Ciemny sufit był jedynym punktem, w który byłem w stanie patrzeć. Czułem jak każdy skrawek mojego ciała promieniował bólem. Jakbym bez przerwy odtwarzał uderzenia na nim lądujące. Będąc w łazience nie byłem w stanie spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Wiedziałem, że posiniaczona skóra wygląda odrażająco. Miałem wrażenie, że wiedziałem o tym aż za dobrze.
Na szczęście koszmar chwilowo ustał. Druga połowa łóżka świeciła pustką, a w uszach wciąż słyszałem trzask drzwi, który przynosił ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Chociaż kilka lat temu dowiadując się o jego licznych romansach na boku moje serce krwawiło, teraz czułem wielką wdzięczność, że ktoś zabiera część jego czasu, który mógłby wykorzystywać na monitorowanie mnie. Zastanawiało mnie tylko czy któraś z tych osób przechodzi przez podobne doświadczenia jak ja. Szczerze w to wątpiłem, ponieważ w towarzystwie innych ludzi zawsze wychodził na ideał. Nawet gdybym ujawnił przed wszystkimi jego prawdziwą twarz to ile osób uwierzyłoby mi, a nie jemu? Pewnie zmieściliby się na palcach jednej ręki.
A może nie byłoby ani jednej takiej osoby? Przecież nawet Bokuto oddał mnie w jego ręce ufając, że to dobry wybór. Nie słuchał, gdy mówiłem, że nie chcę wracać do domu i nie zobaczył niepokoju w moich oczach. Myślałem, że chociaż on będzie zdolny to dostrzec. W końcu tylko on zwraca na mnie tyle uwagi. Jakby się nad tym zastanowić to lepiej dla niego, że nie uparł się by się mną zająć. Nie podejmując działań, nie naraża się.
Nie wiem ile tak leżałem, ale po pokoju rozniósł się w końcu dźwięk burczącego brzucha. Nie chciałem jednak jeść. Sama myśl o jedzeniu przywoływała wspomnienie klęczenia przed muszlą i uczucie wpychanych do gardła palców. Był dzień wolny od pracy. Powinienem się cieszyć, że w tym stanie nie musiałem siedzieć za biurkiem, a jednak siedzenie w domu nie było moim ulubionym pomysłem.
Postanowiłem ubrać się ciepło i wyjść na spacer, a nogi poniosły mnie do sali gimnastycznej jednego z najbliżej położonych liceów. Wiedziałem, że w weekendy drużyna siatkarska lubi się tam pojawiać, a nawet grać mecze treningowe z innymi drużynami. Wtedy też bez problemu można było wejść na balkon i obserwować ich grę tak jak dzisiaj.
Oparłem się na barierce i z zafascynowaniem obserwowałem zapał zawodników obu drużyn. Pomyśleć, że w przeszłości też trochę liznąłem tego świata. Kto wie, może gdybym nie poznał Atsumasy dalej bym grał?
- Oya? Akaashi-senpai? Co tu robisz? - usłyszałem za sobą na co cały chwilowo zesztywniałem.
- A Ty, Bokuto-san? Co tutaj robisz? - zapytałem i po przełknięciu guli w gardle odwróciłem się.
- Moja stara drużyna z liceum przyjechała tu dzisiaj na mecz. Myślałem, że fajnie będzie ich pooglądać - odparł z dumnym uśmiechem obserwując boisko. Stanął obok mnie i spojrzał na mnie z błyszczącymi jak gwiazdki oczami. - Interesujesz się siatkówką, Akaashi-senpai?
- Teraz nie bardzo, ale na początku liceum chwilę grałem - odparłem stwierdzając, że w takim miejscu wymiana kilku zwyczajnych zdań nie powinna być niczym złym. Zwłaszcza, że podświadomie czułem wielką potrzebę by chociaż chwilę spędzić w jego towarzystwie i znowu zapomnieć o problemach. Mogło to być egoistyczne zachowanie biorąc pod uwagę to jak wcześniej go potraktowałem, ale nie mogłem się zmusić by po prosty odejść i udawać, że się nie znamy.
- Na jakiej byłeś pozycji? Lubiłeś grać? Dlaczego przestałeś? Możemy iść kiedyś razem na jakiś mecz? Jaką drużynę lubisz najbardziej? - pełnym ekscytacji głosem wymieniał kolejne pytania. Nie mogąc się powstrzymać zaśmiałem się przez jego zaangażowanie tematem.
- Powoli - uspokoiłem jego słowotok. - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na wszystko na raz.
- Ah...znowu mnie poniosło - powiedział po czym ucichł i przybity skupił się na grze jakby nie chciał mi przeszkadzać.
- Byłem rozgrywającym, było całkiem fajnie - odpowiedziałem po chwili na jego pierwsze pytania, a ten natychmiast spojrzał na mnie z wielkim szczęściem wypisanym na twarzy i widać było, że każde moje kolejne słowo będzie chłonął jak gąbka. - Przestałem, bo komuś ważnemu dla mnie się to nie podobało...
- To nie fair - odparł marszcząc brwi i twardo kontynuował. - Nie ważne kim była ta osoba nie powinna była odbierać Ci przyjemności z grania. To najlepsze uczucie na świecie! Wiesz, gdy twoja dłoń na ułamek sekundy spotyka się z piłką świat jest znacznie ciekawszy.
- Mam wrażenie, że już nie pamiętam tego uczucia - powiedziałem czując lekki żal. - Dalej grasz, Bokuto-san? Twój głos gdy mówisz o siatkówce brzmi jakbyś nie mógł bez niej żyć.
Odpowiedziała mi chwila ciszy. Blask w jego oczach przygasł, a wyraz jego twarzy mówił wszystko. Z jakiegoś powodu nie grał, a jeśli wciąż z takim zapałem potrafił o tym opowiadać to pewnie powód jego odejścia nie był błahy.
- Hej, hej, hej! - jego humor zmienił się w ułamku sekundy i znowu pełen energii i wesoły wykrzyknął na całą salę. - Ta akcja była niesamowita, chłopaki!
Kotaro nie odpowiedział na moje pytanie zamiast tego reagując na grę i skupiając uwagę wszystkich zawodników na sobie.
- Bokuto-senpai! - wykrzyknęli wyraźnie zachwyceni jego obecnością i z nową dawką motywacji zaczęli grać jeszcze bardziej zawzięcie.
Kilka innych osób, które przyszły jako widownia zwróciło uwagę na białowłosego jednak po kilku wymienionych między sobą szeptach powrócili do oglądania gry. Drużyna Bokuto ostatecznie odniosła zwycięstwo i ten pełen dumy zszedł na dół by z nimi porozmawiać. Ja obserwowałem ich z góry i chociaż powinienem już iść nie mogłem oderwać wzroku od gromadki nastolatków, którzy otaczali złotookiego jak boga i od niego, który pierwszy raz w życiu wyglądał w moich oczach jak dobry wzór do naśladowania. Ze swoją potężną postawą i ogromnym uśmiechem dawał wrażenie, że można mu bezgranicznie zaufać.
♤♤♤♤♤
Byłem niesamowicie szczęśliwy, że w mój wolny dzień spotkałem Akaashiego. Przez pierwszą chwilę gdy go zobaczyłem obawiałem się podejść, bo nie wiedziałem jak zareaguje na moją obecność, ale dobrze zrobiłem, że zignorowałem tą obawę. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że jednak mamy ze sobą coś wspólnego. Tym bardziej cieszył mnie fakt, że tą rzeczą była właśnie siatkówka.
- Bokuto-senpai! Jak nam poszło? - grupka licealistów otoczyła mnie, gdy tylko zszedłem na boisko.
- Coraz lepiej Wam idzie! Wasze ataki były ekstra! - pochwaliłem ich czochrając atakujących po włosach.
- Wszystko z Tobą w porządku, Bokuto-senpai? Wszyscy słyszeliśmy co się stało. Wiemy, że to nie Twoja wina - powiedział nagle kapitan poważniejszym tonem co w pewien sposób mnie uderzyło. Cała drużyna automatycznie straciła uśmiechy z twarzy.
- Co to za smutne miny? - zaśmiałem się najgłośniej jak umiałem i zawiesiłem mu rękę na ramieniu. - Wasz legendarny as jest niezniszczalny, nie potrzebuje, żeby takie dzieciaki jak wy nade mną płakały! Jeszcze kiedyś pokaże światu co potrafię!
Szkoda, że to co mówiłem przestało mieć znaczenie jak kiedyś, a zaczęło być tylko pustymi obietnicami. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że Akaashi wciąż stał w tym samym miejscu i nas obserwował. Uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem do niego energicznie zapatrzony w drobny uśmieszek na jego ustach. Ten po chwili podniósł dłoń niepewnie i udając, że na mnie nie patrzy odmachał mi. Czyż on nie jest uroczy?
- Muszę iść chłopaki, ktoś na mnie czeka. Przyjdę wam kibicować w styczniu na Turnieju Narodowym, więc lepiej się nie obijajcie - ostrzegłem ich teatralnie grożąc palcem i po usłyszeniu ich okrzyku zapewniającego, że zwyciężą wróciłem do okularnika.
~~~~~
Wiem, nienawidzicie mnie za godziny wstawiania rozdziałów, ale to nie moja wina, że o północy w weekend najbardziej się nudzę
CZYTASZ
Światło W Ciemności ♡BokuAka♡
FanfictionAkaashi przyzwyczajony do krzywd życia z obojętnością znosi tyranie swojego niegdyś ukochanego partnera. Nagłe pojawienie się nowego pracownika - Bokuto Kotaro wyzwala w nim wolę ucieczki z tego koszmaru. Ale co jeśli pogodny Bokuto również boryka s...