gdy zobaczyłem co się dzieje wyskoczyłem z łóżka jak oparzony.

— Ola? — potrzebowałem chwili żeby ogarnąć co się dzieje.

Brunetka właśnie kończyła zapinać guziki przy dekolcie sukienki. Wszystko mi się przypomniało. Pogrzeb, zapiekanki, sangrita, uber, mój pokój.

— Co się tak patrzysz? — burknęła i schyliła się, żeby zajrzeć pod łóżko. — Gdzie ten jebany but?

— Olka? — położyłem jej rękę na ramieniu. — Porozmawiamy?

— A o czym tu rozmawiać? — spojrzała mi w oczy. — Fajnie było a teraz spadam.

— I to tyle? Myślałem...

Urwałem w połowie zdania, bo sam nie wiedziałem co sobie myślałem. Było fantastycznie, Ola była wspaniałą dziewczyną ale miałem zobowiązania wobec kogoś innego i to nie powinno się wydarzyć.

— No co? — zapytała wkurzona. — Pojebana akcja wyszła i trzeba to szybko zakończyć. 

— Ale przecież...

— Przestań się jąkać, nie ma żadnego ale — przerwała mi. — To chore, jestem dla ciebie jak jakaś dziwka do której można przyjść kiedy jest się smutnym. A ja się na to godzę, więc sama robię z siebie dziwkę.

Zatkało mnie. Nigdy tak o niej bym nie pomyślał ale coś w tym było, że szukałem w niej oparcia gdy byłem w dołku. 

— Jesteś dla mnie ważna — powiedziałem cicho.

— Skończ — prychnęła. — A Kinga? Ona nie jest dla ciebie ważna? Nie kochasz jej? — spojrzała mi prosto w oczy wściekła. — Rzuciłbyś ją dla mnie?

Nic nie odpowiedziałem. Wcześniej się nad tym nawet nie zastanawiałem. Związek z Kingą był dla mnie naturalny jak oddychanie. Po prostu. Znaliśmy się już od kilku lat. Kiedy przez chwilę nie było jej w moim życiu myślałem, że się uduszę. A teraz będziemy mieli dziecko, planujemy wspólną przyszłość.

Z Olą było inaczej. Pojawiła się nagle. Na początku jej nie znosiłem, a potem zaczęło mi przy niej odbijać. Lubiłem te chwile, gdy nie zastanawiałem się nad tym co robię. Poza tym czułem się przy niej tak swobodnie.

— Tak myślałam  — odwróciła wzrok po kilku sekundach i zaczęła zakładać buty. — Zresztą nawet nie chciałbym tego. Nic nas nie łączy i nigdy nie połączy — dodała i ruszyła w stronę drzwi.

— Będziesz dzisiaj na sylwestrze u Wygusia? 

No chyba pytania bardziej z dupy nie mogłem zadać.

— Będę, ale nie licz na to, że przyliżemy się gdzieś w kącie. Spadam — chwyciła za klamkę.

— Czekaj, odprowadzić cię?

A jednak mogłem.

— Spoko trafię do wyjścia — rzuciła. — Lepiej się ubierz.

Spojrzałem na siebie. Kurwa, dopiero uświadomiłem sobie, że stoję radośnie w samych bokserkach.

— A, i jeszcze jedno  — odwróciła się. — Nie chcę się mądrzyć ale zastanów się, czy gdybyś tak kochał tą swoją Kindzie jak wszystkim opowiadasz to przespałbyś się z inną — powiedziała i wyszła szybko z pokoju nie dając mi szansy, żeby cokolwiek odpowiedzieć.

Stałem przez kilka sekund jak sparaliżowany starając się odgonić wyrzuty sumienia. Przecież kochałem swoją dziewczynę a to był tylko nic nie znaczący skok w bok. Byliśmy podpici i smutni. Potrząsnąłem głową i zacząłem szukać jakiś ciuchów. Na podłodze leżał tylko garnitur z pogrzebu. Znalazłem na krześle jakieś ujebane dresy i gdy naciągałem je na dupę stojąc tyłem do drzwi poczułem, że ktoś wchodzi do pokoju.

— Zapomniałaś czegoś? — zapytałem odwracając się. W pokoju stała mama. 

— Michał, co się tutaj wyprawia? — wpatrywała się we mnie zdziwiona. — Właśnie wróciliśmy z tatą i minęliśmy się na na podwórku z zapłakaną Olą.

— Zapłakaną? — przytkało mnie.

— Dokładnie, nie zdążyliśmy nawet o nic zapytać. Powiedziała tylko "do widzenia" i pobiegła do furtki.

A więc Ola udawała tylko taką obojętną w stosunku do naszej wspólnej nocy. 

— Była bardzo smutna po pogrzebie — skłamałem gładko. — Chyba ruszyło ją to.

— Czyli nocowała u nas? I co znaczą te ubrania na podłodze? — zapytała niespokojnie gdy rozejrzała się po pokoju. — Michał, wy chyba nie...

Jasne że nie. Graliśmy w scrabble całą noc.

— Mama weź — westchnąłem. — Chodziliśmy długo po mieście, byliśmy zmęczeni tym pogrzebem i w ogóle — w czym jak w czym ale w kłamaniu byłem dobry. — Zrobiło się późno a Ola musiałaby przejechać przez pół miasta żeby wrócić do domu, więc zaproponowałem żeby przekimała u nas.

Mama nic nie odpowiedziała tylko uniosła jedną brew i dalej się we mnie wpatrywała.

— Ja spałem na podłodze — wywróciłem oczami. — To tylko moja przyjaciółka.

— Okej, okej — wyglądała na uspokojoną. — Tylko pamiętaj, że teraz nie możesz zawieść Kingi. Nie możesz zawieść waszego dziecka.

— Nie jestem idiotą — pokręciłem głową.

— Wiem — uśmiechnęła się. — Ubierz się i chodź na śniadanie — powiedziała i wyszła z pokoju.

Ja pierdole, byłem skończonym idiotą. Tylko, że kurwa... Ciągle czegoś nie mogłem. Mówili że nie mogę robić rapsów bo jestem bananem. Teraz nie mogę spać z dziewczyną która mi się podoba, bo wpadłem z drugą i nie mogę jej zawieźć. Tylko, że to pierwsze miałem w dupie i dalej robiłem swoje. Natomiast to drugie to była szczera prawda. Niedługo będę ojcem a pewnie kiedyś mężem. Powinienem zachowywać się jak facet a odwalałem jakąś maniane, krzywdząc przy tym bliskie mi osoby. Kingę zdradzałem a Oli robiłem nadzieję. Byłem jak tornado, rozpierdalałem wszystko w promieniu dziesięciu kilometrów, zostawiałem po sobie tylko gruzy i ofiary.

------------

No i jestem. Wróciłam. Pisanie pozwala spierdolić myślami od rzeczywistości.  Dzięki dla tych, którzy poczekali <3

Jak pisałam końcówkę tego rozdziału to coś rozjebało mi mózg. Wyobraziłam sobie jak za 10- 15 lat przeczytamy na w necie, że Matczak ma dziecko w drodze i wziął ślub, tak jak niedawno Solar. Nie wiem, ale mnie ta wizja rozwaliła hahahha

Ściskam Was Kochani <3

A może to tylko kac jest?  |  MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz