Rozdział czterdziesty szósty

14.6K 786 129
                                    


Avery

Wystarczyło trzy dni. Tylko tyle, bym zaczęła układać sobie życie na nowo. Znalazłam pracę w firmie reklamowej, która choć nie była spełnieniem moich marzeń, zapewniała mi niezłą pensję.

Pierwszego dnia pojawiłam się w firmie punktualnie, ale wyglądało na to, że nikogo to nie obchodziło. W środku trwał niezły zamęt i chyba tylko ja nie miałam pojęcia, co jest jego powodem. Wszyscy biegali i wyglądali na strasznie przejętych. Pomyślałam, że coś się stało i być może to nie był tylko mój pierwszy dzień, ale zarazem ostatni. Lawirowałam przez tłum ludzi, aż doszłam do samej recepcji, za którą stała Megan, rudowłosa dziewczyna, która odprowadziła mnie dzień wcześniej po firmie.

– Coś się stało? Wczoraj było tu spokojnie.

– Zyskaliśmy potężnego zleceniodawcę. Wygląda na to, że będziesz miała pracowite początki.

– Ja? – zapytałam zaskoczona. – Myślałam, że na początku będę słuchać, uczyć się. No nie wiem... parzyć kawę!

– Też tak myślałam, ale szef uznał, że masz być na spotkaniu z panem Blakemorem.

– Czekaj, z kim? Z Jacobem Blakemorem?

– Tak. Znasz go?

– Aż za dobrze – syknęłam.

– Mam nadzieję, że nie macie na pieńku. Wiesz, szef się napalił na to zlecenie.

Miałam ochotę zacząć krzyczeć. Nie byłam tak zaskoczona, jak zła, że to zrobił. A już myślałam, że dał mi spokój i pozwolił żyć bez niego. Byłam naiwna.

– Spokojne – westchnęłam.

Megan już mnie nie słuchała, patrzyła na coś za mną. Wydawała się być zachwycona widokiem. Spodziewałam się na co, a raczej na kogo tak patrzy. Przymknęłam oczy i modliłam się w myślach, żeby mnie nie zauważył. Jednak po chwili poczułam zapach jego perfum.

– Dzień dobry, skarbie.

Bardzo wolno odwróciłam głowę w jego stronę. Stał oparty o blat lady, a na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.

– Wyjaśnisz mi to?

– Co takiego?

– Co tu, do cholery, robisz?

Nie zwracałam uwagi na recepcjonistkę, która z pewnością wsłuchiwała się w każde słowo.

– Chyba nie myślałaś, że się poddam?

– Myślałam, że dasz mi spokój.

Pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

– Dopóki bije moje serce, będę zawsze szukał drogi do ciebie. – Wyprostował się i spojrzał na Megan. – Adams już jest?

– Tak! Zaprowadzę pana! – powiedziała podekscytowana.

– Nie trzeba. Zrobi to Avery.

Ruszyłam w stronę windy, a Jacob kroczył tuż obok mnie. Nie dało się nie zauważyć spojrzeń kobiet, jakie mijaliśmy. Widziałam je jakby w zwolnionym tempie. Patrzyły bezwstydnie, jakby za wszelką cenę chciały mu przekazać, że są do jego dyspozycji. Przez moment zerknęłam na niego, nie zwracał na nie najmniejszej uwagi i to mnie trochę zaskoczyło. Chyba każdy facet nie mógłby oprzeć się chociażby od zerknięcia na kobiety, które zjadały go wzrokiem. Jacob natomiast patrzył przed siebie.

W windzie wcisnęłam guzik na ostatnie piętro, a kiedy dziwi się zsunęły, Blakemore stanął za mną i położył dłonie na moich biodrach.

– Tęsknie – wyszeptał.

– Twój dotyk boli równie mocno, jak to, co mi zrobiłeś.

Wtedy mnie puścił, stanął przede mną i złapał moją brodę, gdy tylko chciałam opuści głowę.

– Oddam wszystko co mam, jeśli mi wybaczysz. To co mówił ojciec nie jest prawdą, Avery.

– Nie chciałeś mi się oświadczyć, bo ojciec kazał znaleźć ci żonę?

– Przez jeden krótki moment. Przyznaję. Ale od dawna nie myślałem o tobie w ten sposób. Musisz mi uwierzyć.

– Wierzę ci. Naprawdę ci wierzę, Jacob. Widzę, że mówisz prawdę, ale to niczego nie zmienia. Gdybyś powiedział mi o wszystkim od razu, byłoby zupełnie inaczej.

Winda się zatrzymała, a wtedy odtrąciłam jego dłoń i minęłam go. Odetchnęłam na korytarzu. Gdybym była z nim dłużej, moje serce by oszalało. Widząc jego spojrzenie zapragnęłam mu wybaczyć, ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam być silna.

– Masz wokół siebie tysiące kobiet. Wybierz inną, taką, która nie będzie śmieciem dla twojego ojca.

Chciałam zapukać do drzwi prezesa, ale Jacob złapał moją dłoń, w sekundę odwrócił mnie do siebie, po czym przywarł do mnie ciałem.

– Nie chcę innej kobiety, żadna nie dorasta ci do pięt. Chcę ciebie, potrzebuję ciebie i nie zamierzam się poddać. A ojciec... zapłaci za każde jedno słowo, obiecuję ci to.

– Nie pakuj się w kłopoty – powiedziałam z troską, której od razu zaczęłam się wstydzić. – Nie warto wchodzić na wojenną ścieżkę z własnym ojcem.

– Dla ciebie stanąłbym na drodze samego diabła.

Przełknęłam ślinę i próbowałam unormować oddech. To nie był Jacob, jakiego znałam. Być może tylko udawał, ale ciężko było w to uwierzyć.

– Dlaczego? – zapytałam cicho.

– Bo cię kocham, Avery. I wiem, że ty też mnie kochasz.

– Masz rację. Kocham cię. Zakochując się w tobie popełniłam największy błąd w życiu, a ty nie pozwalasz mi go naprawić.

– Daj mi szansę.

– Nie.

Wyrwałam się i zapukałam do drzwi. Wiedziałam, że w przeciwnym razie on będzie dalej naciskał, a ja w końcu zmięknę.

Prezes otworzył drzwi i zaprosił Jacoba do środka. Już chciałam odejść, ale Blakemore złapał mnie za dłoń i wciągnął ze sobą do gabinetu.

– Avery, nie będziesz nam na razie potrzebna. Zejdź do recepcji i poproś Megan o wszystkiego dokumenty, jakie miała przygotować na spotkanie z panem Blakemorem. Kiedy dojdziemy do porozumienia, ty i reszta wyznaczonych osób będziecie uczestniczyć w trakcje oficjalnego spotkania.

– Oczywiście.

– Wolałabym rozmawiać z panem w obecności mojej dziewczyny.

Zrobiło mi się słabo na te słowa. Nie mogłam zaprzeczyć, ale to, co powiedział, było bardzo dalekie od prawdy.

– Dziewczyny? – zapytał zaskoczony Adams. – Proszę wybaczyć, nie wiedziałem. Avery nic nie wspominała.

– Miała sprawdzić, czy mój wybór jest słuszny.

– W takim razie niezmiernie mi miło, że podołaliśmy oczekiwaniom. Proszę usiąść, zadzwonię po sekretarkę, która przyniesie resztę dokumentów. Mamy dla pana świetną ofertę.

Nie mogłam uwierzyć, żeto dzieje się naprawdę. Nagle przestałam być nowym pracownikiem. Musiałamzrezygnować z tej posady, Jacob po raz kolejny pokrzyżował moje plany iwszystko wskazywało na to, że będzie tak robić, dopóki się nie złamię.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz