Karo
Słońce wstało jak zwykle. Jakby się nie spodziewało tego co ma się rozegrać tu za parę godzin. Przez kilka minut leżałam w łóżku i się nie ruszałam tępo wgapiając się w sufit. Jednak leżenie nie rozwiązuje problemu bitwy. Trzeba wstać przygotować smoki. W końcu nie wiemy kiedy będą napadać. Wiemy, że dzisiaj, ale nie wiemy dokładnie kiedy, w jakich godzinach. Spojrzałam na zegarek, była siódma trzydzieści. Normalnie pewnie byłabym w łóżku i jeszcze spała do 10 jak nie 11. Potem bym wstała, leniwie zeszła na śniadanie jednocześnie sprawdzając portale społecznościowe oraz inne niepotrzebne aplikacje w telefonie. Lecz moja norma skończyła się kilka miesięcy temu kiedy przywlekli mnie do zatęchłej rudery, rozwalili telefon i kazali uczyć jakiś magicznych sztuczek. Co jak co, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Trudno, moja norma już nie istnieje, jest inna. Codzienna walka z ludźmi dookoła, przepraszam, wampirami. Czasami mam ochotę wszystko rzucić, ale nie. Nie jestem zwykłym wampirem. Teraz nawet mam prowadzić lotny oddział składający się z trzech osób łącznie ze mną. Przynajmniej osoby, które toleruję.
Nagle mnie olśniło. Wstałam szybko z łóżka w drodze do drzwi nie marnując czasu nałożyłam szybko ubranie metodą tworzenia. Wezwałam myślą Anabell i Nathana do smoków. Sama momentalnie przeniosłam się wirem do stajni. Szybkimi trzema ruchami założyłam siodła wszystkim trzem smokom. Anabell i Nathan chwilę później stanęli koło mnie bez słowa biorąc swoje smoki.
Ja: Za mną, szybko.
Pokierowałam smoka w stronę lasu z najtrudniejszym parkourem po drodze dorobiłam jeszcze parę trudnych, praktycznie nie do pokonania przeszkód. Szybko wskoczyłam na Mentis.
Anabell: Karolina! Tego się nie da pokonać! W szybkim tempie można się zabić!
Nic nie odpowiedziałam. Wskoczyłam na smoka. Popędziłam Mentis. Moja uwaga była skoncentrowana na torze. Dokładnie wiedziałam gdzie wypadałam z toru lub ze smoka i dlaczego. Przytuliłam się do szyi zwierzęcia. Pozwoliłam, aby to ona mną prowadziła,a ja stałam się z nią jednością. Jednym organizmem dążącym do jednego celu. Bezbłędnie pokonałam parkour w zastraszająco szybkim tempie. Na sam koniec robiąc salto w powietrzu. Wreszcie osiągnęłam to czego pragnęłam. Szybkość, lotność i zwinność. Mogłam latac jak chce i gdzie chcę, nikt i nic mnie powstrzymać nie może. Teraz to ja tu jestem mistrzem.
Patrzyłam jak reszta próbuje przelecieć parkour, ale za każdym razem im coś nie wychodzi. Za każdym razem starałam się pomóc. Ale nie wszystkim to odpowiadało. W pewnym momemcie Anabell się na mnie wkurzyła.
Anabell: Przestań! Wiem co robię źle i nad czym muszę popracować na prawdę twoje rady mi w tym nie pomagają! Myślisz, że jak tobie się udaje, to od razu jesteś w tym taka wspaniała?
Ja: Nie prawda. Po prostu ja wiem jak to zrobić i chcę pomóc.
Anabell: Ale ja nie chcę pomocy!
I odleciała na najdalszy parkour jaki był.
I wtedy uświadomiłam sobie jedną rzecz. Juliette tak samo chciała pomóc mi, a ja potraktowałam ją tak samo jak Anabell mnie. To nie było w porządku z mojej strony zwłaszcza jak za chwilę idziemy na wojnę i nie wiadomo kto przeżyje i czy w ogóle ktoś, a nawet jeśli, to czy długo jeszcze pożyjemy. Dalej już nic nikomu nie mówiłam, siedziałam cicho i latałam na Mentis przy okazji ćwicząc trafianie do celu ogniem. Chociaż w sumie zbyt wielkiego znaczenia to może nie miało. Znając moje szczęście pierwsza oberwę. Jeszcze zanim zacznie się wojna. Wszystko może się zdarzyć. Wszyscy nie przeżyjemy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, musiałam chwilę ochłonąć przed szukaniem Juliette. Mentis odczuwała moje emocje, była mocno poddenerwowana co utrudniało nam komunikację ze sobą. Co chwila podskakiwała na niej nie mogąc się inaczej utrzymać.
Marta: Rozluźnij się.
Ja: Nie mogę.
Dziewczyna gwizdnęła na palcach,a Mentis od razu się uspokoił i zniżyła lot ku niej.
Ja: Jak to zrobiłaś?
Marta: Odwieczny dar. Ma swoje plusy zostawienie na pastwę smoków- zaśmiała się.- Co cię gryzie. Zaraz na wojnę ruszasz, a nie możesz smoka opanować.
Ja: Nie wiem... pokłóciłam się znowu z Juliette i to mnie gryzie...
Marta: Wiesz... smoki odczuwają twoje emocje lepiej niż ci się wydaje, a ten smok jest wręcz twoi lustrem. Jeżeli ty będziesz się bała, ona też, jeżeli stwierdzisz z góry, że bitwa przegrana, to przegracie. Trzeba uważać ze smokami, a co do Juliette, to się śmiesznie złożyło, bo widziałam ją 5 minut temu w boksie swojego smoka, powinna tam dalej być, na ogół się nie spieszy z tym, leć do niej, za 3 godziny ruszacie na wojnę.
Ja: Skąd wiesz?
Marta: Rozumiem mowę smoków, one to już przeczuwają od paru dni.
Ja: Jesteś niezwykła
Marta: Oj tam od razu, zwykła stajenna, leć już.
Pobiegłam do boksu Taisy, Od razu usłyszałam głos Juliette, była tam. Zapukałam.
Juliette: Kto tam?
Ja: To ja, Karo.
Julie: Wchodź do środka, nie krępuj się.
Ja: Na pewno?
Julie: No jasne, wchodź.
Weszłam ostrożnie do środka.
Ja: Wiesz co, sorry, moja wina, nie powinnam wybuchnąć.
Julie: Ja tym bardziej, nie masz za co przepraszać, każdemu czasem się przeleje. A ty mi wybaczysz moje zjazdy emocjonalne?
Ja: Jasne, zwłaszcza, że nie wiadomo, czy się jeszcze spotkamy po wojnie.
Julie: Musimy, potrzebuję was wszystkich, jesteście dobrze przygotowani, macie wierne smoki, słuchają was, jesteście cudowni, bez żadnych dyskusji. A teraz radzę wsiadać na smoki i lecimy się przygotować. Pamiętaj, że wszyscy jesteście dla mnie ważni, a zwłaszcza ty. Masz jedne z potężniejszych mocy i jesteś cholernie potrzebna. Nie chcę słyszeć, że nie zobaczymy się, bo zobaczymy się, jeszcze nie raz, nie dwa. Mamy to wygrać i nawet jak sami w to nie wierzycie, to ja w was wierzę i ne dopuszczę, żeby któremukolwiek z was się coś stało, będę was broniła kosztem własnego życia. Nie marz się, a na smoka wsiadaj i lecimy, zagrzać ducha bojowego do walki, bo tak łatwo się nie poddamy!
CZYTASZ
Wampirza Zemsta- Bitwa o wszystko
HororTo było dawno, ale nie tak dawno, aby o tym zapomnieć. Nasi władcy, Davies i Claries, dzielnie władali magicznym państwem. Od pokoleń to właśnie oni rządzili, a to dzięki klejnotowi mocy, który został im ofiarowany tuż po ogłoszeniu ich, jako władcó...