Mimo, że powiedziałem Hinacie, że się zastanowię niedziela minęła nim się obejrzałem, a moja noga nie stanęła nawet w pobliżu hali, w której rozgrywał się mecz. Nie było to do końca spowodowane faktem, że nie chciałem się tam pojawić. Myślałem o tym całą sobotę i mimo utrzymywanego głęboko oporu nie byłem stuprocentowo przeciwny wizji zobaczenia się ze starymi przyjaciółmi. Myślałem, że coś się zmieniło. We mnie, w otaczającym mnie świecie. Czułem, że powoli jestem w stanie stanąć przed moim lękiem i zmierzyć się z nim. Sam fakt, że odbyłem rozmowę z Hinatą był dla mnie jak pokonany kamień milowy mimo, że nie wydawało się być to czymś o dużym znaczeniu. Dla mnie było to okropnie ważne.
Gdy tak myślałem gubiłem się w powodach, które popchnęły mnie do myśli by jednak spróbować i pójść na ich mecz. Być może to kilkuletnia już terapia i leki, które brałem w końcu zaowocowały we mnie jakąś zmianą. Wątpiłem w to jednak, gdyż każde spotkanie z terapeutą wciąż kończyło się dla mnie bezsenną nocą. Bardziej prawdopodobnym powodem mogło być tylko pojawienie się Akaashiego w moim życiu. Dzięki niemu czułem się jak inna osoba, a może i nawet jak stary, dobry ja, który myślałem, że już nigdy nie powróci. Nic więc dziwnego w tym, że stwierdziłem, że dałbym radę pokonać strach z nim u boku. Kiedy jednak zadzwoniłem, nikt nie odebrał.
Próbowałem skontaktować się z czarnowłosym zarówno dzwoniąc jak i pisząc do niego jednak nie dostałem odpowiedzi. Wiedziałem, że współpracownik ma swoje życie i najpewniej był zajęty czymś ważnym, wyszedł gdzieś czy spędzał czas z rodziną, nie mogłem jednak powstrzymać rosnącego we mnie uczucia rozczarowania. Urosło ono do jeszcze większych rozmiarów następnego ranka, gdy po wstaniu sprawdzając telefon dalej nie otrzymałem odpowiedzi. Takim sposobem cały mój entuzjazm i wiara w to, że będę miał siłę by spełnić prośbę Hinaty przepadły bez śladu, a ja zostałem w domu i nie wychyliłem z niego nawet czubka nosa.
*****
Po spędzonym w dość depresyjnym nastroju dniu, w poniedziałek marzyłem tylko o tym by zobaczyć okularnika, nawet jeśli miałby siedzieć za biurkiem i nie patrząc na mnie wykonywać swoją pracę. Tak się jednak nie stało bowiem kiedy wkroczyłem do biura zastałem tylko puste krzesło. Początkowo myślałem, że poszedł coś załatwić chociaż fakt, że komputer był wyłączony podpowiadał mi, że Akaashiego najzwyczajniej w świecie nie było w pracy. Potwierdził to Ukai, który widząc moje błądzenie wzrokiem po pomieszczeniu postanowił do mnie w końcu podejść.
- Akaashi wziął urlop, jeśli dobrze zgaduje i to jego szukasz - odparł nie odrywając wzroku od pliku kartek podczas, których czytania marszczył nos w niezadowoleniu.
- Urlop? Tak nagle? - zapytałem zaskoczony. Co prawda dopiero uczyłem się funkcjonować w firmie jednak patrząc na to jak wszyscy zawsze są obecni w pracy doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że urlop jest rzadkim zjawiskiem. Z racji, że każdemu przysługuje go tylko dziesięć dni do roku ludzie wykorzystują go tylko na ekstremalnie ważne okazje. - Na ile dni? Wiesz dlaczego, Ukai-senpai?
- Nie wiem dlaczego, ale o ile się nie mylę to na ten tydzień. Pięć dni to dość długo, ty nic nie słyszałeś? Myślałem, że jesteście blisko.
- Nie aż tak... - odparłem zdając sobie sprawę z tego, że mimo iż wydawało mi się, że jestem osobą, która ma najlepszy kontakt z Keijim w firmie to i tak nic mi nie powiedział. - Spróbuje się czegoś dowiedzieć.
- Próbuj. A teraz lepiej wracaj do pracy - polecił.
- Już idę.
*****
Huk uderzającego o blat stołu stosu papierów sprawił, że włos zjeżył mi się na karku. Pierwszy raz w życiu byłem mierzony tak wściekłym spojrzeniem w tej pracy. Dwójka moich przełożonych patrzyła na mnie ze zdenerwowaniem, a sala konferencyjna, do której mnie zaprosili i która w tym momencie zionęła pustką była tak cicha, że dokładnie słyszałem ich oddechy.
CZYTASZ
Światło W Ciemności ♡BokuAka♡
FanfictionAkaashi przyzwyczajony do krzywd życia z obojętnością znosi tyranie swojego niegdyś ukochanego partnera. Nagłe pojawienie się nowego pracownika - Bokuto Kotaro wyzwala w nim wolę ucieczki z tego koszmaru. Ale co jeśli pogodny Bokuto również boryka s...