Po powrocie ze szpitala rodzice zaproponowali, żebym został jeszcze tydzień w domu i odpoczął. Zgodziłem się bez problemu. Nie miałem wcale ochoty wracać do szkoły i do tych ludzi. Nie przewidziałem tylko, że ojciec z matką wezmą na ten tydzień urlopy i będą mnie pilnować jak pojebani.
Równo co pół godziny zaglądali mi do pokoju. Matka przychodziła niby podlewać kwiatki, zapytać czy nie mam brudnych rzeczy do prania. Ojciec szukał u mnie swojego zegarka, przychodził pożyczać ładowarkę do telefonu. Mieli setki wymówek, żeby tylko do mnie zajrzeć. Wkurwiało mnie to niemiłosiernie.
— Michał, widziałeś mój telefon? — starszy znów wlazł mi do pokoju i udawał, że szuka komórki.
— Co niby miałby u mnie robić twój telefon?
— No nie wiem, może pożyczyłeś na chwilę i zapomniałeś oddać — odpowiedział przetrząsając mi łóżko.
— Nie, nie brałem go. Mam swój.
— Okej, to może zostawiłem go w kuchni — rzucił i wyszedł.
Rozumiałem, że chcieli mnie chronić. Zawsze chronili mnie przed wszystkim, a teraz stwierdzili, że muszą chronić mnie przed samym sobą. Tylko, że ja już zmądrzałem. Na pewno nie zrobię tego drugi raz w tym domu.
— Michał chodź na obiad — usłyszałem głos matki dobiegający z jadalni.
Kiedy zszedłem na dół rodzice o czymś cicho dyskutowali, jednak gdy mnie zauważyli przerwali rozmowę.
— Gotowy do szkoły jutro? — zagadał ojciec.
— Oczywiście, będzie ciekawie.
— Nie martw się, wszystko nadrobisz — uśmiechnęła się do mnie matka.
— Bo wiesz Michał, mam teraz klienta, który ma biuro niedaleko twojej szkoły. Pomyślałem, że mógłbym rano podwozić cię do szkoły, a może i nawet odbierać po szkole. Po co masz się tłuc uberami jak i tak mam po drodze?
Myślałem, że mnie jasny chuj strzeli. Pojebało ich do końca.
— Co kurwa? Będziesz mnie teraz zawoził i odbierał ze szkoły?
— Chcę dobrze, tak będzie przecież...
— Pierdol się — przerwałem ojcu.
— Michaś, uspokój się - chciała załagodzić sytuację matka. — Jeśli nie chcesz, nie będziemy cię zmuszać.
— I co? Wyślecie za mną jakiegoś typa, żeby mnie śledził i pilnował?! — wykrzyczałem.
Zabrałem talerz z obiadem ze stołu, nie miałem ochoty jeść z tymi wariatami.
— Kochanie zjedz z nami, zostań.
— Boicie się, że na górze pochlastam się nożem od obiadu? — burknąłem i wyszedłem z jadalni.
Zaraz po wejściu do pokoju jebnąłem talerzem o ścianę i rzuciłem się na łóżko. Właśnie to doprowadzało mnie do szału i smutku. Nie jestem idiotą. Wiem, że robili to z miłości. Ja też ich kochałem. Ale przez całe życie, mniej lub bardziej czułem się jak zamknięty w złotej klatce. To chore, przecież są tysiące dzieciaków, które nigdy nie zaznały rodzicielskiej miłości i dałyby się pokroić za takich rodziców. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, że nie umiem docenić tego co mam. Dobijało mnie to. Czułem się jak szmata.
------
Jeszcze jeden krótki rozdział dziś 😋
Jeśli już doszłaś/doszedłeś do tego momentu to będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad ❤
CZYTASZ
A może to tylko kac jest? | MATA
Fanfiction- Michaś proszę! Kochanie zostań ze mną! Synku co ty zrobiłeś?! Michaś... "Mam depresję. A może to tylko jebany kac jest?" Wszelkie sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają żadnego związku z realnymi osobami! Michał, dużo zdrowia!