Rozdział drugi

21.9K 960 59
                                    


Avery

Stałam przed miejscem, w którym miałam się pojawić. Libby kazała mi wejść tam punktualnie, więc czatowałam przed drzwiami, czekając, aż nadejdzie godzina zero. Zerknęłam na zegarek, który pokazywał jedenastą pięćdziesiąt siedem. Westchnęłam cicho. Niechętnie stałam w tamtym miejscu. Niebezpiecznych dzielnic w Rochester było wiele, ale niektóre z nich skutecznie odstraszały, zniechęcając ludzi do spaceru po nich. Ta była jedną z nich. W końcu przyszedł na mnie czas. Zapukałam w bordowe metalowe drzwi, ale nikt nie otwierał. Ostrożnie pociągnęłam za klamkę, zajrzałam do środka, widząc jedynie ciągnący się korytarz. Serce zabiło mi szybciej, gdy zrobiłam krok do przodu.

– Dzień dobry – powiedziałam przez zaciśnięte gardło.

Postawiłam dwa kolejne kroki i wtedy drzwi tuż obok mnie się otworzyły. Odskoczyłam na bok, a mężczyzna, który wyszedł, patrzył na mnie jak na wariatkę. Pomyślałam wtedy, że mogę zapomnieć o pracy.

– Avery? – zapytał znudzony.

– Tak.

– Za mną.

Kiwną głową i wrócił do pomieszczenia, z którego wyszedł. Szłam za nim, przez kolejny długi korytarz, aż weszliśmy do czegoś, co przypominało gabinet. Nie był typowym pomieszczeniem służbowym. Owszem, miał tam biurko, ale także telewizor, kanapę i kilka innych sprzętów, które zupełnie mnie zaskoczyły.

– Stań przy ścianie.

Byłam zaskoczona tym rozkazem, ale zrobiłam, co chciał. Wtedy wyciągnął swój telefon i zaczął robić mi zdjęcia.

– Co pan robi?

Miałam wrażenie, że sam dźwięk mojego głosu irytuje go wystarczająco. Posłał mi takie spojrzenie, że na moment zapomniałam o oddychaniu. Postanowiłam więcej o nic nie pytać i poczekać, aż sam się odezwie. Fotografował mnie z każdej strony, co coraz bardziej mi się nie podobało. Nie zgłosiłam się przecież do pracy modelki i gdyby nie powiedział do mnie po imieniu, uznałabym, że mnie z kimś pomylił. Kiedy skończył, skupił się na swoim telefonie, wystukując coś na ekranie. Czekałam cierpliwie, bo tak naprawdę nie miałam wyjścia.

– Zdjęcia są konieczne. Wysłałem je do Jacoba Blakemore'a. – Zrobił pauzę, jakby czekał na moją reakcję, lub odpowiedź, ale ja nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. – Zanim cię zatwierdzi lub odrzuci, przedstawię ci kilka najważniejszych zasad. Przede wszystkim, Blakemore jest człowiekiem ceniącym swoją prywatność, dlatego w jego domu został nałożony całkowity zakaz używania telefonów komórkowych i wszystkiego, co może służyć do kontaktu z ludźmi z poza posesji.

Otworzyłam szeroko oczy. Chciałam zapytać, czy to praca, czy może więzienie, ale zanim to zrobiłam, postanowiłam zapytać o coś znacznie ważniejszego.

– Czy mogę dowiedzieć się, jakich zarobków mogę się spodziewać?

– Jasne. Libby mówiła, że potrzebujesz sporo gotówki. Tu zarobisz wystarczająco dużo. Mam nadzieję, że trzydzieści tysięcy dolarów miesięcznie jest dla ciebie satysfakcjonującą sumą?

– Ile? – Nogi się pode mną ugięły, cudem nie runęłam na podłogę. – Za sprzątanie?

– Nie do końca – zaśmiał się niepokojąco. – Sprzątanie to twój obowiązek, ale musisz przestrzegać wielu reguł, które dla większości są zbyt radykalne, by móc zdecydować się na taką pracę.

– Czy jest coś oprócz braku kontaktu z otoczeniem?

– Brak kontaktu dotyczy także wychodzenia poza posesję.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz