Jacob
Wydawało mi się, że znalazłem na nią sposób. Nie było to nic, z czego byłbym zadowolony, ale wczorajsza noc pozwoliła mi zrozumieć rzeczy, o jakich nie zdawałem sobie sprawy. Avery była nietypową kobietą. Nie dała się wystraszyć i zdominować po kilku groźbach. Była także pierwszą, na którą nie dział zupełnie żaden ze sprawdzonych sposobów. Byłem przyzwyczajony do tego, że kobiety same chętnie oddawały się w moje ręce i nie musiałem nawet się starać. Wyzwanie, jakie rzuciła mi ta dziewczyna, stało się dla mnie priorytetem. Wyglądało na to, że nieświadomie sprowadziła na siebie jeszcze większe kłopoty.
Zanim wstałem z łóżka, ktoś zapukał do moich drzwi.
– Wejdź! – krzyknąłem, przekonany, że tym kimś jest Carter.
W progu stanęła jednak Dakota. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła bliżej.
– Pomyślałam, że masz może ochotę na śniadanie do łóżka – powiedziała zalotnie.
– Nie. Zjem na tarasie – rzuciłem od niechcenia.
– Ale po takim śniadaniu mogłabym zaserwować ci deser.
Spojrzałem na nią dokładnie, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie, czym mam w ogóle ochotę na taki deser. Po raz pierwszy skrzywiłem się na tę wizję.
– Nie. Wyjdź.
– Ale...
– Jeśli nie wyjdziesz stąd w ciągu pięciu sekund, wyjebię cię nie tylko z mojej sypialni, ale także z domu.
Dopiero wtedy odpuściła. Wiedząc, że już nie zasnę, wziąłem prysznic, po którym opuściłem sypialnię. W salonie krzątała się Halle. Na mój widok od razu się wyprostowała.
– Podać śniadanie?
– Carter już wstał?
– Tak, przed chwilą. Poszedł na taras, mówił, że na pana poczeka.
– A więc podaj.
Dołączyłem do mojego przyjaciela, który wpatrywał się w niebo. Miałem wrażenie, że o czymś myśli, a to nie zdarzało się zbyt często. Usiadłem naprzeciwko niego i czekałem, aż się odezwie.
– Kiedy jedziesz do Nowego Jorku? – zapytał po chwili.
– Za kilka dni. I nie jadę, a jedziemy.
– No właśnie, pomyślałem o tym, że powinienem zostać. Lubię twoją matkę, ale na myśl o rodzinnym obiadku robi mi się niedobrze.
– Myślisz, że cię tu zostawię?
– Boisz się o słodką Avery?
– Wolałabym, żeby po moim powrocie była w nienaruszonym stanie.
– Daj spokój, Jacob. Nie ufasz mi?
Ufałem, ale wiedziałem, że Carter potrafi być porywczy i właśnie dlatego wolałem mieć go na oku. Lepsze to, niż zastanawianie się, czy nie puścił hamulców.
– Jedziesz ze mną. Nie chodzi o tę dziewczynę, czy o jakąkolwiek inną z nich. Po prostu masz tam ze mną być.
– Mogę popełnić samobójstwo.
– Nie będzie tak źle.
– Wierzysz w to?
Uśmiechnąłem się, gdy wpadł mi do głowy idealny powód, dla którego Carter nie odpuściłby wizyty w Nowym Jorku.
– Może i masz rację. Katherine z pewnością ucieszy się, jeśli cię nie będzie.
Zmrużył oczy i byłem już pewien, że nie zmienił zdanie.
– Katherine nie powinna robić sobie przerw ode mnie. Masz rację, powinienem pojechać z tobą. Jakby to wyglądało, gdybym się nie pojawił na urodzinach pani Blakemore?
Zaśmiałem się, na myśl o tym, jak moja siostra ucieszy się jego wizytą.
– Mam nadzieję, że nie zginiesz.
– Katherinie jest mną oczarowana, tylko to ukrywa.
– Tak, z pewnością jest tobą oczarowana, bracie.
Patrząc na tę dwójkę, dochodziłem zawsze do wniosku, że niektórych ludzi należy od siebie odseparowywać. Dla dobra ich i innych ludzi. Natomiast odsunięcie Cartera od mojej siostry nie przyniosłoby zbyt wielu korzyści. Wciąż pozostawali inni, jak Ashton, który z pewnością zastanawia się, jak wymigać się od spotkania z rodzeństwem. Szykowała się niezła uroczystość.
Niedługo po śniadaniu poszedłem na siłownie. Spodziewałem się, że znajdę tam Avery i wcale się nie pomyliłem. Sprzątała razem z Astrid, obie na mój widok zostawiły swoje zajęcia i skupiły się na mnie.
– Mamy wyjść? Możemy dokończyć później – odezwała się blondynka.
– Nie, zajmę już posprzątaną część.
Ruszyłem w stronę ławki, z której miałem najlepszy widok na obie dziewczyny. Sięgnąłem po hantle i na chwilę oderwałem się od obserwacji. Po dwóch seriach usiadłem, by przyjrzeć się Avery. Myła właśnie lustro, ale na widok mojego odbicia, zatrzymała się.
– Astrid, przynieś mi wodę – rozkazałem.
– Oczywiście!
Blondynka niemal wybiegła z siłowni. Wtedy skorzystałem z okazji i podszedłem do Avery. Stanąłem tuż za nią, ręce położyłem na jej kształtnych biodrach, a oczy skupiłem na jej odbiciu w lustrze. Ona także na mnie patrzyła, choć nie w sposób, na jaki mi zależało. Lubiłem widzieć strach, ale nie taki. Nie było w nim nic więcej, żadnych ukrytych pragnień, emocji, czy niepewności przed tym, co się stanie. Wiedziałem, że się nie odezwie, ale liczyłem na jakikolwiek gest. Tymczasem stała bez ruchu, przez co miałem ochotę zrobić coś, czym zmuszę ją do jakiejś reakcji. Zamiast tego, zostawiłem ją tak i udałem się w stronę wyjścia. Zanim do niego doszedłem, wróciła Astrid. Dała mi butelkę wody i wróciła do pracy. Zawahałem się przez moment, bo być może za szybko odpuściłem. Mimo wszystko wyszedłem z siłowni, by zająć się pracą. Wieczorem miałem ważne spotkanie, do którego musiałem się przygotować. A Avery przecież nigdzie się nie wybierała.
____________
Kochani, wiem, że ten rozdział się już pojawił. Niestety dodawałam go tak szybko, że pominęłam jeden rozdział. Dodaję go jeszcze raz, usuwając tamten, by wszystko było jak należy <3
Wybaczcie mi zamieszanie <3

CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANA
RomanceAvery Ston rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy. Musiała zdobyć je szybko, by uratować własne życie. Była nawet gotowa pracować jako prostytutka, by tylko przetrwać. Mogłoby się wydawać, że los uśmiechnął się do niej, gdy zaproponowano jej pracę poko...