Rozdział dwudziesty drugi

17K 865 72
                                    

Avery

Kiedy Jacob i Carter opuścili dom, poczułam się jak w pułapce. Nie spodziewałam się tego, ale dopiero zdając sobie sprawę z faktu, że zostałam sama, dotarło do mnie, że mogłam znaleźć się w niebezpieczeństwie. Trzykrotnie sprawdziłam, czy drzwi do mojej sypialni są zamknięte. Później, na wszelki wypadek, zastawiłam je jeszcze biurkiem. Pomyślałam, że wariuję, ale lepiej było być ostrożnym.

Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Za każdym razem, gdy zmrużyłam oczy, wydawało mi się, że coś słyszę. Nie byłam pewna, czy to moja wyobraźnia, czy rzeczywiście ktoś coś kombinuje za moimi drzwiami. Westchnęłam cicho, wstałam i postanowiłam to sprawdzić. Liczyłam, że zobaczę pusty korytarz i wtedy się uspokoję. Tak cicho, jak tylko umiałam, odsunęłam biurko i ostrożnie przekręciłam zamek w drzwiach. Uchyliłam je o kilka centymetrów, i zajrzałam na zewnątrz. Nikogo nie było. Wszystkie drzwi były zamknięte i panowała zupełna cisza. Blakemore sprawił, że zaczęłam się bać swojego cienia. Zamiast wrócić do sypialni, zeszłam na dół. I tak nie mogłam spać, postanowiłam więc napić się wody i uspokoić, zanim wrócę na górę.

Wpatrywałam się w widok zza okna, oddając się myślom, które nie dawały mi spokoju. Nie byłam długo w tym domu, a mimo to odnosiłam wrażenie, że każdego dnia wciąga mnie coraz bardziej. Chciałam uciekać, ale nie mogłam tego zrobić. Chciałam być silniejsza, jednak brakowało mi tej odwagi. Próbowałam nie panikować, bo to jedynie doprowadzało mnie do coraz większej paranoi. Jednak jak można nie panikować, mieszkając w takim miejscu, z takimi ludźmi?

– Rozpaczasz nad tym, że Jacob cię ze sobą nie zabrał?

Zmroziło mnie na dźwięk głosu Dakoty. Odwróciłam się do niej, myśląc tylko o tym, że nie mogę pokazać, że się jej boję. Uśmiechnęłam się więc, udając totalnie rozbawioną jej sugestią.

– Rozpaczam? Mówiłam ci już, że nie jestem tobą. Gdyby nie to, że jutro czeka mnie dużo pracy, napiłabym się z tej okazji.

– Nie kłam – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Chcesz zająć moje miejsce.

– Boże broń! Chyba bym się zabiła, gdyby miało do tego dojść.

Trzymała coś za plecami. Nie dałam po sobie pokazać tego, że to zauważyłam.

– Nie jedna się tu pojawiała, ale ty jesteś najgorsza. Nie dajesz mu tego, czego on chce i przez to coraz bardziej działasz mi na nerwy.

Wykrzywiłam się. Odwróciłam głowę w bok, lokalizując szufladę z nożami. Wiedziałam, że jeśli na mnie ruszy, będę miała pięć sekund na zareagowanie. Chyba że za plecami trzymała broń. Na wszelki wypadek zaczęłam żegnać się z życiem.

– Nie chcę i nie dam. Przyszłam tu do pracy i jeśli spróbowałabyś chociaż pomyśleć, szybko doszłabyś do wniosku, że tak lepiej dla ciebie. Jeszcze kilka dni i się znudzi. Odeśle mnie do domu, a ty będziesz miała go znów dla siebie.

– Ale ty pieprzysz – powiedziała z obrzydzeniem. – Nawet bym ci uwierzyła, gdybym nie poznała się na tobie. Chcesz go uwieść. Rozgryzłam twój plan. Jesteś cwana, ale jeszcze wiele ci do mnie brakuje.

– Kurwa, ty naprawdę jesteś chora – wyszeptałam.

To chyba był mój błąd, bo Dakota od razu ruszyła w moją stronę. Spanikowałam i nie zdążyłam dojść do szuflady. Zamiast ruszyć od razu, stałam sparaliżowana i patrzyłam, jak ona zbliża się do mnie. Już po chwili ostrze noża przeleciało mi tuz przed twarzą. Odskoczyłam od niej w ostatniej chwili, ale upadłam i nie byłam w stanie uciec.

– Pomocy! – krzyknęłam tak głośno, jak tylko byłam w stanie.

Czołgałam się po podłodze, rozpaczliwie czekając na ratunek. Uderzyłam plecami o szafki, spojrzałam na obłąkane oczy Dakoty i zrozumiałam, że za chwilę stracę życie. Wszystko trwało kilka sekund, jednak w tak krótkim czasie zdążyłam zrobić rachunek sumienia i przypomnieć sobie najlepsze chwile, jakie mnie spotkały. Dakota uniosła rękę, by wykonać ostateczny zamach. Wtedy zamknęłam oczy i zasłoniłam głowę rękoma, modląc się już tylko o to, żeby nie bolało. Minęła sekunda, druga, trzecia... było cicho, a ja nie czułam nic. Przyszło mi do głowy, że już po wszystkim, a ja jestem martwa. Naprawdę tak myślałam. Dopiero, gdy usłyszałam hałas, zabrałam ręce i uchyliłam powieki. Dakota wciąż stała w tym samym miejscu, ale nóż leżał na podłodze tuż obok jej nogi. Patrzyłam na niego, dopóki ktoś po niego nie sięgnął. To był Carter. Kucnął obok mnie i położył dłoń na moim policzku.

– Nic się jej nie stało, ale jest w szoku – powiedział do kogoś.

Wtedy zauważyłam Jacoba, który staną za Dakotą. Patrzył prosto na mnie, a twarz miał cholernie spiętą. Nie rozumiałam, dlaczego obaj tak mi się przyglądają. Dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, że cały czas poruszają ustami. Wzięłam się w garść, a wtedy dźwięki znów zaczęły do mnie dochodzić.

– Zajmij się nią – powiedział ostro Blakemore.

Carter wstał i podszedł do Dakoty, która nagle zaczęła okładać go pięściami. A raczej próbowała to zrobić, jednak mężczyzna był dużo silniejszy i znacznie szybszy od niej. Uderzył ją, złapał i siłą wyprowadził z kuchni. Słyszałam jak krzyczy, ale nie byłam w stanie skupić się na jej słowach. Było mi zimno, cała się trzęsłam, a serce chciało wyskoczyć z mojej piersi. Po chwili Jacob zajął miejsce Cartera. Kucnął przede mną i posłał mi karcące spojrzenie.

– Ktoś tu miał nie ruszać się bez noża.

– Nie spodziewałam się – odparłam drżącym głosem.

– O Boże! – Obok nas pojawiła się Halle. – Jesteś biała jak ściana! Wszystko w porządku?

– Tak. Chyba tak.

– Pomóc jej wejść na górę? – zapytała Jacoba.

Ten popatrzył na mnie zamyślony, następnie wolno pokręcił głową.

– Ja to zrobię. Ty zajmuj się resztą. Nie chce widzieć zbiegowiska na korytarzu.

Halle od razu wybiegła z kuchni. Blakemore natomiast wziął mnie na ręce i wolnym krokiem wyszliśmy na korytarz. Zamiast skręcić na lewo, poszedł prosto. Przeszliśmy tak przez salon, aż znaleźliśmy się w jego sypialni.

– Co robisz?

Spanikowałam. Nie wierzyłam, że nawet w takiej chwili myśli tylko o jednym.

– Spokojnie. – Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. – Nie zamierzam ryzykować. Jesteś w takim stanie, że wolałbym mieć cię na oku. Dwa trupy jednej nocy to trochę za dużo.

– Dwa? – wydukałam.

Blakemore rozebrał się do bokserek i położył się obok mnie. Nie zareagowałam tak, jak dotychczas reagowałam na jego bliskość. Emocje z poprzednich wydarzeń były wciąż zbyt silne.

– Myślisz, że jutro rano spotkasz Dakotę i będziecie pracować jak wcześniej?

– Nie, ale... po prostu... to nie na moją głowę – jęknęłam.

– Wygląda na to, że nie wzięłaś poważnie moich ostrzeżeń.

– Nie spodziewałam się, że ma na twoim punkcie takiego bzika.

– Wszystkie kobiety szaleją na moim punkcie.

Zaśmiałam się.

– Tak, oczywiście.

– Jest jedna taka, która wydaje się być odporna na mój naturalny urok.

Odwróciłam się plecami do niego i zamknęłam oczy.

– Nie pomyślałeś, że nie chce żyć w świecie, w którym jesteś królem?

– A więc ma problem, bo ja nigdy się nie poddaję.

Nie miałam siły mu odpowiedzieć. Czułam, jak odpływam i nie byłam w stanie tego powstrzymać. Nie przeszkadzało mi nawet to, że spałam w jego łóżku.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz