Avery
Gdy tylko usiedliśmy przy stoliku, poczułam się jak intruz. Jordan Blakemore spojrzał na mnie tak, jakby czekał, aż wstanę i wyjdę. Tak samo patrzył Vincent. Wcale się nie dziwiłam, że pozostali bracia nie darzą go sympatią. O ile rozumiałam, skąd ta niechęć do mnie, dziwiło mnie, że dokładanie tak samo patrzy na resztę.
– Jaką mam gwarancję, że nasza rozmowa nie zostanie wyciągnięta? – zapytał starszy mężczyzna, rzucając mi spojrzenie pełne obrzydzenia.
Od razu zrobiło mi się słabo. Nienawidziłam czuć się niemile widziana, a przy tym człowieku nie mogłam czuć się inaczej.
– Ufam jej – odpowiedział Jacob. – Jeśli coś miałoby wyjść, wyszłoby już dawno. Avery wie o wszystkim, co ma związek ze mną.
– Od kiedy jesteś tak nieodpowiedzialny?
Jacob trzymał dłoń na moim udzie, kiedy tylko padło pytanie z ust jego ojca, poczułam silny ucisk. Syknęłam z bólu i podskoczyłam mimowolnie w odpowiedzi. Ten spojrzał na mnie i od razu zabrał dłoń.
– Powiem krótko. Ufam bardziej jej niż sobie. Jeśli możesz, przejdź do konkretów.
Nie wiedziałam, ile jest w tym prawdy. Domyślałam się, że to kłamstwo, które miało uspokoić starszego Blakemore'a, ale mimo wszystko poczułam się lepiej. To zaskakujące, jak niewiele potrzeba, by zyskać na pewności siebie. Czasami wystarczy odpowiednio dobrane zdanie.
– Niedługo pojawią się tu Martin Daniels z synami. Chciałbym, żebyście poznali się oficjalnie. Jeśli dacie radę nie przynieść mi wstydu, będę zobowiązany.
– Wstydu? – zaśmiał się gorzko Alex. – O czym mówisz, ojcze?
– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie chcecie zmian. Nie grzeszycie ambicją.
– A więc te spotkanie jest wejściem do wielkich zmian?
– Czy to nie było oczywiste?
– Było. Mieliśmy jednak nadzieję, że twoje ambicje nie są aż tak wygórowane.
– Wygórowane? Nasza rodzina ma prawo rosnąć w siłę.
Wymiana zdań między Joradanem i Alexem zdawała się trwać w nieskończoność, a w każdym kolejnym zdaniu coraz wyraźniej czuć było niechęć i urazę. Ukradkiem zerkałam na Vincenta, który krzywił się, gdy tylko Alexander zabierał głos.
– Powiedz po prostu, czego od nas wymagasz – wtrącił znudzony Richie. – Kazałeś nam się pojawić, więc jesteśmy. Nie mam zamiaru ukrywać, że mam wyjątkowo wyjebane na Danilesów i twoje interesy z nimi. W dupie ma także fakt, że mój starszy braciszek postanowił sprzedać się dla większego terenu.
– Zamknij się! – Vincent wstał gwałtownie. – Jeszcze jedno słowo i...
– I co? Zabijesz się? Zanim wyciągniesz broń, zdążę przypomnieć sobie ostatnie dziesięć wytrysków.
Vincent sczerwieniał ze złości. Wcale mu się nie dziwiłam. Richie nie był subtelny i udowodnił to już niejednokrotnie, jednak tym razem miałam wrażenie, że przeszedł samego siebie.
– Właśnie tego nie chcę widzieć – wysyczał Jordan. – Przestańcie zachowywać się jak banda rozpieszczonych gnojków.
– Trzeba było mówić tak od razu. – Richie wyprostował się i przeczesał włosy dłonią. – Mamy kłamać, że jesteśmy normalną rodziną? Wiesz, Danielsownie z pewnością nie są idealni, ale zakładam, że oni również będę udawać, więc jak dla mnie nie ma problemu.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANA
RomanceAvery Ston rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy. Musiała zdobyć je szybko, by uratować własne życie. Była nawet gotowa pracować jako prostytutka, by tylko przetrwać. Mogłoby się wydawać, że los uśmiechnął się do niej, gdy zaproponowano jej pracę poko...