Rozdział czternasty

18K 799 44
                                    


Avery

W domu było pusto. Goście Blakemore'a wyjechali, a on sam także zniknął. Do południa pracowałam z Lucią, która później także gdzieś zniknęła. Polubiłam ją. Była nieśmiała, ale to w ogóle mnie nie dziwiło. Kiedy udało mi się nawiązać z nią kontakt, zrozumiałam, że jest naprawdę fajną dziewczyną. Miałyśmy zając się obiema kuchniami i to okazało się wyjątkowym wyzwaniem. Przez wiele godzin siedziałyśmy w głównej kuchni, która była ogromna. Poznałam przy okazji dwóch kucharzy – Roco i Nico, którzy okazali się być mężczyznami z poczuciem humoru i ogromnym dystansem. Później, kiedy zostałam sama, dokończyłam pracę, której na szczęście nie było już dużo. Padałam z nóg, ale została mi kuchnia dla służby i musiałam wykonać swoje zadanie. To było lepsze od siedzenia w sypialni i rozmyślania. Przez cały dzień nie pozwalałam sobie na chwilę braku zajęcia i robiłam wszystko, by nie wracać pamięcią do poprzedniej nocy. Udawało się, naprawdę. Kiedy musiałam skupić się na powierzonym zadaniu, skupiałam się tylko na nim.

Było już późno, kiedy skończyłam pracę. Odłożyłam ścierkę i otarłam czoło wierzchem dłoni. Zmęczona marzyłam już tylko o łóżku. Gdybym miała kogoś do pomocy, z pewnością nie złapałaby mnie noc i nie czułabym się tak, jakby przejechał po mnie autobus. Z lodówki wyciągnęłam butelkę soku pomarańczowego i wlałam go do szklanki. Upiłam łyk i wtedy poczułam, że nie jestem sama. Odstawiłam szklankę, po czym wolno odwróciłam się w stronę wejścia. Stał w nim Jacob. Wszystko, co do tej pory udało mi się wypierać, wróciło.

– Nie spodziewałem się tak miłej niespodzianki – odezwał się ochrypłym głosem.

– Właśnie wychodzę.

Spuściłam głowę i ruszyłam w stronę wyjścia, ale on zablokował mi je swoją ręką.

– Nigdzie nie wyjdziesz.

Uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć. Wiedziałam, że jakiekolwiek prośby w jego kierunku nic nie pomogą. Znałam go wystarczająco, żeby mieć już tą pewność. Mogłabym jedynie go tym dodatkowo nakręcić, a już bez tego mnie przerażał. Cofnęłam się więc o krok i czekałam na kolejny ruch tego mężczyzny. On uśmiechnął się niczym sam diabeł i sięgnął po coś, co ukryte miał w tylnej kieszeni spodni.

– Richie dał mi coś w prezencie. Właśnie zastanawiałem się, jak wypróbować to cudo. – Wyciągnął niewielki nóż, którego rękojeść była czarna, zdobiona złotymi wzorami. Jacob przyłożył palec do czubka ostrza i posłał mi szaleńcze spojrzenie. – Podobno jest cholernie ostry. Sprawdzimy?

– Mam ci dać coś, czym będziesz się bawił? – zapytałam zupełnie zdezorientowana.

Zaśmiał się, a ja nie rozumiałam, co go tak rozbawiło.

– Będę się bawił tobą. Połóż się na stole.

– Co? – wydukałam. – Żartujesz? Powiedz, że żartujesz?

Nawet zeszłej nocy nie byłam tak przerażona, jak w tamtym momencie. Pomyślałam, że w ten sposób będzie chciał wymusić na mnie uległość. Pozostało mi mieć nadzieję, że to nie prawda. Przecież nikt nie chciałby być pokrojony żywcem.

– Wskakuj na stół, mała. Chyba że chcesz, żebym sam cię na nim położył.

– Nie! – Cofnęłam się, do momentu, w którym nie uderzyłam pośladkami o blat szafki. – Nie pozwolę ci mnie pociąć!

– Pociąć? – znów się zaśmiał. – Nie jestem aż takim świrem. Wskakuj na ten pieprzony stół – powiedział ostrzej.

Przez dźwięk jego stanowczego tonu, ruszyłam na środek kuchni. Chyba zrobiłam to mimowolnie, ponieważ nagle zrozumiałam, że nie pamiętam żadnego stawianego kroku. Blakemore podszedł i stanął tuż za mną. Wciągnęłam powietrze, gdy jego dłoń dotknęła mojego biodra.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz