Rozdział 23

3K 89 0
                                    

Ana

Kiedy z samego rana otworzyłam oczy zorientowałam się, że nie śpię w moim domu, w moim łóżku. Rozglądnęłam się i zaciągnęłam męskim zapachem. Tak, przypomniałam sobie cały poprzedni wieczór. Pamiętałam o guzie, ale pamiętałam również pocałunki Dana i jego dotyk. Potrzebowałam tego, potrzebowałam ukojenia i spokoju w jego ramionach. Byłam gotowa oddać mu swoje dziewictwo, ale go on nie chciał i w pewnym sensie byłam mu za to wdzięczna. Faktycznie nie był to najlepszy moment w moim życiu. Delikatnie obróciłam się do niego przodem. Smacznie spał zupełnie nie przejmując się rzeczywistością. Od kiedy go znałam uwielbiał spać o wiele dłużej niż ja sama. Kiedy byliśmy dziećmi to właśnie ja zawsze musiałam czekać aż z łaski swojej wstanie i wyjdzie na dwór. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc jego lekko otwarte usta. Był taki idealnie nieidealny, cały Dan. Dotknęłam opuszkiem palca jego brwi. Nagle złapał się za twarz i przetarł po niej dłonią. Chyba nie był przyzwyczajony do  tego, że budził się z jakąś dziewczyna w łóżku w swoim rodzinnym domu. Nagle otworzył oczy, zupełnie jak by dopiero co przypomniał sobie wszystko i spojrzał na mnie delikatnie przerażony. Pewnie spodziewał się, że od razu wpadnę w rozpacz, ale wcale tak nie było. Czułam dziwny, a może i nawet nieco przerażający spokój w środku mnie.

- Dzień dobry Dan. – szepnęłam bardzo cichutko

- Cześć Ana. – miał seksowaną chrypkę

Wyciągnął spod pościeli dłoń, którą cały czas trzymał na moim ukrytym pod bielizną pośladku i dotknął jednym palcem mojej dolnej wargi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak cholernie źle musiałam wyglądać, dosłownie jak siedem nieszczęść. Nie dość, że na pewno miałam bardzo podpuchnięte oczy, to jeszcze musiałam być  rozmazana dosłownie po całej twarzy. Nie przypominałam sobie abym poprzedniej nocy zmazywała makijaż. To był moment w którym cała ta druzgocąca rzeczywistość wróciła do mnie w dosłownie zastraszającym tempie. Byłam chora, bardzo poważnie chora i nie do końca wiedziałam jak tak właściwie ułożyć to sobie wszystko w głowie. Nie wiedziałam jak mam dalej żyć i co robić. Obróciłam się na plecy i nieobecnym wzrokiem patrzyłam na sufit. Do moich oczu znowu naleciały łzy.

- Ana? Wszystko z tobą w porządku? – jego głos wyrażał ogrom troski o mnie

Nie wiedziałem jak miało być wszystko w porządku skoro byłam chora na śmiertelna chorobę, która mogła mnie zabić. Jego pytanie wydawało mi się dziwne i nie do końca na miejscu. Mimo to ta jego troska rozczulała mnie.

- Nie, nic nie jest w porządku. – mój głos się łamał

Przez chwile oboje całkowicie milczeliśmy. Kątem oka widziałam jak chłopak zaciska swoje dłonie w pięści. Nagle oparł się na jednym łokciu, a drugą wolną dłonią złapał mnie za dłoń. Przez jakiś czas po prostu wpatrywał się  w moje oczy, zupełnie jak by nie umiał odnaleźć słów, którymi miał mnie pocieszyć.

- Ana, co ty pieprzysz? Już ci przecież mówiłem, że razem damy sobie ze wszystkim radę. Nie zamierzam zostawić cię samej. – spojrzał na moje usta, a one bezwstydnie zaczęły pulsować – Lubię cię, naprawdę bardzo cię lubię i nie chce abyś kiedykolwiek była smutna.

Patrzył mi w oczy. Jego zielone tęczówki były dla mnie hipnotyzujące jak jeszcze nigdy. Miałam wrażenie, że wszystko co mówił było prawdą. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo, że będę musiała walczyć o wiele bardziej niż oboje możemy się spodziewać. Podniosłam ręce i objęłam jego szyję. Jego bliskość dawała mi o wiele więcej niż każde wypowiedziane przez kogokolwiek słowo. Chciałam mu tak bardzo powiedzieć co do niego czułam, ale nie wiedziałam jak. Nie chciałam brać go na litość. Chciałam aby był przy mnie z własnego wyboru, bo był moim przyjacielem.

Przyjaciele z dzieciństwa [zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz