Rozdział dwudziesty szósty

17.5K 860 51
                                    


Avery

– A więc zacznij się bawić – szeptałam pod nosem, w drodze do swojego pokoju. – Znajdź sobie inną zabawkę, kretynie.

Miałam już dość kolejnych rozkazów tego mężczyzny i modliłam się o to, żeby jak najszybciej wydostać się z tej pieprzonej pułapki, w którą sama się wpakowałam. Nie mogłam uciec. Szczerzę mówiąc, bałam się próbować. Może byłam tchórzem, ale wiedziałam, że Blakemore wkurwiłby się, gdybym została złapana. Wciąż nie mogłam rozgryźć go do końca, a naprawdę bardzo chciałam to zrobić. Tylko tak mogłabym z nim walczyć i miałabym jakiekolwiek szansę na wygraną. Jego zabawa mogła trwać bardzo długo, ciągnąć się miesiącami. Nie miałam na to ochoty.

Wzięłam prysznic i założyłam koszulkę do spania, nie chcąc ryzykować kolejnej nagiej nocy spędzonej w jego łóżku. Jasne, mógł mnie znów zmusić, ale wolałam o tym nie myśleć. W głowie miałam zupełnie coś innego. Martwiłam się, że ktoś mnie zauważy. Dziewczyny i tak już dziwnie na mnie patrzyły, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Czy przyczyną był Jacob, czy to, co stało się z Dakotą? Może mnie obwiniały o jej śmierć? Nie wyglądało na to, że którakolwiek z nich pałała do niej sympatią, ale nie mogłam być niczego pewna. Nie w tym domu.

Owinięta szlafrokiem stanęłam przed drzwiami do sypialni Blakemore'a i rozejrzałam się dookoła, by mieć pewność, że nikt mnie nie widzi. Kiedy uznałam, że jest pusto, zapukałam dwa razy do drzwi. Otworzyły się po chwili, a w progu stanął pół nagi Jacob. Gestem ręki zaprosił mnie do środka, więc zrobiłam to, choć miałam ochotę uciekać.

– Chcesz urządzać sobie wspólne nocowanie każdego dnia? – zapytałam z ironią. – Myślałam, że jesteś już dużym chłopcem.

Stanął za mną w ciągu sekundy i chwycił mnie mocno w talii. Wciągnęłam głośno powietrze, nie spodziewając się takiej reakcji.

– Pokazać ci, jaki jestem duży? – zapytał ochrypłym głosem.

– To nie będzie konieczne.

Odwrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, po czym sięgnął po pasek mojego szlafroku. Rozwiązał go i zrzucił materiał z moich ramion. Byłam pewna, że to samo zrobi z koszulką, ale tym razem ją zostawił. Przesunął opuszkami palców po moim ramieniu, wywołując tym gęsią skórkę na moim ciele. Chyba zadrżałam, albo jedynie miałam takie wrażenie. Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, kiedy on nagle zaczyna być czuły. To nie było do niego podobne i właśnie dlatego działo się ze mną coś dziwnego. Po chwili złapał mnie za dłoń i zaprowadził na łóżko. Siedzieliśmy tak oparci o zagłówek i patrzyliśmy się przed siebie. Zaśmiałam się, myśląc o tym, jak komicznie musi to wyglądać. Niczym para speszonych nastolatków na pierwszej randce. W końcu odwróciłam głowę stronę Jacoba, spotykając się z jego przenikliwym spojrzeniem.

– I co teraz? – zapytałam cicho.

– To zależy od ciebie.

– Od kiedy coś zależy ode mnie?

– Powiedzmy, że od dzisiaj.

– Dlaczego?

Westchnął i spojrzał na sufit. Nie rozumiałam go. Nigdy nie był dla mnie otwartą księgą, ale wtedy nie wiedziałam nawet, czego mogę się spodziewać.

– Działasz na mnie w dziwny sposób. Naginam własne zasady, żeby zrozumieć, co takiego w tobie jest.

Wpatrywałam się w niego, próbując poukładać sobie jego słowa w całość. Miałam wrażenie, jakby nagle zaczął mówić szyfrem. Nie tego się po nim spodziewałam.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz