— Tak się bałam, że znowu cię stracę — Kinga gładziła delikatnie moją dłoń.
Siedzieliśmy razem na łóżku przytuleni.
— Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — uśmiechnąłem się.
— I vice versa — odwzajemniła uśmiech. — Kiedy wychodzisz, ze szpitala?
— Pojutrze. Lekarz powiedział, że wszystko się goi na mnie jak na psie.
— O super — odpowiedziała, po czym przysunęła się i mnie pocałowała.
Nagle otworzyły się drzwi.
— Kilka dni temu prawie się wykończył a już bierze dziewczynę na szpitalnym łóżku — zaśmiał się Szczepan.
— Moja krew — dodał Wyguś.
— Siemano — powiedziałem. Cieszyłem się, że te wariaty przyszły.
— Nie drzyjcie się tak — mruknęła Kinga. — W szpitalu jesteście.
— I kto to mówi? — skrzywił się Krzysiek. — Chłopak cały połamany, a ty zaraz go zgwałcisz.
— Michał, pójdę przynieść ci coś do picia — zwróciła się do mnie blondynka i pocałowała mnie w policzek.
— Idź, idź. Teraz my zajmiemy się pacjentem.
— Możesz przynieść nam jakąś szamke — zaśmiał się Franek.
— Spierdalaj — rzuciła dziewczyna i wyszła z pokoju.
— Jak się czujesz mordo? — Krzysiek usiadł na krześle obok łóżka.
— Zajebiście jak widać — odpowiedziałem.
Kiedy zobaczyłem pierwszy raz swoją mordę w lusterku po prostu się przestraszyłem. Miałem cały ryj opuchnięty i posiniaczony.
— Tak, wyglądasz kwitnąco — odpowiedział Szczepan.
— Ej powiedzcie, że macie szlugi.
— Co kurwa? — Wyguś zaczął się głośno śmiać. — Nie wpuszczali nas wcześniej do ciebie bo miałeś poobijane płuco czy coś i ledwo dyszałeś a teraz chcesz palić?
— Cztery dni nie paliłem, zaraz dostanę pierdolca. Macie fajki czy nie?
— Pytasz dzika czy sra w lesie? — Wyguś wyjął paczkę cameli z kieszeni.
— No dobra, ale tu nawet nie ma gdzie zajarać. — Szczepan rozejrzał się po pomieszczeniu. — Przecież nie zapalimy tutaj.
— Na końcu korytarza jest wyjście awaryjne, prowadzi na tył szpitala i zazwyczaj jest otwarte.
— Ja pierdole, skąd to wszystko wiesz? — Franek wybuchnął śmiechem.
— Jest tu taki jeden spoko pielęgniarz — odpowiedziałem. — Sam nie pali i nie chciał mi kupić szlugów ale powiedział mi to i owo.
— No dobra, a doleziesz w ogóle do tych drzwi? — Krzysiek popatrzył na mnie niepewnie.
— Przecież nie jestem sparaliżowany debilu — wywróciłem oczami i wstałem z łóżka.
— Ej, czekaj. A jak ktoś tu przyjdzie, a ciebie nie będzie?
— No na pewno w ciągu pięciu minut ktoś tutaj przypierdoli — prychnąłem.
— Kto przypierdoli? — zapytała Kinga wchodząc do sali.
— Jak zawsze w idealnym momencie — mruknął Szczepan.
— Przyniosłaś przynajmniej coś do żarcia? — zapytał Wyguś.
— Przymknijcie się — powiedziałem do chłopków, po czym zwróciłem się do Kingi. — Wiesz, przejdziemy się po korytarzu, rozprostuję trochę nogi.
Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie.
— Idziesz sobie z nimi na spacerek po szpitalu?
— Nie, idzie z nami podrywać pielęgniarki — zaśmiał się Franek.
— Weź się...
— Dobra, idziemy — Szczepan przerwał blondynce.
— Zaraz wracam — rzuciłem i wyszliśmy z sali.
Na szczęście tylne drzwi były otwarte. Znaleźliśmy cichą miejscówkę za kontenerem na śmieci.
— Nareszcie — westchnąłem, kiedy zaciągnąłem się papierosem. Zaraz potem zacząłem się dusić jak gruźlik.
— Brawo debilu, dobrze że nie chciałeś gibona od razu zajarać — powiedział Szczepan ale widziałem, że chłopaki trochę się przestraszyli.
— Może usta usta ci zrobić — zaśmiał się Wyguś.
— Spierdalaj — wychrypiałem, kiedy skończyłem kasłać. — Wolałbym już się przekręcić.
Paliliśmy chyba z piętnaście minut, bo po każdym buchu kasłałem jak pojebany, ale było warto. Petki już śniły mi się po nocach.
— Gdzie wy byliście? — przywitała nas wkurwiona Kinga. — Szukałam was na korytarzu ale nigdzie was nie było.
— Byliśmy w pokoju pielęgniarek — Wyguś udał, że poprawia pasek od spodni.
— Spoko, wyszliśmy na chwilę złapać świeżego powietrza — powiedziałem i usiadłem na łóżku obok dziewczyny.
— Kurwa, śmierdzi od ciebie szlugami — krzyknęła wkurwiona. — Daliście mu idioci zapalić? Nie dawno ledwo sam oddychał a teraz wyciągnęliście go na fajka?
— Nigdzie go nie wyciągnęliśmy, to on... — zaczął Szczepan ale do sali nie wiadomo skąd weszło dwóch policjantów.
— Który to Franciszek Wygnański? — zapytał pierwszy pies.
— Ja — odpowiedział Wyguś.
— A Krzysztof Szczepański?
— No ja — odezwał się Krzysiek. — A o co chodzi?
— Zostajecie aresztowani pod zarzutem zabójstwa Dawida Kowalika — powiedział drugi gliniarz.
Zatkało mnie. To jakiś nieśmieszny żart?
— Co kurwa? — wykrztusił Szczepan.
— Lepiej się zamknij — odpowiedział policjant i założył chłopakowi kajdanki. To samo drugi pies zrobił z Wygusiem, po czym wyprowadzili ich z sali.
---------
Nowy rozdział dla Was <3
Jak zawsze ściskam <3
CZYTASZ
A może to tylko kac jest? | MATA
Fanfiction- Michaś proszę! Kochanie zostań ze mną! Synku co ty zrobiłeś?! Michaś... "Mam depresję. A może to tylko jebany kac jest?" Wszelkie sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają żadnego związku z realnymi osobami! Michał, dużo zdrowia!