Jacob
Minął już niemal tydzień. Pieprzony tydzień, w którym Avery sypiała w moim łóżku, a ja wciąż stałem w miejscu. Zacząłem czuć narastającą frustrację i czułem, że wszystko zaraz pierdolnie. Jak widać, zrywanie przyzwoitego nie było dla mnie, a każdego kolejnego dnia coraz bardziej mnie to irytowało. Miałem już dość i postanowiłem przestać z tym jak najszybciej. Wiedziałem, że mój plan nie wypali, ale stałem, kurwa, w miejscu. Miałem dość rozmów i prób przelecenia jej. Chciałem czegoś innego i wyglądało na to, że przyszedł czas, na zmiany.
Tego dnia w moim domu pojawiły się dwie nowe pokojówki. Stały w salonie, rozmawiając z Halle o obowiązkach. Były takie, jak inne dziewczyny. Piękne, zgrabne, ale nie widziałem w ich oczach ognia, który widziałem jedynie u Avery. Nie powinienem jednak narzekać. Wystarczyło, że pod moim dachem była jedna taka kobieta. Podszedłem bliżej i wtedy obie spojrzały na mnie z fascynacją. A więc znów nie czekało mnie zaskoczenie.
– Agatha Barker i Rosie May – przedstawiła je Halle. – Podpisały już umowę, od jutra zaczynają pracę.
– Dobrze – odparłem beznamiętnie.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę siłowni. Dopiero wtedy dostrzegłem Cartera, obserwującego wszystko z oddali. Szedł za mną, co nawet mnie nie zaskoczyło.
– Ostatnio mnie zaskakujesz – odezwał się, zamykając drzwi do siłowni.
– Nie wydaje mi się, że to komplement.
Usiadłem na ławce, schyliłem się po hantle i próbowałam ignorować Cartera, który jednak nie miał zamiaru odpuścić.
– Kiedy się za nie zabierzesz?
– Za kogo?
– Za nowe pokojówki.
– Możesz zrobić to za mnie, nie mam nastroju na zabawę z nimi.
– Co? Poczekaj, jak to nie masz nastroju?
– Tym razem daję ci wolną rękę. Nie przesadź, bo nie chcę mieć problemów.
– Nie chodzi o to, że nie podoba mi się twoja decyzja, ale zaczynasz mnie martwić.
– Mam zbyt dużo na głowie.
– O czym mówisz? O Avery?
– Avery nie ma z tym nic wspólnego.
– Jasne, dlatego sypia w twojej sypialni.
Spojrzałem na niego przez jedną krótką sekundę. Miał z tego niezły ubaw. Wkurwiał mnie, ale nie zamierzałem tłumaczyć mu się ze swoich myśli i czynów.
– Niedługo wyjedzie.
– Naprawdę chcesz to zrobić? – zapytał z niedowierzaniem.
– Dlaczego miałbym nie spróbować?
Przecież próbowałem nawet zrobić to w inny sposób i wciąż nie mogłem uwierzyć, że się na to zdecydowałem.
– Rozumiem, że mam znaleźć jej pracę?
– Nie może dowiedzieć się, że ktokolwiek za tym stoi.
– Wiesz, że to pojebane?
– Wiem.
Carter odpuścił. Wiedziałem, że w głównie miał głównie poznanie nowych dziewczyn i właśnie na tym się skupił. Kiedy zostałem sam, mogłem w końcu pomyśleć i skupić się na tym, co chciałem zrobić. Wyglądało na to, że w tym domu nigdy nie zdobędę Avery, ale przecież mogłem spróbować w zupełnie innym miejscu. Poczekać, aż zacznie żyć na nowo i zaatakować ponownie. To również mógł być zły plan. Zacząłem panikować. Nie byłem taki jak Ashton. Zaśmiałem się gorzko na myśl, że zacząłem go podziwiać. Być może mój młodszy brat nie był tak zły, jak mi się wydawało. Miał własne zdanie i robił to, co mu się podobało. Z jednej strony nie różniłem się od niego, jednak z drugiej, gdy pojawiła się groźba odebrania mi wszystkiego, szukałem wyjścia, by niczego nie stracić.
Wziąłem prysznic, ubrałem się i wróciłem do sypialni. Na zewnątrz trwała niezła ulewa, wyglądało na to, że pada coraz mocniej. Z jakiegoś powodu lubiłem deszcz. Stałem w oknie ze szklaną whisky w dłoni i przyglądałem się spadającym kroplom i szaremu niebu. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że lepszy widok będę miał salonu. Nie zastanawiając się przez sekundę, poszedłem tam i stanąłem przy zaszklonej ścianie. Wtedy zobaczyłem coś zaskakującego. Avery była na zewnątrz. Stała tuż przy tarasie, z uniesioną do góry głową. Wpatrywałem się w nią jak zahipnotyzowany, aż w końcu nie wytrzymałem. Odstawiłem pustą szklankę na stoliku i wyszedłem na zewnątrz. Szedłem do niej wolnym krokiem, zastanawiając się, co w ogóle tam robi. Wystarczyło kilka kroków, a już byłem zupełnie mokry. Ona jednak nie wyglądała na kogoś, komu by to przeszkadzało. Stanąłem obok mnie i dopiero wtedy mnie zobaczyła. Odwróciła głowę w moim kierunku i uśmiechnęła się ledwo zauważalnie.
– Co tu robisz? – zapytałem, wciąż nieco zaskoczony.
Znów spojrzała w niebo i tym razem uśmiechnęła się szerzej.
– Kiedy byłam dzieckiem, często spędzałam w ten sposób czas. Ci, którzy często płaczą, kochają deszcz, bo gdy pada, nikt nie widzi ich łez.
Skupiłem się na niej i uświadomiłem sobie, że chciałabym poznać jej historię. Nie taką, którą zdobędzie dla mnie Carter. Taką, którą ona mi opowie.
– Wychowałaś się w domu dziecka?
– Tak.
– Domyślam się, że nie było to dobre dzieciństwo.
– Nie było najgorzej. – Odwróciła się do mnie, a ja ucieszyłem się, że w końcu zwróciła uwagę na moją osobę, odsuwając na bok skupienie na deszczu. – Miałam znajomych, a moje opiekunki były w porządku. Ale byłam dzieckiem bez rodziców. Nikt nigdy mnie nie przytulił. Nigdy nie powiedziałam „mamo, tato". Zazdrościłam dzieciakom z mojej szkoły, których rodzice odbierali ze szkoły, by spędzić z nimi czas. Ja kończyłam lekcję i wracałam do pokoju w domu dziecka i tak przez wiele lat.
– Czasami brak rodziców była błogosławieństwem. Wolałbym nie mieć ojca, ale moja matka jest najlepszym człowiekiem, jaki chodzi po tej ziemi.
– A więc masz szczęście. Prawda?
Zastanowiłem się przez chwilę.
– Tak.
– Chciałabym zaznać choć odrobinę miłości. Nikt mnie nigdy nie kochał. Nigdy nikogo nie kochałam. Nie wiem nawet, jak to jest, gdy ktoś cię przytuli tak po prostu, bo mu na tobie zależy.
Złapałem ją i przyciągnąłem do siebie. Wtuliła się w mój tors, a ja oparłem brodę o jej głowę. Staliśmy tak, w towarzystwie szumu deszczu i pomyślałem wtedy, że tę chwilę zapamiętam na długo, może nawet na zawsze. Byłem złym człowiekiem, który nie zasługiwał na żadną miłość, ale dostał ją. Moja matka nigdy nie pozwoliła nam myśleć, że się dla niej nie liczymy. Chciałem, żeby Avery choć raz poczuła to, co ja mogłem czuć wielokrotnie. Chociaż to nie było to samo, nie mogłem dać jej nic więcej. Kurwa, dlaczego chciałem jej coś dać?
– Dziękuję – wyszeptała, odsuwając się ode mnie.
Nie puściłem jej. Moje dłonie spoczęły na jej biodrach, a jej dłonie nieśmiało muskały moich barków. Patrzyliśmy na siebie, próbując porozumieć się bez użycia słów. To było trudne wyzywanie. Zaskoczyła mnie, gdy uniosła się na palcach i po raz pierwszy to ona pocałowała mnie. Ująłem dłońmi jej twarzy i przyciągnąłem do siebie jeszcze bardziej. Jej usta były miękkie i ciepłe, jakby stworzone do tego, żeby je całować. Nie miałem ochoty przestać i przysięgłem, że tym razem nie pozwolę jej uciec. Wszystko przestało się liczyć. Musiałem ją mieć, musiałem mieć ją całą, a ona musiała mi się poddać. Zassałem jej dolną wargę, jednocześnie unosząc ją do góry. Owinęła nogi wokół moich bioder, a ręce zarzuciła na moje barki, wtulając się we mnie z pewnością, której nigdy wcześniej nie pokazała. Ruszyłem w stronę wejścia do domu, ani na mement nie odrywając ust od jej ust. Miałem w dupie, czy ktoś nas zobaczy, nie chciałem się ukrywać, nie chciałem tracić czasu. Egoistyczna część mnie zawładnęła moim umysłem. W głowie miałem tylko jeden cel i zamierzałem go zrealizować, niezależnie od tego, co będę musiał zrobić.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANA
عاطفيةAvery Ston rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy. Musiała zdobyć je szybko, by uratować własne życie. Była nawet gotowa pracować jako prostytutka, by tylko przetrwać. Mogłoby się wydawać, że los uśmiechnął się do niej, gdy zaproponowano jej pracę poko...