24.

804 26 24
                                    

— Tak się bałam, że znowu cię stracę — Kinga gładziła delikatnie moją dłoń.

Siedzieliśmy razem na łóżku przytuleni.

— Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — uśmiechnąłem się.

— I vice versa — odwzajemniła uśmiech. — Kiedy wychodzisz, ze szpitala?

— Pojutrze. Lekarz powiedział, że wszystko się goi na mnie jak na psie.

— O super — odpowiedziała, po czym przysunęła się i mnie pocałowała.

Nagle otworzyły się drzwi.

— Kilka dni temu prawie się wykończył a już bierze dziewczynę na szpitalnym łóżku — zaśmiał się Szczepan.

— Moja krew — dodał Wyguś.

— Siemano — powiedziałem. Cieszyłem się, że te wariaty przyszły.

— Nie drzyjcie się tak — mruknęła Kinga. — W szpitalu jesteście.

— I kto to mówi? — skrzywił się Krzysiek. — Chłopak cały połamany, a ty zaraz go zgwałcisz.

— Michał, pójdę przynieść ci coś do picia — zwróciła się do mnie blondynka i pocałowała mnie w policzek.

— Idź, idź. Teraz my zajmiemy się pacjentem.

— Możesz przynieść nam jakąś szamke — zaśmiał się Franek.

— Spierdalaj — rzuciła dziewczyna i wyszła z pokoju.

— Jak się czujesz mordo? —  Krzysiek usiadł na krześle obok łóżka.

— Zajebiście jak widać — odpowiedziałem.

Kiedy zobaczyłem pierwszy raz swoją mordę w lusterku po prostu się przestraszyłem. Miałem cały ryj opuchnięty i posiniaczony.

— Tak, wyglądasz kwitnąco — odpowiedział Szczepan.

— Ej powiedzcie, że macie szlugi.

— Co kurwa? — Wyguś zaczął się głośno śmiać. — Nie wpuszczali nas wcześniej do ciebie bo miałeś poobijane płuco czy coś i ledwo dyszałeś a teraz chcesz palić?

— Cztery dni nie paliłem, zaraz dostanę pierdolca. Macie fajki czy nie?

— Pytasz dzika czy sra w lesie? — Wyguś wyjął paczkę cameli z kieszeni.

— No dobra, ale tu nawet nie ma gdzie zajarać. — Szczepan rozejrzał się po pomieszczeniu. — Przecież nie zapalimy tutaj.

— Na końcu korytarza jest wyjście awaryjne, prowadzi na tył szpitala i zazwyczaj jest otwarte.

— Ja pierdole, skąd to wszystko wiesz? — Franek wybuchnął śmiechem.

— Jest tu taki jeden spoko pielęgniarz — odpowiedziałem. — Sam nie pali i nie chciał mi kupić szlugów ale powiedział mi to i owo.

— No dobra, a doleziesz w ogóle do tych drzwi? — Krzysiek popatrzył na mnie niepewnie.

— Przecież nie jestem sparaliżowany debilu — wywróciłem oczami i wstałem z łóżka.

— Ej, czekaj. A jak ktoś tu przyjdzie, a ciebie nie będzie?

— No na pewno w ciągu pięciu minut ktoś tutaj przypierdoli — prychnąłem.

— Kto przypierdoli? — zapytała Kinga wchodząc do sali.

— Jak zawsze w idealnym momencie — mruknął Szczepan.

— Przyniosłaś przynajmniej coś do żarcia? — zapytał Wyguś.

— Przymknijcie się — powiedziałem do chłopków, po czym zwróciłem się do Kingi. — Wiesz, przejdziemy się po korytarzu, rozprostuję trochę nogi.

Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie.

— Idziesz sobie z nimi na spacerek po szpitalu?

— Nie, idzie z nami podrywać pielęgniarki — zaśmiał się Franek.

— Weź się...

— Dobra, idziemy — Szczepan przerwał blondynce.

— Zaraz wracam — rzuciłem i wyszliśmy z sali.


Na szczęście tylne drzwi były otwarte. Znaleźliśmy cichą miejscówkę za kontenerem na śmieci.

— Nareszcie — westchnąłem, kiedy zaciągnąłem się papierosem. Zaraz potem zacząłem się dusić jak gruźlik.

— Brawo debilu, dobrze że nie chciałeś gibona od razu zajarać — powiedział Szczepan ale widziałem, że chłopaki trochę się przestraszyli.

— Może usta usta ci zrobić — zaśmiał się Wyguś.

— Spierdalaj — wychrypiałem, kiedy skończyłem kasłać. — Wolałbym już się przekręcić.

Paliliśmy chyba z piętnaście minut, bo po każdym buchu kasłałem jak pojebany, ale było warto. Petki już śniły mi się po nocach.

— Gdzie wy byliście? — przywitała nas wkurwiona Kinga. — Szukałam was na korytarzu ale nigdzie was nie było.

— Byliśmy w pokoju pielęgniarek — Wyguś udał, że poprawia pasek od spodni. 

— Spoko, wyszliśmy na chwilę złapać świeżego powietrza — powiedziałem i usiadłem na łóżku obok dziewczyny.

— Kurwa, śmierdzi od ciebie szlugami — krzyknęła wkurwiona. — Daliście mu idioci zapalić? Nie dawno ledwo sam oddychał a teraz wyciągnęliście go na fajka?

— Nigdzie go nie wyciągnęliśmy, to on... — zaczął Szczepan ale do sali nie wiadomo skąd weszło dwóch policjantów.

— Który to Franciszek Wygnański? — zapytał pierwszy pies.

— Ja — odpowiedział Wyguś.

— A Krzysztof Szczepański?

— No ja — odezwał się Krzysiek. — A o co chodzi?

— Zostajecie aresztowani pod zarzutem zabójstwa Dawida Kowalika — powiedział drugi gliniarz.

Zatkało mnie. To jakiś nieśmieszny żart?

— Co kurwa? — wykrztusił Szczepan.

— Lepiej się zamknij — odpowiedział policjant i założył chłopakowi kajdanki. To samo drugi pies zrobił z Wygusiem, po czym wyprowadzili ich z sali.



---------

Nowy rozdział dla Was  <3

Jak zawsze ściskam <3






A może to tylko kac jest?  |  MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz