Rozdział 25

2.7K 76 5
                                    

Ana

Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. Spoglądałam na moje odbicie w lustrze. Starałam się być spokojna, starałam się nie myśleć zbyt wiele, starałam się nie skupiać na przyszłości. Mimo wszystko jak bumerang wracała do mnie świadomość, że mogę nie mieć dalekiej przyszłości, że powinno się dla mnie liczyć to co działo się tutaj i teraz. Poprzedniej nocy miałam koszmar w którym również spoglądałam na siebie w lustrze. Nie miałam włosów, miałam zapadnięte policzki i w moich oczach nie było już życia. Wiedziałam, że zmierzam ku śmierci.

Podniosłam wzrok na moje usta i lekko się do siebie uśmiechnęłam. Nie powinnam była się na tym skupiać. Powinnam myśleć pozytywnie. Byłam przecież młoda i silna. Nie mogło mi się nic stać. Cholera, teraz przeklinałam samą siebie za to, że nigdy nie uprawiałam sportu. Może wtedy było by mi to wszystko łatwiej znieść. Do pokoju nagle weszła moja matka. Spojrzała na mnie delikatnie się uśmiechając. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu swoich emocji. Doskonale widziałam po niej, że była spięta i całkowicie zestresowana. Cieszyłam się, że przychodził do nas Dan razem z rodzicami, bo wiedziałam, że ciotka Eva i moja matka napiją się trochę i wyluzują. Moja mama tego naprawdę potrzebowała.

- Wszystko gotowe. – podeszła do mnie i poprawiła moje włosy zakładając je za ucho jak dziecku – Czekamy tylko na naszych gości. Świetnie wyglądasz, na pewno spodobasz się Danowi w tej sukience.

Spojrzałam na moje odbicie raz jeszcze. To była jedna z moich sukienek, które ubierałam na specjalne okazje. Zakrywała moje wąskie ramiona, ale eksponowała niewielki biust. Pokazywała nogi jedynie od kolan w dół. Lubiłam ją, ale czułam się w niej jak dziecko. Spojrzałam na moją nada otwartą szafę. Musiałam zmienić garderobę. Nie byłam już dzieckiem.

- Mamo, ciągle zastanawiam się... – ciężko mi było o tym nawet myśleć – Czy powinnam się zbliżać do Dana.

- Przecież zależy ci na nim.

- Tak, zależy, ale na tyle aby nie skrzywdzić go i nie robić mu fałszywej nadziei. – wzięłam głęboki oddech co nie uszło jej uwadze – Boje się, że ten guz okaże się być bardzo złośliwym gadem, że nie przeżyje operacji albo późniejszego leczenia i wtedy Dan będzie miał złamane serce.

Moja matka zamarła w całkowitym bezruchu. Ona nie chciała nawet przyjąć do świadomości, że istniała taka opcja. Widziałam to w jej oczach. Byłam pewna, że gdyby tylko istniała taka opcja, to by oddała mi swoje zdrowie. Cudownie było mieć ją i tatę. Moich ochroniarzy w każdej sytuacji.

- Daj spokój Ana. – pogłaskała moje włosy – Wszystko będzie w porządku. Damy sobie radę.

Pokiwałam twierdząco głową. W tej sytuacji byłam realistką. Chociaż ja jedna z nich wszystkich musiałam zachować zdrowy rozsądek. Nie chciałam rozczarować siebie samej, a przede wszystkich ich. Mimo to musieli wiedzieć jakie były realia. Modliłam się aby lekarz przekazał nieco mniej drastyczne informacje.

Kiedy byłam już całkowicie gotowa zeszłam razem z kobietą na dół domu. Atmosfera była aż za bardzo wyczuwalna i napięta jak guma od majtek. Cały czas powtarzałam sobie żeby się nie stresować i nie myśleć za dużo, ale nie było to takie łatwe dla każdego z nas. Kiedy usiadłam obok mojego ojca w salonie na sofie spojrzał na mnie całkowicie zaskoczony. Delikatnie uśmiechnęłam się do niego. Czułam, że mam ze stresu spocone dłonie nawet kiedy nerwowo bawiłam się palcami. Tato spojrzał na nie i odłożył telefon w którym przeglądał jakieś notowania na giełdzie.

- Chciałam porozmawiać z tobą na pewien temat. – na szczęście mamy nie było nigdzie w pobliżu – To nie łatwe. Czuje się jak byśmy się zamienili rolami.

Przyjaciele z dzieciństwa [zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz