Rozdział osiemnasty

17.5K 826 75
                                    


Avery

Przez dwa ostatnie dni nie wydarzyło się zupełnie nic. Chyba przez to popadałam w coraz większą paranoję. Zaczęłam myśleć, że to cisza przed burzą, bo w tym domu nie mogło być przecież spokojnie. Tymczasem Dakota omijała mnie szerokim łukiem i ani razu nawet na mnie nie spojrzała. Natomiast Jacob zapadł się pod ziemię. Widziałam go tylko raz. Wchodził do domu i jedynie na mnie zerknął, po czym zamknął się za drzwiami swojego gabinetu. Do głowy wpadła mi absurdalna myśl. Pomyślałam, że chroni mnie przed Dakotą i dlatego postanowił unikać mojej osoby. Oczywiście błyskawicznie to wyśmiałam. Bo dlaczego w ogóle miałby mnie chronić? Byłam dla niego nikim. Ofiarą, którą chciał złapać w swoje szpony, rozszarpać i wypuścić na wolność, tylko po to, by obserwować, jak nie radzi sobie po jego ataku.

Tego dnia zaczęłam pracę bez pomocy innych dziewczyn. Halle poinformowała mnie, że główny salon i część rozrywkowa należą teraz do mnie i jest to polecenie Blakemore'a. Nie byłam pewna, czy dam sobie z tym radę, bo dostałam naprawdę ogromną część. Szczególnie salon wymagał wiele pracy, ale przecież nie mogłam odmówić. Zaraz po zbiórce zabrałam się do pracy. Zaczęłam od części rozrywkowej domu, w której dzień wcześniej sprzątała Astrid. Wyszłam niedługo później, bo po porządkach dziewczyny w środku nikt nie przebywał. Za to główny salon wymagał jak zwykle więcej czasu. Przechodziło przez niego wielu ludzi, a Jacob i Carter również spędzali w nim sporo czasu. Sprzątając myślałam o tym, że muszę pójść do Blakemore'a i poprosić go o pozwolenie na wyjście i zaliczkę, by nie zabrali mi niczego więcej. Przygotowywałam się na tę rozmowę, mając nadzieję, że nie spotkam się z odmową. Bałam się tego bardziej, niż bałam się tego mężczyzny. Wszystko, czego się dorobiłam, było w rękach ludzi, którzy nie słynęli z dobrego serca. Nie dziwiłam się temu, przecież prowadzili kasyno, a tam często pojawiali się ludzie, którzy przegrywali grube pieniądze, po czym próbowali wymigać się od zapłaty. Wciąż uważałam, że to cud, że przeżyłam.

Właśnie skończyłam pracę, gdy do domu wszedł Jacob. Był w towarzystwie Cartera, dlatego zawahałam się na moment. Obaj spojrzeli na mnie, jednak nie tak, jak zwykli patrzeć. Zrozumiałam, że wcale nie chodzi o mnie, a po prostu coś się wydarzyło. Coś, co wywołało w nich gniew. Znów się zawahałam. Mężczyźni ruszyli, a ja znalazłam resztki odwagi i otworzyłam usta.

– Przepraszam! Nie chcę przeszkadzać, ale chciałabym z tobą porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.

Jacob uniósł brwi i chyba się zastanowił. Później kiwnął głową do Cartera, który od razu ruszył do gabinetu.

– Chodź.

Jacob wszedł do swojej sypialni, na co od razu się spięłam. Nie chodziło już nawet o to, że była to jego sypialnia, że miał tam łóżko i mógł zamknąć za nami drzwi na klucz. Po tym, co ostatnio się wydarzyło, bałam się wchodzić do środka. Mimo wszystko zrobiłam to. Stanęłam na środku i spojrzałam na zniecierpliwioną twarz mężczyzny.

– Czy jest szansa, bym dostała jakąś zaliczkę i pozwolenie na wyjście? Muszę wpłacić cokolwiek ludziom, którzy czekają, aż oddam im dług.

– Kiedy chcesz wyjść? – zapytał beznamiętnie.

– Jak najszybciej.

Uniósł rękę i spojrzał na zegarek.

– Przebierz się i bądź gotowa za godzinę. Zawiozę cię tam.

– Nie musisz. Nie chcę uciekać, chcę po prostu zająć się swoimi sprawami, dopóki jeszcze mogę. Jeśli boisz się, że chcę zrobić coś głupiego, możesz być spokojny, nie zamierzam.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz